– Jeżeli dochodzi do patologii w naszym świecie i nie potrafimy sobie z tym poradzić, to w jaki sposób mamy mówić o patologiach na zewnątrz? To hipokryzja. Dziennikarstwo, któremu możemy zarzucić hipokryzję, przestaje być dziennikarstwem – mówi Wirtualnemedia.pl Anna Gielewska. Za główny grzech tego zawodu uznaje uległość. – Polityczną, biznesową, intelektualną, ale i uleganie złudzeniom – wymienia.
W ramach cyklu „7 grzechów głównych dziennikarstwa” pytamy wybranych dziennikarzy, co według nich jest największym przewinieniem tego środowiska. Pytamy o to, co im się nie podoba, co należałoby zmienić i wreszcie – czy sami przyznają się do jakiegoś „grzechu”.
Pierwszym rozmówcą był dziennikarz i reportażysta, autor wielu książek, obecnie zatrudniony w tygodniu „Polityka” – Paweł Reszka. Według niego największym grzechem dziennikarzy jest lenistwo.
Kolejny grzech – myślenie stadne – wskazał Michał Szułdrzyński, dziennikarz i publicysta, zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”.
Grzech trzeci: uległość [ANNA GIELEWSKA]
– Według mnie największym grzechem dziennikarzy jest uległość. Przede wszystkim, uległość polityczna – tłumaczy w rozmowie z nami Anna Gielewska, dziennikarka „Wprost”, wiceprezes Fundacji Reporterów oraz stypendystka JSK Knight Fellowship na Uniwersytecie Stanforda.
Jej zdaniem od lat dziennikarstwo w Polsce jest zaangażowane politycznie, duża część dziennikarzy utożsamia się z głównymi obozami politycznymi.
– Tych, których uznają za zwolenników obozu przeciwnego, traktują jak własnych politycznych wrogów. To patologiczna rzeczywistość. Z tym wiąże się hipokryzja: gdy ludzie pracujący w mediach, a emocjonalnie zaangażowani w politykę, stosują inną miarę do historii, w zależności od tego, którego obozu dotyczy. Na przykład, podobna taśma – może być „wstrząsająca i odkrywać prawdę” (jeśli dotyka jednych) albo być „kapiszonem bez znaczenia” (jeśli drugich). Taki mechanizm dotyczy większości ujawnianych afer. Zamiast zajmować się sednem, zbyt często toczymy spory o didaskalia i interpretacje – podkreśla.
Gielewska dodaje, że mówiąc o błędach i grzechach trzeba spojrzeć na kontekst, ponieważ od kilku lat mamy do czynienia z rynkiem, w którym nie ma równowagi.
– Ci, którzy przestrzegają standardów, muszą się mierzyć w nierównej walce. Po drugiej stronie są media propagandowe, mające narzędzia i pieniądze – często publiczne – na to, by prezentować treści propagandowe bez żadnej odpowiedzialności. Dylemat, przed którym stają dziennikarze nie tylko w Polsce, brzmi: jak docierać do ludzi i pokazywać różnice między dziennikarstwem jakościowym a propagandą, która z dziennikarstwem nie ma nic wspólnego – uważa dziennikarka. – Osoby, które są propagandzistami, z definicji nie są dziennikarzami. Zatem oczekiwanie od nich dziennikarskich zachowań jest naiwne. Możemy na to pomstować, ale nie ma tu prostej recepty – zaznacza. – W tym sensie uważam, że przestrzeń, w której funkcjonujemy jest trudna. Legitymizując coś, co z dziennikarstwem nie ma nic wspólnego i przeczy idei dobra publicznego, poszerzamy przestrzeń nie-dziennikarstwa, w której każdy może ogłosić się dziennikarzem. Mam z tym problem, bo bardzo długo uważałam, że trzeba rozmawiać.
W rozmowie z nami dziennikarka opisuje pewną rozmowę: jeden z kolegów w redakcji, w której kiedyś pracowała, przekonywał ją, że „rewolucja musi zostać dokończona, a dziennikarze muszą brać w niej udział”. Podkreśla, że tamta wymiana zdań nią wstrząsnęła. – Minęło wiele lat, dzisiaj dawny kolega robi świetny biznes na wspieraniu narracji rządu.
