W programie wyborczym PiS zapowiada ustawowe uregulowanie zawodu dziennikarza, która zakłada m.in. utworzenie samorządu dziennikarskiego. Posłanka partii Joanna Lichocka podkreśla, że nic w tej sprawie nie może się odbyć bez konsultacji ze środowiskiem. Zdaniem Juliusza Brauna pomysł ten stanowi część szerszej koncepcji ograniczania wolności mediów.
W weekend Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło swój program wyborczy. Część zapisów poświęcono mediom i dziennikarzom.
We fragmencie dotyczącym wolności i pluralizmu przypomniano, że jesienią 2017 roku przyjęta została nowelizacja Prawa prasowego, w której sprecyzowano zapisy dotyczące autoryzacji (wyznaczono m.in. limity czasowe dla udzielających wypowiedzi) oraz usunięto przepis stanowiący, że dziennikarz ma obowiązek „realizowania ustalonej w statucie lub regulaminie redakcji, w której jest zatrudniony, ogólnej linii programowej tej redakcji”. Wprowadzono natomiast możliwość odmówienia przez dziennikarza wykonania polecenia służbowego, które wiąże się z naruszeniem zasady rzetelności, obiektywizmu i staranności zawodowej.
– Zlikwidowaliśmy w prawie prasowym relikty ery PRL. Zliberalizowaliśmy przepisy dotyczące autoryzacji. Niekorzystnych wywiadów nie można już blokować lub zmieniać w taki sposób, aby wypaczać ich sens. Dziennikarz nie jest już ścigany za opublikowanie wywiadu bez zgody rozmówcy, jeżeli publikacja odzwierciedla rzeczywistą rozmowę. Ograniczyliśmy prawo ingerencji wydawcy w materiały dziennikarskie oraz zlikwidowaliśmy przepis pozwalający zwolnić dziennikarza z pracy za pisanie prawdy, która nie była zgodna z linią redakcyjną – wyliczono w programie.
Ustawowa regulacja zawodu dziennikarza, możliwe wykreślenie art. 212 KK
PiS ma kolejny pomysł na regulacje dotyczące pracy dziennikarskiej. – Ze względu na odpowiedzialność i szczególne zaufanie, jakim cieszy się profesja dziennikarza, należałoby również stworzyć zupełnie odrębną ustawę regulującą status zawodu (ustawa o statusie zawodowym dziennikarza) – zapowiedziano.
– Wprowadzałaby ona rozwiązania podobne do tych, jakie mają inne zawody zaufania publicznego, np. prawnicy lub lekarze. Głównym celem zmiany powinno być utworzenie samorządu, który dbałby o standardy etyczne i zawodowe, dokonywał samoregulacji oraz odpowiadał za proces kształtowania adeptów dziennikarstwa – dodano.
Partia rządząca zaznaczyła, że w takiej sytuacji możliwe byłoby wykreślenie z Kodeksu karnego art. 212, na mocy którego można kierować wobec dziennikarzy prywatne akty oskarżenia za zniesławienie. – Bo powstałaby gwarancja nienadużywania mechanizmów medialnych w sposób nieetyczny – uzasadniono. – Ustawa ta nie będzie jednak w żadnym stopniu ograniczać zasady otwartości zawodu dziennikarza – zaznaczono.
PiS chce osłabić dyrektywę o prawie autorskim
W programie PiS zapewnia, że „konsekwentnie broni wolności słowa i wolności mediów w Internecie”. – Mimo świadomości zagrożeń, jakie niesie ze sobą dynamiczny rozwój mediów elektronicznych, opowiadamy się zasadniczo przeciwko ograniczaniu wolności w tych mediach. Stoją one często na straży wartości demokratycznych i zapewniają swobodę twórczą każdemu użytkownikowi – wyjaśniono.
Od połowy ub.r. partia rządząca sprzeciwiała się procedowanemu w Brukseli projektowi dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Nasze władze na przełomie ub. i br. przez kilka miesięcy współtworzyły na forum Rady Unii Europejskiej grupę blokującą dalsze procedowanie tych przepisów.
