Długo sądziłem, że jedynym tabu pozostało już tylko życie osobiste i orientacja seksualna prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Nie ruszamy tego ze względu na dobre wychowanie, takt czy grzeczność… nie mam na to dobrego słowa – wyznaje reportażysta Mariusz Szczygieł.
Zaprzyjaźniony ze Szczygłem czeski korespondent w Polsce nie mógł zrozumieć, dlaczego nasi dziennikarze nigdy nie napisali o tym, choć prezes odgrywa główną rolę w polityce i decyduje o życiu społeczeństwa. – Zapytałem więc trzech najbardziej znanych dziennikarzy śledczych, a oni: „Słuchaj, takie próby były robione, i… nie ma o czym pisać” – opowiada Szczygieł.
– Nie dotarli?
– Nie, temat nie istnieje. Życia intymnego Jarosława Kaczyńskiego po prostu nie ma!
ŻYCIE PRYWATNE, ORIENTACJA, DZIECI
Będąc gospodarzem talk-show „Na każdy temat” w Polsacie (1995–2001), Mariusz Szczygieł, jak mało który z dziennikarzy, przyczynił się do likwidacji tabu. To w tym programie pierwszy raz padło w telewizji słowo „orgazm” i pokazały się na przykład kobiety po mastektomii.
– Chcieliśmy iść ku normalności i uzwyczajnieniu skandalizowanych przez Polaków tematów – wspomina reporter.
I poszliśmy. Choć było to przed internetem i mediami społecznościowymi, gdzie dziś jest wszystko, co tylko ktoś chce ujawnić. – Gdyby moi rodzice zobaczyli dzisiejszą telewizję, nie uwierzyliby, co można zobaczyć i usłyszeć. Na przykład tak otwartą krytykę kleru. Przestaliśmy się wstydzić wielu zachowań – mówi prof. Krystyna Doktorowicz z Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
A jednak wciąż są tematy, które dla mediów pozostają tabu. Dziennikarze, PR-owcy i eksperci rynku medialnego wymieniają je bez zastanowienia.
Na pierwszym miejscu – czyli najczęściej wspominanym tabu – jest życie prywatne, o ile nie ma to związku z pełnieniem funkcji publicznych.
Z zasady nie piszemy więc o orientacji seksualnej, nawet znanych ludzi, chyba że ktoś sam zrobi coming out. Różna jest natomiast wrażliwość dziennikarzy. – Dostałem informację, że jeden ze znanych duchownych spotyka się z chłopakiem w celach seksualnych. Zapytałem, ile chłopak ma lat. Okazało się, że jest to student i się na to godzi. Odpowiedziałem: to prywatna sprawa tego księdza – ujawnia Piotr Pytlakowski z „Polityki”. I tłumaczy: – Może jest to temat dla jakiegoś młodego reportera, który prze do przodu po trupach, ale nie dla mnie. Jeśli duchowny nie łamie prawa, lecz jest to tylko jego ludzka słabość (nie żebym mu wybaczał), ja w to nie wchodzę.
Magdalena Rigamonti z „Dziennika Gazety Prawnej” jest mniej wyrozumiała: – Po prawej stronie słychać, że wśród polityków tej opcji, przeciwnej LGBT i homofobicznej, jest spora grupa homoseksualistów. Mam nadzieję, że dziennikarze się tym zajmą, bo przecież to publiczna hipokryzja, interesująca w kontekście politycznym. Coś takiego nie powinno być tabu.
O rozwodach i rodzinnych zawirowaniach, o uzależnieniu znanych ludzi od używek dziennikarze piszą raczej wtedy, gdy bohaterowie sami się z tym ujawnią, dochodzi do przemocy lub innych incydentów. Wtedy na żer ruszają tabloidy.
Skąpo i mało dociekliwie polskie media informują o chorobach najważniejszych polityków. Oswoiliśmy już depresję, ale choroby psychiczne wciąż skrywa zasłona milczenia.
– Ja jestem za tym, by osoby zaufania publicznego mówiły o swoich chorobach, które mogą mieć wpływ na ich proces decyzyjny – wyznaje publicysta Jan Wróbel. – To może nawet mieć pozytywny efekt. Jeśli na przykład świetny nauczyciel ma dwa razy w roku napad epilepsji, uprzedzenie o tym uczniów i rodziców pozwoli oswoić ich z tą chorobą – dodaje.
No i dzieci – także celebrytów i polityków – wciąż pozostają pod specjalną ochroną.
– Nawet jak piszemy o najgorszym gangsterze i skurwysynie, staramy się chronić jego dzieci – zapewnia Wojciech Cieśla z „Newsweek Polska”.
