Marek Twaróg: Bóg ma z nami po górkę, skoro uwodzą nas głupi politycy

Bóg ma z nami po górkę, skoro uwodzą nas głupi politycy – Twaróg o reakcjach Kościoła na obrażanie uczuć religijnych.

Debata nad tzw. uczuciami religijnymi, których obrażanie zostało spenalizowane w artykule 196 kodeksu karnego, ustawiła końcówkę kampanii wyborczej. Wszystko za sprawą Leszka Jażdżewskiego – publicysty i aktywisty – którego wystąpienie miało być tylko rozgrzewką przez wykładem Donalda Tuska na Uniwersytecie Warszawskim. Miał więc Jażdżewski Tuska w zasadzie tylko wprowadzić na scenę, ale powiedział zbyt wiele więcej i skradł Tuskowi całe show. I tak politycy czy działacze plotą sobie teraz zwyczajowe bzdury w stylu: „Kto podnosi rękę na Kościół, ten podnosi rękę na Polskę” (prezes Kaczyński) albo z drugiej strony „Żyjemy w państwie fundamentalizmu religijnego” (profesor Środa).

Najgorsze, że najmniej słyszalni są ci, którzy ten Kościół w pierwszym rzędzie tworzą. Mamy albo intelektualnych słabeuszy („Kto zapłacił za ten seans nienawiści i czy to prawda, że finansowała to instytucja zewnętrzna?”) lub po prostu rozwrzeszczanych fundamentalistów, którzy publicznie nazywają Jażdżewskiego – uwaga – „satano-faszystą”. Ludzi Kościoła natomiast, którzy mają dar wiary, ale jednocześnie nie zapominają o używaniu rozumu, a swoimi emocjami potrafią odpowiednio zarządzić – nie widać. Ich głos jest ledwo słyszalny, zostali zepchnięci na margines debaty publicznej, choć przecież tworzą większość (tak myślę) tej wspólnoty.

Jażdżewski powiedział ostro, w poetyce wiecowej, rzeczy trudne i przesadne. Doczekał się podgrzewanej przez polityków histerii zamiast rozmowy. Ta histeria jest na rękę władzy, która wreszcie znalazła jakiś motyw przewodni kampanii wyborczej i będzie grzała temat do granic nieprzyzwoitości. Gdzie po wystąpieniu Jażdżewskiego Kościół mądry, rozmawiający, myślący, widzący świat nie z perspektywy oblężonej twierdzy? Gdzie ten Kościół, gdy od kilku dni państwo z całym swym majestatem ściga autorkę kolażu Matki Boskiej w tęczowej aureoli?

Gdy Jarosław Makowski, związany z Katowicami teolog, aktywista społeczny, trochę polityk, przywołał kilka dni temu słowa swojego mistrza, nieodżałowanego ks. Józefa Tischnera: „Pobożność jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi”, przypomniały mi się komentowane tu już kiedyś słowa Benedykta XVI. To był czas jedynej pielgrzymki do Polski tego papieża – tak się składa, że dziennikarski los pozwolił mi być wtedy blisko głównych wydarzeń. Śledziliśmy w redakcjach nowe i starsze wypowiedzi Benedykta dla polskich i nie tylko polskich dziennikarzy. I wśród wielu trafnych spostrzeżeń na temat polskiego Kościoła (Ratzinger znał polski Kościół dzięki długoletniej współpracy z Janem Pawłem II) znalazło się m.in. takie: „Ważne jest, aby polski katolicyzm, tak mocny życiem wiary, miał także tę siłę intelektualną, która podejmuje dialog z wszystkimi nurtami współczesnej myśli. Chciałbym, aby ten polski katolicyzm, nacechowany nie tylko siłą wiary, ale i siłą intelektu, mógł odegrać ważną rolę i poza Polską, w kontekście europejskim.”

Czy polski katolicyzm jest „nacechowany siłą intelektu”, zapytajmy po kilkunastu latach? Czy siła intelektu wyraża się w histerycznych komentarzach polityków na temat tez Jażdżewskiego? Czy wyraża się w niedawnych głupotach na temat rzekomej symboliki płonącej katedry Notre Dame (ponoć znak widzialny upadającej, bo zlaicyzowanej, Francji). Gorączce, w jaką wpadli niektórzy z powodu profanacji wizerunku Matki Boskiej, gdy domalowano jej tęczę?

Jażdżewski powiedział, że „ten kto szuka moralności w Kościele, nie znajdzie jej” i że „polski Kościół zaparł się Ewangelii, zaparł się Chrystusa”. Dodał, że „agendę tematów dnia układają nam dziś cyniczni wrogowie nowoczesności, czarnoksiężnicy, którzy liczą, że przy pomocy zaklęć i manipulacji złymi emocjami, będą w stanie zdobyć władzę nad duszami Polaków”. I jeszcze, że „rywalizacja na inwektywy i na negatywne emocje z nimi nie ma sensu, dlatego że po kilku godzinach zapasów ze świnią w błocie orientujesz się, że świnia to lubi.”

Wstyd cytować – mówią politycy. Bo co, bo ktoś zemdleje z wrażenia? Co z nami nie tak, że boimy się słów? Że tracimy rozum lub wpadamy w furię, zamiast rozmawiać. Że wsłuchujemy się w polityków, którzy krzyczą: „barbarzyńskie atakowanie wiary!” i „seans nienawiści!”? I zamiast porozmawiać, jak ludzie wiary, dajemy się politykom wodzić za nos? Śpiewamy jak oni? Są tacy, którzy podejmują rękawicę, i są tacy, którzy mogliby podjąć rękawicę, ale tego nie robią. Niestety, zbyt wielu jest też takich, którzy nie podejmują rękawicy, bo takiej rozmowy intelektualnie nie udźwigną. Gdzie ta siła intelektu katolików?

Zbyt wielu w polskim Kościele – myślę tu o wspólnocie ludzi tworzących Kościół, a także o Kościele jako instytucji – dało się uwieść polityce i politycznemu interesowi. Politycznemu interesowi, który czerpie z konfliktu, karmi się nim, a właściwie żyć bez niego nie może. Gdy uwodzi nas polityk, gdy manipuluje nami w najlepsze, poniewiera i rzuca z kąta w kąt, gdy jednym słowem rozpala nas do czerwoności, by za chwilę uciszyć małym gestem – nie będzie dobrze z Kościołem, którego przedstawiciele powinni przecież umieć samodzielnie myśleć.

Nic dziwnego, że Bóg ma z nami pod górkę.