Ostatecznie ta grupa zmalała na tyle, że uzgodniono finalną wersję dyrektywy, a pod koniec marca przegłosowano ją w Parlamencie Europejskim. PiS podkreślał, że jego wszyscy europosłowie zagłosowali przeciw dyrektywie, natomiast spośród przedstawicieli PO za byli m.in. Bogdan Zdrojewski i Tadeusz Zwiefka. Niedługo potem premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że rząd będzie walczył o wolność w sieci i tak implementował dyrektywę, by zachować jak najwięcej swobód dla internautów.
Natomiast pod koniec maja polskie władze złożyły do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej skargę na zapisy dyrektywy. – Uważamy, że niektóre artykuły, zwłaszcza obecny 17, związany z filtrowaniem treści, zagrażają wolności w internecie i są sprzeczne z podstawowymi wartościami UE dotyczącymi wolności słowa i wolności idei – uzasadnił minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński.
– Do naszej skargi systematycznie przyłączają się kolejne państwa – stwierdzono w programie wyborczym PiS. – W przypadku, gdyby dyrektywa ta stała się jednak w Polsce obowiązująca (co może mieć miejsce najwcześniej za ok. 2 lata), Prawo i Sprawiedliwość będzie konsekwentnie dążyło do osłabienia tej regulacji poprzez wdrożenie jej w sposób zapewniający maksymalną obronę wolności w Internecie (na co pozwalają nieprecyzyjne przepisy dyrektywy) – zapowiedziano.
„Profesjonalna kadra menadżerska” w mediach publicznych
W dziale programu zatytułowanym „Media narodowe jako warunek pluralizmu mediów” PiS chwali się zmianami, które w kończącej się kadencji wprowadzono w mediach publicznych. Przypomnijmy, że na mocy przyjętej na początku stycznia 2016 roku tzw. małej nowelizacji ustawy medialnej ówczesny minister skarbu państwa powołał nowe zarządy TVP, Polskiego Radia, regionalnych rozgłośni publicznych i Polskiej Agencji Prasowej. Natomiast od połowy 2016 roku odpowiada za to Rada Mediów Narodowych, w której troje z pięciorga członków to posłowie PiS.
– W mijającej kadencji rozpoczęliśmy prace, które miały na celu stworzenie warunków do funkcjonowania pluralistycznych, demokratycznych i inkluzywnych mediów. Przygotowaliśmy grunt pod najbardziej oczekiwane reformy. Dążąc do równowagi w przekazie medialnym, której przez lata nie było, udało nam się zreformować najbardziej zaniedbane obszary – podsumowano to w programie partii rządzącej.
– Postawiliśmy również na profesjonalną kadrę menadżerską, która z sukcesami wyprowadza firmy z trudnej sytuacji, reformując je, podnosząc jakość audycji, dbając o pluralizm, ale także o dziennikarzy – dodano. – Zatrudniamy ich w coraz większym zakresie na umowy o pracę, bez uszczerbku dla wyniku finansowego spółek. Po latach poprzednich rządów zdecydowana większość ze spółek medialnych miała wynik ujemny. Dzisiaj prawie wszystkie charakteryzują się równowagą budżetową lub zyskiem – wyliczono.
Jak to wygląda w przypadku największych firm mediów publicznych? W Telewizji Polskiej od stycznia prezesem jest Jacek Kurski, a powołany wtedy do zarządu Maciej Stanecki został odwołany wiosną br., zastąpili go Marzena Paczuska i Mateusz Matyszkowicz.
W Polskim Radiu od stycznia 2016 do lutego 2017 roku prezesem była Barbara Stanisławczyk, członkiem zarządu Jerzy Kłosiński, a od stycznia do kwietnia 2016 roku w zarządzie był też Marcin Palade. Od lutego 2017 do sierpnia ub.r. prezesem był Jacek Sobala. Po tym jak najpierw został zawieszony, a potem odwołany, prezesem mianowano Andrzeja Rogoyskiego. W lutym 2017 roku w zarządzie znalazł się też Mariusz Staniszewski, odwołano go w marcu br.
W Polskiej Agencji Prasowej prezesem od maja 2016 do października 2017 roku był Artur Dmochowski. Na początku ub.r. w efekcie konkursu Rada Mediów Narodowych na prezesa PAP wybrała Wojciecha Surmacza, a na wiceprezesa – Tomasza Przybka. Ten drugi zrezygnował w październiku ub.r., w jego miejsce powołano Łukasza Świerżewskiego.