Uległość biznesowa zmorą dziennikarstwa jakościowego
Według dziennikarki nie jest to jedyne oblicze grzechu uległości. Kolejnym jest uległość biznesowa, która jest jednym z największych problemów dla dziennikarstwa jakościowego, śledczego. – Tego, które chce wchodzić głębiej, odsłaniać kulisy, pokazywać toksyczne związki, wątpliwe przepływy pieniędzy. Takiemu dziennikarstwu jest bardzo trudno funkcjonować w obecnym modelu rynkowym, kiedy na końcu liczą się kliki, reklamy i pieniądze. Zdarza się na przykład, że dziennikarz nie może zająć się jakąś historią, bo gdzieś w tle są głębokie zależności biznesowe, o których nie ma pojęcia. Najbardziej wyrazisty przykład to oczywiście sytuacja, w której polityk jest de facto współwłaścicielem dużego medium, ale takich niejasnych relacji jest więcej – tłumaczy dziennikarka.
„Dziennikarstwo to jest dobro publiczne i musimy to powtarzać do znudzenia, pokazywać i promować. Ale trzeba być uczciwym w tym pokazywaniu. >>Na górze<< nie może być żadnych wątpliwości. Dziennikarstwo to umiejętność opowiedzenia historii, ale też wzięcia na siebie ryzyka”.
Uległość intelektualna, brak liderów
– Jako dziennikarze ulegamy też różnym trendom, stadnemu myśleniu, które narzuca ton i tematy, zresztą często wcale nie najważniejsze na świecie. Polskie dziennikarstwo jest wsobne, zajmuje się przede wszystkim tematami, które „grzeją nas” w naszej bańce. Z drugiej jednak strony dobrze, kiedy dziennikarze z różnych redakcji drążą jeden, naprawdę ważny temat. Rozkładają go na czynniki pierwsze, podejmują różne wątki – mówi nam Anna Gielewska. Dodaje, że według niej gorzej się dzieje, jeśli dziennikarze „zaczynają się zajmować sami sobą”, wzajemnie dochodzić, dlaczego jedna redakcja zajęła się jakimś tematem, a druga tego nie zrobiła.
– Uważam, że za mało jest współpracy, porozumienia co do tego, co jest ważne, jakich tematów nie można odpuszczać. Choć w ostatnim czasie to się zmienia na plus. Kiedyś, przez lata – gdy gazety publikowały śledztwa, zdarzało się, że na konferencjach prasowych nie padały kluczowe pytania. W Stanach to nie do pomyślenia. U nas trochę się poprawiło – stwierdza.
Jednym z problemów w polskich mediach ma być także zarządzanie – za mało jest dobrych liderów, postaci, które mogą być wzorem.
– Ryba psuje się od głowy. Wiele złych zjawisk bierze się z takiej, a nie innej kultury pracy redakcji – charakteryzuje ten grzech dziennikarka. Dobry lider, który nie jest uległy wobec polityków czy świata biznesu, rozumie na czym polega odpowiedzialność mediów i patrzy w dłuższej perspektywie, odgrywa kluczową rolę. Takiej osobie zespół ufa, a to z kolei przełoży na materiały.
„Jaki powinien być dobry lider? Taki, który stanie za dziennikarzem, kiedy trzeba go będzie bronić. To ktoś, kto powie, że interesuje go ważny temat, nad którym trzeba pracować nawet i miesiąc. Stwierdzi, że dziennikarz nie musi wtedy wyrobić normy czterech tekstów na dobę”.
– Jest kilka zespołów w Polsce, które są dobrym przykładem, stawiają na ważne tematy, na dziennikarstwo pogłębione, społeczne, śledcze. To, co wyróżnia te zespoły, to często osoba, która nadaje kierunek, ustanawia kulturę pracy. Nie widzę żadnego powodu, dla którego praca w mediach miałaby być z natury rzeczy toksyczna. Jednocześnie obserwuję takie zachowania. Kultura pracy w redakcjach jest tłumaczona stresem, presją czasu, deadline’ami. Ale wewnątrz za dużo jest toksycznych zjawisk, premiowania ludzi z innych powodów niż wiedza, doświadczenie czy znajomość tematu – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Anna Gielewska.
Dziennikarka zaznacza też, że kultura uległości politycznej, biznesowej, intelektualnej, pogoń za clickbaitami – wszystko to powoduje, że ci, którzy chcą robić swoje, mogą czuć się sfrustrowani.
– Im więcej osób godzi się na taki model, tym bardziej on się utrwala. Ile historii mogło zostać nieopowiedzianych, bo ktoś uznał, że nie warto ryzykować czasu, energii czy pieniędzy? – pyta retorycznie.
