Jak podał Reuters, za dyrektywą opowiedziało się 19 krajów Unii Europejskiej, m.in. Niemcy i Francja. Przeciw było sześć państw: Polska, Finlandia, Włochy, Luksemburg, Holandia i Szwecja. Natomiast Belgia, Estonia i Słowenia wstrzymały się od głosu.
Pierwsza wersja dyrektywy została przyjęta przez Parlament Europejski w połowie września ub.r. Następnie ruszyły tzw. trilogi, czyli negocjacje trzech instytucji unijnych: Parlamentu Europejskiego, Rady Unii Europejskiej oraz Komisji Europejskiej. W ramach trilogów przedstawiciele państw członkowskich UE uzgodnili sporo ostatecznych zapisów dyrektywy, natomiast nie porozumiały się nadal co do kluczowych artykułów: 11, 13 i 14.
Przez wiele miesięcy na forum Rady Unii Europejskiej przeciw kolejnym propozycjom dyrektywy opowiadało się na tyle dużo krajów członkowskich, że nie procedowano jej dalej. Przeciw tym przepisom była m.in. Polska, w drugiej połowie stycznia takie samo stanowisko wyraziły Niemcy, Belgia, Holandia, Finlandia, Słowenia, Chorwacja, Luksemburg, Portugalia, Włochy i Szwecja.
W lutym grupa przeciwników dyrektywy na forum Rady Unii Europejskiej zmalała na tyle, że uzgodniono jej ostateczną wersję. Pod koniec marca przegłosowano ją w Parlamencie Europejskim – za było 348 europosłów, przeciw 274, a 36 wstrzymało się od głosu. PiS podkreślał, że jego wszyscy europosłowie zagłosowali przeciw dyrektywie, natomiast spośród przedstawicieli PO za byli m.in. Bogdan Zdrojewski i Tadeusz Zwiefka.
Politycy PiS bardzo krytycznie oceniają dyrektywę, uważając ją za zagrożenie dla wolności słowa w internecie. Parę dni po przegłosowaniu jej w Parlamencie Europejskim premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że rząd będzie walczył o wolność w sieci i tak implementował dyrektywę, by zachować jak najwięcej swobód dla internautów.
O co chodzi w dyrektywie ws. praw autorskich?
Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma zmienić przepisy w zakresie praw autorskich, żeby dostosować je do obecnego poziomu rozwoju technologicznego mediów, zwłaszcza w internecie. Jej projekt jesienią 2016 r. przedstawiła Komisja Europejska.
W dyskusjach nad dyrektywą najwięcej uwagi poświęca się dwóm przepisom: art. 11 i art. 13. Ten pierwszy ma wprowadzić dodatkowe prawo pokrewne dla wydawców oraz licencjonowanie treści (nieobejmujące cytowania pojedynczych słów z innej publikacji), co może mocno zmienić model biznesowy większości agregatorów treści i aplikacji informacyjnych. Z kolei artykuł 13 mówi o monitorowaniu treści oraz odpowiedzialności prawnej dostawców usług internetowych za treści zamieszczane przez ich użytkowników.
Negocjacje w sprawie projektu toczyły się od wielu miesięcy, a ich ostatnia runda zakończyła się w połowie lutego. Jak poinformowano Parlament Europejski i Rada Europejska osiągnęły porozumienie, które według komunikatu ma na celu zapewnienie, że prawa i obowiązki wynikające z przepisów o prawie autorskim będą miały również zastosowanie do internetu. YouTube, Facebook i Google News to tylko niektóre z internetowych firm, których nowe przepisy będą najbardziej bezpośrednio dotyczyć.
PE zaznacza, że ustawodawcy dążyli również do tego, aby internet pozostawał przestrzenią wolności słowa. W dalszym ciągu będą mogły być udostępniane fragmenty artykułów, podobnie jak GIF-y i memy.
Giganci technologiczni podzielą się przychodami z artystami i wydawcami
Porozumienie ma na celu zwiększenie szans właścicieli praw autorskich, w szczególności muzyków, wykonawców i autorów scenariuszy, a także wydawców wiadomości, na wynegocjowanie lepszych wynagrodzeń za korzystanie z ich utworów zamieszczanych na platformach internetowych.
Według uzgodnionego projektu udostępnianie fragmentów artykułów nie będzie obejmowało praw firmy mediowej, która przygotowała udostępniony artykuł. Jednakże porozumienie zawiera również postanowienia, które pozwolą uniknąć nadużywania tego wyjątku przez serwisy informacyjne. W związku z tym fragment może w dalszym ciągu pojawiać się na przykład w wiadomościach Google News czy na Facebooku pod warunkiem, że jest „bardzo krótki”.
Porozumienie ma też gwarantować możliwość przesyłania utworów w celu cytatu, krytyki, recenzji, karykatury, parodii lub pastiszu, dzięki czemu memy i GIF-y będą nadal dostępne i udostępniane na platformach internetowych.
Wiele platform internetowych nie zostanie objętych dyrektywą
W tekście porozumienia określono również, że przesyłanie utworów w niekomercyjny sposób do encyklopedii internetowych, takich jak Wikipedia, lub platform oprogramowania open source, takich jak GitHub, będzie automatycznie wykluczane z zakresu dyrektywy. Ponadto platformy startupowe mają podlegać łagodniejszym wymogom niż te o bardziej ugruntowanej pozycji.