„Należy ostatecznie wprowadzić efektywny system finansowania mediów publicznych”
– Kilka projektów rozpatrywanych jest na poziomie politycznym. Błędy naszych poprzedników, którzy doprowadzili do całkowitej destabilizacji finansowej niemal 20 spółek medialnych należących do skarbu państwa, naprawiamy systematycznie, zwracając utracone dochody w formie rekompensat abonamentowych – napisano w programie PiS o finansowaniu mediów publicznych.
W ostatnich dwóch latach Telewizja Polska i Polskie Radio wraz z jego stacjami regionalnymi dostały dwie rekompensaty za wpływy z abonamentu rtv utracone wskutek zwolnienia z tej opłaty na początku bieżącej dekady niektórych grup społecznych. Na przełomie 2017 i 2018 roku w ramach nowelizacji ustawy budżetowej przyznano 980 mln zł takiej rekompensaty (za lata 2011-2017), z czego do TVP trafiło 860 mln zł, do Polskiego Radia – 62,2 mln zł, a do 17 rozgłośni regionalnych Polskiego Radia – 57,8 mln zł.
Z kolei w marcu br. prezydent podpisał przyjętą przez parlament nowelizację Ustawy o radiofonii i telewizji, na mocy której nadawcy publiczni otrzymają 1,26 mld zł kolejnej rekompensaty abonamentowej (za lata 2018-2019). Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zdecydowała, że TVP otrzyma z tej puli 1,12 mld złotych, Polskie Radio – 60 mln zł, a jego stacje regionalne – 72,7 mln zł.
Ponadto TVP w połowie 2017 roku uzyskała 800 mln zł puli kredytu ze Skarbu Państwa. W czerwcu ub.r. Maciej Stanecki informował, że spółka wykorzystała 350 mln zł z tego limitu. – Nie wzięliśmy całej dostępnej kwoty, nie skorzystaliśmy w pełni z drugiej transzy, ponieważ nie wymagała tego sytuacja finansowa – tłumaczył. –
Przejściowy system finansowania pozwolił odbudować zdolności Radia i Telewizji Polskiej do kreowania atrakcyjnego programu. Wzmocniono organizacyjnie i finansowo Polską Agencję Prasową. Państwo przestało działać wyłącznie w interesie prywatnych nadawców i ich inwestorów – skomentowano to w programie PiS.
PiS w programie podkreślił, że „przede wszystkim należy ostatecznie wprowadzić efektywny system finansowania mediów publicznych”. – System ten powinien gwarantować wykonanie misji zgodnie ze zobowiązaniami zawartymi w karcie mediów, a poziom wsparcia powinien w pełni odzwierciedlać koszt tych zobowiązań. Tylko w ten sposób uda się stworzyć media, które będą mogły wykonywać swoją misję niezależnie od kaprysu polityków lub sytuacji budżetowej. Nadawcy będą mogli planować inwestycje i wydatki ze względu na przewidywalność corocznej składki (lub dotacji) – zapowiedziano.
Nie podano żadnych dalszych informacji o mechanizmie ani wysokości tego finansowania. Dwa tygodnie temu Krzysztof Czabański, poseł PiS i przewodniczący Rady Mediów Narodowych, stwierdził, że media publiczne zamiast abonamentu rtv powinny otrzymywać dotację z budżetu państwa stanowiącą ustaloną część PKB. Zaproponował, żeby było to 0,2 proc., czyli ok. 3-3,5 mld zł rocznie.
Podobną deklarację na początku września w czasie kongresu ekonomicznego w Krynicy-Zdroju złożył wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Paweł Lewandowski. – Z badań wynika, że Polacy nie chcą płacić abonamentu, nawet ci którzy lubią telewizję publiczną. Wydaje mi się, że pomysł płacenia abonamentu jest w tej chwili niemożliwy do utrzymania. W związku z tym w przyszłej kadencji Sejmu na pewno definitywnie rozwiążemy tę kwestię systemowo, w oparciu o finansowanie z budżetu państwa – stwierdził.
Lichocka: nic o mediach bez dziennikarzy
Posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych Joanna Lichocka stawia sprawę jasno: ustawa regulująca zasady dotyczące wykonywania i statusu zawodu dziennikarza nie może powstać bez konsultacji ze środowiskiem dziennikarskim i organizacjami dziennikarskimi.