SEKS STARYCH LUDZI, BRUDY Z TECZEK SB
Wciąż są tabu krwawe fotografie z wypadków i wojen. Żadna polska gazeta nie zdecydowała się opublikować drastycznych zdjęć z katastrofy smoleńskiej, choć pojawiały się w internecie.
– Nie pokazujemy też seksu starych ludzi, bo ten temat jest jakby zarezerwowany dla młodych. W programach satyrycznych nie przedstawia się dorosłych i dzieci z chorobami terminalnymi. W ogóle taki rodzaj satyry, dla której nie ma żadnych świętości, w stylu francuskiego pisma „Charlie Hebdo”, u nas jest niedopuszczalny – uważa medioznawca prof. Jacek Wasilewski z Uniwersytetu Warszawskiego. Pewnie w Polsce nie byłby do przyjęcia, mający wysoką oglądalność w Belgii, program telewizyjny „Taboe”, w którym w obecności gejów, biednych, niepełnosprawnych czy otyłych żartuje się z nich, co ma za zadanie właśnie oswajanie tabu.
– Przewertowałem w archiwach IPN wiele akt dawnej Służby Bezpieczeństwa. Są tam często informacje bardzo intymne, osobiste, o ludzkich słabościach. Jak na razie nikt tego nie użył w publikacjach – opowiada Cezary Łazarewicz.
– Instynkt mi podpowiada, żeby łamać takie tabu – mówi natomiast Łukasz Warzecha, publicysta „Tygodnika do Rzeczy”. – Przecież część ludzi, o których mówią te teczki, tworzyła potem obraz III RP. Można nie opisywać szczegółów, ale ujawnić na przykład, że szantaż SB miał charakter obyczajowy – komentuje.
A jakiego tabu on sam by nie naruszył? – Prawdopodobnie gdybym miał w posiadaniu informację i pewność, że jej opublikowanie mogłoby poważnie zaszkodzić państwu polskiemu. Ale trudno o takich sprawach mówić teoretycznie – mówi Warzecha.
Piotr Gursztyn, publicysta związany z TVP, za formę tabu uznaje przepis, by podawać tylko inicjały podejrzanych lub skazanych osób publicznych. – Nie powinny być chronione, skoro podejmują się pełnić funkcje. Czytelnicy googlują, sami wyszukają, kto to taki, i nabierają przekonania, że media jako narzędzie establishmentu zmówiły się, by nie informować obywateli – podkreśla Gursztyn.
Wojciech Cieśla z „Newsweek Polska”: – Tabu pojawia się, gdy piszę o osobie skazanej, lecz jej kara została po latach zatarta. Tymczasem informacja o dawnym wyroku jest ważna w kontekście tego, czym się teraz ta osoba zajmuje. Jeśli to ujawnię, kierując się interesem publicznym, mogę trafić do sądu.
HISTORIA: UKRAINA, ŻYDZI, POLSCY BOHATEROWIE
– Intuicja mi mówi, że już nie ma tematu, którego by nie dotknęli dziennikarze. Ale w praktyce jest inaczej. Czy na przykład jest możliwa pełna dyskusja o stosunkach polsko-ukraińskich, gdy puszczane są w obieg różne matryce, mantry i stereotypy? – pyta Adam Szostkiewicz z „Polityki”. On to zjawisko nazwał soft tabu. Czyli w zasadzie temat nie jest już tabu, ale jest omawiany jedynie w gronie specjalistów lub wyrywkowo, przy przemilczaniu istotnych aspektów.
Tak jest też ze stosunkami polsko-żydowskimi, Holokaustem czy zarządzaniem mieniem przez gminy żydowskie w Polsce. – To są drażliwe tematy, wymagają delikatności i precyzji skalpela – przyznaje Cezary Łazarewicz. – Dla dziennikarza są jak pole minowe – dodaje Piotr Gursztyn.
– Na wściekły opór natrafiają próby odbrązawiania postaci historycznych. Trudno o niektórych pisać całą prawdę, na przykład o wszystkich aspektach działalności marszałka Piłsudskiego, jak zamach majowy. Te tabu wynikają z obowiązującej polityki historycznej – podnosi Janusz Majcherek, publicysta i profesor krakowskiego Uniwersytetu Pedagogicznego.
JAN PAWEŁ II
– Nie próbujemy normalnie mówić o sprawach księży i wiary, bo zaraz pojawiają się głosy o „ręce podniesionej na Kościół” i „wojowaniu z Bogiem” – mówi Paweł Reszka z „Polityki”. – To wiąże się z kodeksowym zapisem o obrażaniu uczuć religijnych. Jest więc zakaz atakowania symboli religijnych, bo niosą ze sobą pewne wartości – przypomina prof. Wasilewski.