„Sprawdzam” zaczyna się od siebie
– Za mało mówimy „sprawdzam” w stosunku do siebie, dużo częściej – w stosunku do innych. Krytyka przestała jednak spełniać swą funkcję w debacie publicznej. W zachodniej kulturze, krytyka jest przecież formą docenienia, okazania zainteresowania. Na amerykańskich uniwersytetach, jeżeli ktoś podejmuje krytykę jakiegokolwiek tekstu, to musi zamieścić w niej coś dobrego. U nas to wyłącznie forma walki, służąca temu, aby kogoś zniszczyć czy pokazać, że jego praca nie nadaje się do niczego. To paraliżujące i odbiera też możliwość zdrowej samokrytyki. Ktoś, kto jest atakowany, okopuje się i kontratakuje. Stworzyliśmy potworną, naładowaną emocjami przestrzeń, w której dziennikarz nie ma prawa do najmniejszego błędu. Choć oczywiście powinniśmy dokładać wszelkiej staranności i zawsze dążyć do tego, aby nie popełniać błędów, nawet tych najdrobniejszych – wymienia kolejny błąd środowiska.
Rekomendacja: więcej współpracy
– Dziennikarze, z braku czasu i możliwości, często porzucają ważne historie, nie są w stanie ich monitorować w długim czasie. Za mało współpracujemy z organizacjami watchdogowymi, które monitorują różne zjawiska, walczą o dostęp do informacji publicznej. To nasi naturalni partnerzy, którzy zbierają i publikują dane. To także nasi sprzymierzeńcy w pokazywaniu, że dziennikarstwo jest dobrem publicznym – zaznacza.
Gielewska podkreśla, że potrzeba dużo pracy i woli na wielu poziomach redakcyjnych, by zacząć patrzeć na jakościowe dziennikarstwo jako na dobro publiczne. – Nadzieją są ci, którzy chcą zajmować się ważnymi historiami bez względu na to, jaka jest „grupa docelowa” i clickbaity. Bo dziennikarze przede wszystkim powinni zajmować się tym, co społeczeństwa powinny wiedzieć. Nie ma lepszej odpowiedzi na zorganizowaną dezinformację ze strony polityków czy wielkich graczy biznesowych. Liderzy w mediach, którzy to rozumieją i na to stawiają, w dłuższej perspektywie wygrają. Powinniśmy ich wspierać. Dopóki nie wyzwolimy się z pułapki „klików”, będzie nam trudniej.
– Trzeba więc robić swoje, ale i myśleć do przodu. Pilnować, żeby nie ulegać własnym nawykom, utartym ścieżkom i redakcyjnym schematom. Szukać nowych form, współpracować z innymi dziennikarzami, watchdogami, uczyć się nowych narzędzi opowiadania historii – czasem nawet po godzinach, pomiędzy dyżurami – przypomina.
Według niej dziennikarstwo śledcze na świecie odchodzi od modelu „solistów”.
– Spójrzmy na tzw. cross-border journalism. Siłą takich historii jest współpraca dziennikarzy w różnych krajach nad udokumentowaniem jednego tematu. Taka współpraca zwiększa też bezpieczeństwo, bo dużo trudniej jest stłumić jakiś temat, jeśli pracuje nad nim cały zespół ludzi w różnych miejscach świata – dziennikarzy z dużych redakcji, małych organizacji, watchdogów – podsumowuje.
Anna Gielewska podkreśla, że „mimo wielu trudności, dobre dziennikarstwo, nie tylko śledcze, w Polsce istnieje i robi bardzo dobrą robotę”. – Wiele bardzo ważnych historii zostało opowiedzianych – kończy.
________________________________________________
Anna Gielewska to stypendystka JSK Knight Fellow na Uniwersytecie Stanforda, gdzie pracuje nad projektem dotyczącym przeciwdziałania zorganizowanej dezinformacji i budowania platformy współpracy dziennikarzy śledczych, watchdogów, cyber ekspertów i środowisk akademickich.
Wiceprezeska Fundacji Reporterów, koordynatorka vsquare.org (platformy dziennikarzy śledczych z krajów Grupy Wyszehradzkiej).
W swojej dziennikarskiej karierze pracowała w „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku Polska Europa Świat”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”, a od 2012 roku jest dziennikarką i publicystką tygodnika „Wprost”. Zaczynała jako reporterka w TVP, prowadziła programy publicystyczne w Superstacji. Współautorka książki „Macierewicz. Biografia nieautoryzowana.” Prowadzi warsztaty z dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim i w Fundacji Reporterów.