Według projektu autorzy i wykonawcy będą mogli ubiegać się o dodatkowe wynagrodzenie od dystrybutora wykorzystującego ich prawa, gdy pierwotnie uzgodnione wynagrodzenie będzie nieproporcjonalnie niskie w stosunku do korzyści uzyskanych przez dystrybutora.
W komunikacie wyjaśniono, że obecnie firmy internetowe mają niewielką motywację do podpisywania umów licencyjnych z posiadaczami praw, ponieważ nie przypisuje im się odpowiedzialności za treści przesyłane przez ich użytkowników. Są one zobowiązane jedynie do usuwania treści naruszających prawa autorskie i tylko wtedy, gdy poprosi o to ich właściciel praw. Dla posiadaczy praw jest to uciążliwe i nie gwarantuje im sprawiedliwego przychodu. Podejmowanie odpowiedzialności przez firmy internetowe zwiększy szanse posiadaczy praw (w szczególności muzyków, wykonawców i autorów scenariuszy, a także wydawców wiadomości i dziennikarzy) na zawieranie uczciwych umów licencyjnych, a tym samym uzyskiwanie sprawiedliwszego wynagrodzenia za cyfrowe wykorzystywanie ich utworów.
Przyjęte porozumienie musi teraz zostać zatwierdzone przez przedstawicieli Rady, parlamentarną komisję prawną i posiedzenie plenarne Parlamentu Europejskiego.
Google, Wikipedia i youtuberzy przeciw dyrektywie
Dyrektywę od wiosny ub.r. krytykuje wiele podmiotów internetowych. Swój sprzeciw wobec regulacji wyraziły m.in. Fundacja Mozilla (wzywała użytkowników, żeby apelowali w tej sprawie do europosłów), Wikipedia (zamknęła na dobę kilka wersji językowej swojego serwisu) i Wykop.
Z kolei Google na YouTubie prowadzi akcję „#SaveYourInternet”. – Popieramy cele artykułu 13, ale jego obecna wersja napisana przez Parlament Europejski może spowodować poważne, niezamierzone konsekwencje, które mogą zupełnie zmienić oblicze internetu – czytamy w opisie akcji. Susan Wojcicki, dyrektor wykonawcza YouTube’a, pod koniec października w liście otwartym wezwała youtuberów, by sprzeciwili się wprowadzeniu dyrektywy. – Ta regulacja stanowi zagrożenie zarówno dla waszej możliwości utrzymywania się, jak dzielenia się swoim głosem ze światem – oceniła.
W listopadzie kilkudziesięciu polskich twórców youtube’owych i menedżerów współpracujących z nimi firm marketingowych we wspólnym liście do posłów Parlamentu Europejskiego zaprotestowało przeciw artykułowi 13 dyrektywy. – W praktyce oznacza to znaczące ograniczenie możliwości publikacji treści w internecie i stanowi bezpośrednie zagrożenie dla artystów, ich widowni i skupionej wokół nich branży – stwierdzili.
Google w swoim stanowisku szczegółowo wyliczyło zastrzeżenia do proponowanej dyrektywy. – Rozumiemy potrzebę aktualizacji i dostosowania tych przepisów do realiów ery internetu. Jednak proponowana dyrektywa Unii Europejskiej dotycząca praw autorskich może mieć niezamierzone konsekwencje, prowadzące do ograniczenia różnorodności informacji dostępnych online – zaznaczyła firma.
Wydawcy apelują o przyjęcie dyrektywy, krytykują Google
Zupełnie inną opinię o dyrektywie mają wydawcy prasowi oraz zrzeszające ich organizacje. W połowie września, tuż przed głosowaniem w Parlamencie Europejskim nad dyrektywą, „Rzeczpospolita”, „Parkiet”, „Puls Biznesu” i „Dziennik Gazeta Prawna” ukazały się z pustymi pierwszymi stronami. Celem było podkreślenia, jak potrzebne jest przyjęcie tych przepisów.
Pod koniec listopada trzy organizacje ENPA, EMMA i polska Izba Wydawców Prasy we wspólnym liście otwartym zaapelowały do rządów krajów Unii Europejskiej o przyjęcie dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. – Obecna reforma musi zniwelować istniejącą nierównowagę polegającą na słabej pozycji negocjacyjnej prasy względem wielkich platform internetowych – podkreśliły. List zamieszczono m.in. w tytułach prasowych niektórych wydawców należących do IWP.
Kolejne oświadczenie w tej sprawie organizacje EMMA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Czasopism) ENPA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Gazet), EPC (Europejska Rada Wydawców) oraz NME (News Media Europe) opublikowały w połowie grudnia.
Natomiast w miniony poniedziałek większość dzienników ogólnopolskich i regionalnych w Polsce ukazało się z pustymi pierwszymi stronami oraz apelem redaktorów naczelnych do europosłów, żeby zagłosowali za przyjęciem dyrektywy o prawach autorskich. – Tym, którzy nas wesprą, podziękujemy Tych, którzy pozwolą dalej nas okradać, zapamiętamy – zaznaczyli naczelni.