– Stworzenie samorządu nie jest postulatem nowym ani oryginalnym. Nie może być jednak mowy o zamykaniu zawodu dziennikarskiego i – powtórzę to – projekt ustawy będzie konsultowany z dziennikarzami. Mam nadzieję, że ten punkt naszego programu otworzy już teraz dyskusję na ten temat – a postulowane i wypracowane w dyskusji zmiany podniosą i status i prestiż zawodu – analizuje Lichocka.
Zauważa, też że propozycja PiS zakłada też wykreślenie z kodeksu karnego art. 212, o co środowisko postuluje już od dawna. – W nadchodzącej kadencji ten punkt będzie najważniejszą zmianą niwelującą możliwe represje wobec dziennikarzy, które obowiązywały i były stosowane w postkomunizmie za rządów PO-PSL-SLD – mówi.
Ziemkiewicz: media podzielone, w złej sytuacji prawnej
Dziennikarze i ludzie związani z mediami dzielą się w ocenie tych zapowiedzi. Rafał Ziemkiewicz (publicysta współpracujący m.in. z tygodnikiem „Do Rzeczy”) w komentarzu dla portalu Wirtualnemedia.pl podkreśla, że należy cieszyć się z tego, iż politycy dostrzegli potrzebę stworzenia prawnych podstaw dla dziennikarstwa i nadania mu statusu zawodu zaufania publicznego. – Wciąż przecież obowiązuje, nieco tylko połatane, prawo prasowe ze stanu wojennego, stworzone głównie po to by dać władzy bat na autorów prasy podziemnej. A dziennikarzem jest w świetle prawa każdy, kto pojawi się w rubryce „listy do redakcji” albo napisze post na forum internetowym – ocenia.
Dziennikarz zaznacza, że prawo o samorządzie dziennikarskim obowiązuje już w niektórych krajach, np. w Niemczech. – Stan tamtejszych mediów, poddanych „politycznej poprawności”, cenzura „niesłusznych” poglądów, blokada informacji podważających dominujący przekaz i jawne zaangażowanie po stronie establishmentu nie zachęca oczywiście do naśladownictwa, ale nie umiem ocenić, na ile ma to związek z faktem zamknięcia zawodu, a na ile wynika z oligopolicznej struktury własnościowej i zmonopolizowania dystrybucji prasy przez lokalne władze. Powiedzmy sobie też szczerze, że działanie samorządu lekarskiego albo prawniczego też nie napawa optymizmem. Ale jest to jakiś pomysł i na lepszy nikt na razie nie wpadł – mówi Rafał Ziemkiewicz.
Problemem polskich mediów – zdaniem Ziemkiewicza – jest to, że ich pracownicy w większości sami z siebie grupują się w polityczne plemiona. – Stan histerii, w jakim żyje część pracowników mediów, zaangażowanie polityczne niektórych stacji telewizyjnych, ich ataki na siebie i wzajemne deligitymizowanie jako „propagandowej tuby” jednych albo drugich długo jeszcze wykluczać będzie jakiekolwiek współdziałanie – raczej postulowanego, niż faktycznie istniejącego – „środowiska dziennikarskiego”. Wydaje mi się, że na odbiorze tej (bardzo ogólnikowej zapowiedzi), zawartej w programie PiS, ciąży pamięć projektu, który pojawił się za poprzednich rządów, firmowanego przez PSL i promowanego przez niektórych dziennikarzy związanych dziś z opozycją. Tam wprost mówiło się o obligatoryjnej przynależności do jednego związku, który miał „weryfikować” kandydatów do zawodu. To oczywiście pomysły horrendalne, ktokolwiek by ich nie głosił, i obliczone na polityczne zdyscyplinowanie mediów na wzór niemiecki. Ale podobnie jak z innymi „zbrodniami PiS” mamy tu przypisywanie PiS skrywanych zamiarów, nie oparte na jego faktycznych działaniach, tylko na fobiach odtrąconych przez wyborców tzw. elit. – analizuje publicysta.
Rafał Ziemkiewicz mówi, że zamiast tracić energię na straszenie wizjami upolitycznienia mediów („Sakiewicz albo Karnowscy będą decydowali, komu wolno być dziennikarzem”), trzeba poświęcić ją na konkretne propozycje, jak zawodowy samorząd mógłby wyglądać. – Względnie na propozycje, jak osiągnąć poprawę w inny sposób. Bo obecna sytuacja prawna dziennikarza jest beznadziejna, a złamanie przez PiS obietnicy zniesienia art. 212, którego, przeciwnie, samo zaczęło przeciwko mediom używać, jeszcze ją pogarsza – stwierdza.
