O uzupełnieniu książki na temat Mateusza Morawieckiego Piotr Gajdziński wspomniał w weekend podczas spotkania autorskiego. Prowadzący je Witold Bereś spytał autora, czy oprócz opisanych już zarobków Morawieckiego we władzach banku wie może o innych źródłach jego majątku.
– Mam nadzieję, że będzie to w dogrywce do książki, którą planujemy na wrzesień. Odpowiedź jest pozytywna, ale więcej nie chcę na razie mówić – stwierdził Gajdziński. – Zastanawiamy się nad tym, jeszcze nie ma decyzji 100-procentowej, zobaczymy – zaznacza autor w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. Nie chce mówić o tym, jakie nowe treści pojawią się w książce. – Tego nie mogę zdradzić, jeszcze za wcześnie na to – wyjaśnia.
Gajdziński to były podwładny Morawieckiego w BZ WBK
„Delfin. Mateusz Morawiecki” pojawił się w sprzedaży 20 maja, Piotr Gajdziński napisał książkę wspólnie ze swoim synem Jakubem. Przedstawił w niej przede wszystkim okres, w którym Mateusz Morawiecki pracował kolejno jako doradca zarządu Banku Zachodniego (w latach 1998-2001), członek zarządu BZW BK, a od 2007 roku prezes tego banku. Gajdziński do 2010 roku był rzecznikiem prasowym firmy.
W książce przeanalizował m.in. sposób funkcjonowania Morawieckiego we władzach banku, jego poglądy polityczne i wysokie zarobki. Ujawnił treść niektórych rozmów ze swoim ówczesnym przełożonym, opinie o nim współpracowników (w większości wypowiadają się anonimowo) i kulisy pracy rzecznika prasowego (m.in. reakcje Morawieckiego na niekorzystne publikacje w mediach). W książce osobowość obecnego szefa rządu przeanalizował psycholog.
Specjaliści z branży public relations pytani przez Wirtrualnemedia.pl skrytykowali to, że były rzecznik prasowy ujawnił takie informacje o swoim dawnym szefie. Ocenili, że to naruszenie kodeksu zawodowego, ponieważ praca w PR opiera się na zaufaniu ze strony klientów, którzy powierzają PR-owcom poufne informacje.
„Super Express” podchwycił informację z książki, że Mateusz Morawiecki z żoną adoptowali dwoje dzieci. Zaraz po publikacji tabloidu, którą początkowo skrytykowało wielu dziennikarzy jako naruszającą prywatność premiera (potem się z tego wycofali, oceniając, że to „ustawka” polityka z dziennikiem), zarząd Polskiego Stowarzyszenia Public Relations zwrócił się do Rady Etyki PR o sprawdzenie informacji o adopcji dzieci zawartych w „Delfinie”. Chciał, żeby rada zweryfikowała, czy nie doszło do złamania kilku punktów branżowego kodeksu etycznego: staranności i rzetelności w pracy zawodowej wobec swoich klientów, ochrony dóbr osobistych, prywatności, czci i godności osobistej, ochrony tajemnic aktualnych i byłych pracodawców. Po tygodniu Rada Etyki PR w oświadczeniu stwierdziła, że „nie dysponuje faktograficzną wiedzą pozwalającą na wydanie opinii” w tej sprawie.
Co na to Piotr Gajdziński? – Pracowałem w banku do roku 2010, książka ukazała się w roku 2019. Nie miałem podpisanej z bankiem żadnej klauzuli do umowy – zwraca uwagę z rozmowie z Wirtualnemedia.pl. – Nie uważam, żeby był tu jakiś konflikt etyczny – stwierdza.
Gajdziński nadal ma firmę oferującą usługi public relations. Czy nie obawia się, że napisanie krytycznej książki o swoim byłym przełożonym podważy jego wiarygodność u potencjalnych klientów? – Nie obserwuję tego rodzaju sytuacji – mówi.
Według danych z KRS w 2017 roku firma Piotra Gajdzińskiego zanotowała 219,4 tys. zł wpływów i 25,2 tys. zł straty netto, a rok wcześniej – 189,1 tys. zł wpływów i 4 tys. zł straty netto. Spółka nie zatrudniała żadnych pracowników, na koniec 2017 roku miała 3,4 tys. zł aktywów trwałych, 39,8 tys. zł kapitału własnego i 29,6 tys. zł należności krótkoterminowych.
„Nie mam wątpliwości, że za to beknę”
Podczas spotkania autorskiego w Krakowie Piotr Gajdziński pytany o problemy w dystrybucji książki stwierdził, że wycofała się z tego jedna z głównych sieci w dniu startu planowanej współpracy. – Są też kłopoty w Empiku, tzn. książka nie jest tam specjalnie eksponowana. Ja mam wrażenie, że dlatego, że jest tam parę rzeczy dla Morawieckiego bardzo niewygodnych – zaznaczył.
„Delfin. Mateusz Morawiecki” ukazał się nakładem Wydawnictwa Fabuła Fraza w 15 tys. egz.
Wobec oficyny ani autora nie skierowana na razie żadnych roszczeń prawnych dotyczących książki o szefie rządu. – On sam jako polityk nie wystąpi przeciwko mnie do sądu, natomiast wiem, że kazał to zrobić dwóm facetom. Jeden z nich notabene pochodzi z Krakowa, a drugi to jeden z obrońców krzyża (postawionego przed Pałacem Prezydenckim po katastrofie smoleńskiej – przyp.), których Morawiecki przyjął do pracy – Trąbiński Piotr, dzisiaj pracuje w Międzynarodowym Funduszu Walutowym – stwierdził Piotr Gajdziński.
– Oni namawiali bank, żeby przeciwko mnie wspólnie wystąpić. Bank odmówił. Co tamci panowie zrobią, nie wiemy, czekamy, zobaczymy – zaznaczył.
– Nie mam wątpliwości, że jakieś działania są i ja, mówiąc kolokwialnie, za to beknę. W jaki sposób, nie wiem, ale znam Morawieckiego, widziałem go dziesiątki razy, wiem, że jest człowiekiem mściwym – ocenił Gajdziński.
W poniższym wideo wątki opisane w tekście pojawiają się w ostatnich dziewięciu minutach.