– Może jednoczy nas zakaz reklamy dziecięcej. Może niektóre elementarne wartości. Ale nawet śmierć nas nie łączy. Niektórzy przestali respektować tradycyjną zasadę, że o zmarłym nie mówi się źle – podkreśla Piotr Mucharski. Tak było np. po śmierci biskupa Tadeusza Pieronka czy Władysława Bartoszewskiego. – Pamiętam, jak wołano o Bronisławie Geremku: „Precz z katedry”, a o Lechu Kaczyńskim „Precz z Wawelu” – przyznaje Jacek Żakowski.
MORALE DZIENNIKARZY
Jest jeszcze inne tabu dotyczące samych mediów.
– Absolutnym tabu jest osobista moralność dziennikarzy. Mogą na łamach czy w telewizji pouczać w kwestiach moralności i etyki życia publicznego, prywatnie nie mając z nimi nic wspólnego – wyznaje redaktor ogólnopolskiego medium, zastrzegając anonimowość. Twierdzi, że przykładów takich moralizujących bez tytułu dziennikarzy jest multum. Po prawej i po lewej stronie. – Więcej po prawej; prywatnie mówi się o nich „konserwatyści od pasa w górę”. A ich przyjaciele rechocą: „przecież drogowskaz nie musi podążać wskazywaną przez siebie drogą” – dodaje.
– Skoro my, dziennikarze, weszliśmy w rolę świeckich kaznodziejów i pouczamy ludzi, jak żyć, to trzeba się z tym liczyć, że będziemy rozliczani – ostrzega Piotr Gursztyn. Ale kto ma rozliczać, gdy panuje zawodowa solidarność? – Krążą w środowisku opowieści o tych, którzy kłamią w swoich tekstach, podkoloryzowują. Lecz o tym się nie pisze tylko dlatego, że są uznanymi autorami – zauważa Wojciech Cieśla.
– W naszym środowisku zupełnie nie jest podejmowana kwestia, kto z dziennikarzy i na jakich zasadach utrzymuje kontakty z agentami obecnych służb specjalnych i dostaje od nich materiały. A może nawet jest ich współpracownikiem, występując w podwójnej roli? A to przecież jest fundamentalnie niezgodne z etyką dziennikarza – zauważa z kolei Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”.
– Politycznie się naparzamy, ale nie piszemy na przykład, że grupa konserwatywnych dziennikarzy to ludzie po przejściach, rozpadły im się rodziny, choć na łamach piszą dużo o wartościach rodzinnych – stwierdza Cezary Łazarewicz.
Własnej prywatności dziennikarze potrafią mocno strzec i są bardziej w tym pryncypialni niż w stosunku do innych ludzi. – No, chyba, że ktoś w środowisku jest turbocelebrytą i sam otwiera ścieżkę do swej prywatności. Wtedy zdejmuje znad siebie ochronny parasol – konkluduje Jacek Żakowski.
Środowiskowym tabu są też tzw. fuchy, czyli dodatkowe honoraria pobierane za komercyjne imprezy. To niekiedy dwukrotność oficjalnych dochodów. – Rzekomo obiektywni i rzetelni dziennikarze sprzedają się firmom komercyjnym, „robiąc im dobrze”, a po powrocie do własnej redakcji znów są wzorcem niezależności i uosobieniem wolności słowa – opowiada jeden z dziennikarzy, zastrzegając anonimowość.
STRACH PRZED POZWEM
I na koniec tabu, do którego dziennikarze niechętnie się przyznają. Agnieszka Wiśniewska, redaktor naczelna KrytykaPolityczna.pl, określa to jako tabu o podłożu ekonomicznym. – Już w trakcie pisania krytycznych tekstów szefowie firm, politycy lub celebryci grożą pozwami sądowymi i dotkliwymi represjami finansowymi – podkreśla Wiśniewska. Więc dziennikarze coraz częściej nie ryzykują.
– Zdarza się, że pod groźbą procesu bohater tekstu żąda przeprosin, choć podano prawdziwą informację. To może działać zniechęcająco. Na szczęście moja redakcja ma kancelarię prawną, która mocno wspiera dziennikarzy. Ale nie wszędzie tak jest – mówi Maja Narbutt z „Sieci”. Od różnych dziennikarzy słyszy, że mają czasem obawy związane z ruszaniem spraw niewygodnych. Niektóre redakcje boją się ryzyka i kosztów, dając to dziennikarzowi do zrozumienia.
– I tak rodzą się tematy tabu wynikające z poczucia słabnącej pozycji dziennikarza, któremu redakcje nie dają ochrony, bo żyjemy w dobie dziennikarstwa niskokosztowego. Niezależnie od opcji politycznej – kończy Maja Narbutt.