Pochłopień: samorząd pomysłem nietrafionym
Zdaniem publicysty Jacka Pochłopienia, byłego redaktora naczelnego tygodnika „Wprost”, powołanie samorządu dziennikarskiego, który miałby dbać o standardy etyczne i zawodowe, jest nietrafiony. –
Chodzi o fundamentalną dla demokracji wartość, jaką jest wolność słowa. Tu wszelkie rozwiązania powinny być wprowadzane tylko w razie absolutnej konieczności i tylko wtedy, gdy nie ma wątpliwości co do ich skuteczności oraz skutków. Taką rolę spełniają obecnie m.in. prawo cywilne i prawo prasowe, nawet jeśli niedoskonałe. Oczywiście dobrym pomysłem PiS jest likwidacja art. 212 w kodeksie karnym, szkoda tylko, że proponowana pod warunkiem powołania nowego samorządu. Owszem, jest pewien obszar manipulacji w mediach, który wymyka się obowiązującym regulacjom. Mam na myśli przede wszystkim kwestie związane z polityką. To jednak cena demokracji – ocenia.
Pochłopień podkreśla jednak, że ostateczna ocena należy do czytelników, widzów czy słuchaczy, którzy jednych dziennikarzy i medialne marki cenią, inne nie. – Nikt, poza niezawisłymi sądami, w określonych przypadkach, nie może ich w tym zastąpić. Jest pole do dyskusji, kształtowania standardów, kształcenia adeptów dziennikarstwa, ale drogą dobrowolnych inicjatyw, edukacyjnych i innych. Na tym polu właściciele mediów i dziennikarze robią zbyt mało. Dodam, że według znanych mi opinii ekspertów, pozycję dziennikarzy wzmacnia dyrektywa o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym, zwana popularnie ACTA2, o której jest mowa w kolejnym punkcie programu PiS, zaraz za tym dotyczącym dziennikarzy. Nie pozwala ona bowiem innym zarabiać na pracy dziennikarzy, bez wypłaty należnego wynagrodzenia twórcom. Obecne władze zaskarżyły dyrektywę do TSUE.
Braun: ograniczanie wolności mediów
Były prezes TVP, a obecnie członek Rady Mediów Narodowych, Juliusz Braun, mówi z kolei, że trudno mu zrozumieć, co konkretnie wynika z zapowiedzi Prawa i Sprawiedliwości.
– Jedno jest oczywiste: pomysł stanowi część szerszej koncepcji ograniczania wolności mediów. Dziś w sytuacji gwałtownego rozwoju mediów internetowych bardzo trudno precyzyjnie zdefiniować ustawowo kto jest dziennikarzem. Kto więc miałby tworzyć ten samorząd? I jakie byłyby jego kompetencje? Czy – jak w przypadku izb lekarskich – samorząd miałby decydować o prawie do wykonywania zawodu dziennikarza? Nawiązanie do zawodu lekarza lub zawodów prawniczych sugeruje chęć wprowadzenia wymogu określonego wykształcenia – stwierdza.
Zdaniem naszego rozmówcy, groźnie brzmi też zapowiedź, że samorząd dziennikarski miałby odpowiadać za kształtowanie adeptów dziennikarstwa. – Nawet nie za proces kształcenia, ale kształtowania! Czyli jakieś gremium miałoby decydować, czy adept jest odpowiednio ukształtowany i może być już dziennikarzem. A może chodzi o stworzenie instytucji dziennikarzy stażystów i dziennikarzy rezydentów? Mamy dziś kilka stowarzyszeń dziennikarskich (większość dziennikarzy nie należy zresztą do żadnego z nich), Radę Etyki Mediów i Radę Etyki Reklamy. PiS – zgodnie z generalną koncepcja swego programu – chciałby to wszystko upaństwowić, a przynajmniej poddać ścisłej kontroli.
Braun przypomina także, że ponad 20 lat temu trafił już do Sejmu projekt ustawy, która miała regulować zawód dziennikarski wprowadzając m.in. wymogi określonego wykształcenia i stażu pracy dla redaktorów naczelnych. – Dość szybko jednak wszyscy o tym pomyśle zapomnieli. Mam nadzieję, że z pomysłem PiS będzie podobnie, choć dotychczasowe sukcesy tej partii w regulowaniu różnych dziedzin życia społecznego nakazują wielka czujność.
Zdaniem Seweryna Blumsztajna, szefa Towarzystwa Dziennikarskiego i publicysty „Gazety Wyborczej”, sprawa propozycji PiSu dla mediów i dziennikarzy jest prosta: – Wydaje mi się, że nie sposób jej rozpatrywać w oderwaniu od tego, co działo się z mediami w ciągu ostatnich czterech lat. Najlepszym sprawdzianem tego, co władze szykują mediom i dziennikarzom jest to, co zrobili z mediami publicznymi, głównie z TVP. W tym pomyśle nie chodzi przecież o nic innego, jak tylko o to, żeby władze wydawały licencje dla dziennikarzy – zaznacza.
Krytyczne komentarze dziennikarzy na Twitterze
Propozycje Prawa i Sprawiedliwości komentują też dziennikarze na Twitterze. Publicysta Stefan Sękowski, współpracujący m.in. z tygodnikiem „Do rzeczy”, napisał, że jest zdecydowanie przeciwny pomysłowi utworzenia samorządu: – Samorząd dziennikarski to prosta droga do ostatecznego upartyjnienia mediów, nawet jeśli dziennikarze nie będą mieć legitymacji partyjnych. Absolutne i zdecydowane „nie” temu choremu pomysłowi. – Jak wygląda pluralizm mediów w wykonaniu mediów narodowych mamy okazję obserwować od 4 lat. A z reszty pismaków zrobi się zawód koncesjonowany. Mam niejasne przeczucie, że Budapeszt to nie ostatni powrotny przystanek Radia Wolna Europa – skomentował Dariusz Ćwiklak z tygodnika „Newsweek Polska”. Podobnego zdania jest Tomasz Lis, redaktor naczelny „Newsweeka”. – Napisać w programie tuż przed wyborami o tym jak aresztować parlamentarzystów i jak de facto wykluczyć z zawodu niezależnych dziennikarzy, to niezwykła uczciwość. Ktoś kto czytając to mówi, że nie idzie na wybory, daje dowód, że jest niespełna rozumu – napisał.
Widzę tę ustawę tak:
Art. 1. Dziennikarzem / pracownikiem mediów wydawanych w Polsce może być tylko członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Art. 2. O przyjęciu lub wydaleniu z SDP decyduje zarząd SDP.
Art. 3. Zarząd SDP jest powoływany przez Premiera.
Nie dziękujcie. https://t.co/OgKFtTnSJi
— Krzysztof Berenda (@k_berenda) September 14, 2019
Konrad Piasecki zauważył, że większość dziennikarzy nie ukończyła studiów w tym zakresie. – Standardy dopuszczania do wykonywania zawodu lekarzy czy prawników (o nich pisze PiS) zakładają ukończenie kierunkowych studiów. Dziennikarzy po studiach dziennikarskich jest – myślę – koło 20%. I nie sądzę (wybaczcie koleżanki i koledzy) by akurat to był problem tego zawodu. I tak, piszę to też w swoim interesie, bo studiowałem historię – stwierdził –
A ja myślałem, że dziennikarzem może być ktoś, kto umie znaleźć temat i rozmówcę, a potem to ładnie opisać, opowiedzieć, zrobić z tego materiał wideo. Ps. Czy jak ktoś zaczynał studia dziennikarskie w 1988 roku to zostanie pozbawiony dyplomu jako komuch? Dyplomu nie oddam – dodał Robert Feluś, były redaktor naczelny „Faktu”.
„Uregulowanie statusu zawodowego dziennikarza” i utworzenie „samorządu” to nic innego, jak otwarcie drogi do weryfikacji dziennikarzy i wywalania z zawodu tych niewygodnych dla władzy. Dziennikarzy weryfikują czytelnicy/widzowie/słuchacze. To nie Rosja ani Białoruś
— Renata Grochal (@Renata_Grochal) September 14, 2019
Wybory do Sejmu i Senatu odbędą się 13 października. PiS jest zdecydowanym liderem w sondażach wyborczych, które dają tej partii zazwyczaj ponad 40 proc. poparcia. To może wystarczyć do samodzielnego rządzenia krajem przez kolejne cztery lata.