Ewa Siedlecka i Hanna Lis nie widzą agresji w zajściu z Magdaleną Ogórek, dyskusja o utarczce „Jaoka” z demonstrantami

Mikołaj "Jaok" Janusz w przebraniu

Zdaniem Ewy Siedleckiej i Hanny Lis w działaniach protestujących, którzy w sobotę wieczorem przed siedzibą TVP Info obrażali Magdalenę Ogórek, nie było agresji ani próby linczu, tylko gniew i chamstwo. Dziennikarze krytycznie ocenili zachowanie Mikołaja „Jaoka” Janusza, który w groteskowym przebraniu przed budynkiem kłócił się z demonstrantami. – Byłem w tym i jeszcze innych strojach na setkach demonstracji i jakoś nie wywoływało to szału, ale rozumiem, że zwierzę da się sprowokować samym wyglądem – skomentował Janusz.

Magdalena Ogórek została zaatakowana w sobotę wieczorem, kiedy wyszła z siedziby TVP Info w centrum Warszawy (krótko po zakończeniu współprowadzonego przez nią programu „Studio Polska”) i chciała odjechać samochodem. Dziennikarkę otoczyło ok. 20-30 osób, krzyczały „Wstyd i hańba”, „Kłamczucha” i „Zatrudnijcie dziennikarzy” oraz pokazywały kartki z podobnymi napisami.

Na miejscu szybko pojawili się policjanci, którzy eskortowali Magdalenę Ogórek, m.in. odsuwali i wynosili osoby, które starały się zablokować jej wyjazd.

Na miejscu nie zatrzymano żadnego z demonstrantów. Natomiast w niedzielę, po analizie nagrań incydentu, policjanci zidentyfikowali osiem osób. Trzem z nich dostarczono już wezwania do złożenia zeznań. – Z pierwszymi osobami czynności wykonano wczoraj wieczorem. Prowadzone są one m.in. w kierunku wykroczeń. Osoby te odmówiły odpowiedzi. Dzisiaj czynności będą kontynuowane – poinformowała Komenda Stołeczna Policji.

Zachowanie demonstrantów wobec Magdaleny Ogórek zostało mocno skrytykowane przez zdecydowaną większość komentujących to dziennikarzy i polityków z różnych środowisk i stron sporów. Podkreślali, że agresja nawet w ramach słusznych protestów jest nie do zaakceptowania.

Komunikaty w tej sprawie wydały też Centrum Monitoringu Wolności Prasy, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, a także TVN. – Szczucie i sianie nienawiści wobec TVP skutkuje fizyczną przemocą wobec naszych dziennikarzy. Furia na TVP to atak na ostoję prawdy, wolności pluralizmu medialnego w PL. Nie damy się zastraszyć – skomentował prezes Telewizji Polskiej Jacek Kurski.

Ewa Siedlecka i Hanna Lis: nie przekroczono granic debaty

Innego zdania są Ewa Siedlecka z „Polityki” oraz Hanna Lis. – Wobec p. Ogórek nie przekroczono granic debaty publicznej – dziennikarze TVP opłacani są z publicznych pieniędzy, a więc tym bardziej podlegają krytyce. Nie było linczu. Był gniew. Problem rzeczywiście w tym, żeby ów gniew nie przekraczał granic, które sami sobie wyznaczyliśmy – skomentowała Siedlecka w niedzielę na Twitterze.

Skrytykowali ją za to niektórzy dziennikarze. – No rzeczywiście, świetna debata publiczna była wczoraj. Ciekawe, co w takim razie przekracza granice tej definicji debaty publicznej? Gdyby wybiło się szybę? Przebiło się opony? Polano auto benzyną? Czy to też krytyka, z którą trzeba się zmierzyć? – wyliczył Szymon Krawiec z „Wprost”. – Ewa Siedlecka, która uczestniczyła i robi to obecnie w hodowli hołoty spod sejmu i TVP uważa, że „nie było linczu. Był gniew” – stwierdziła Dorota Kania z „Gazety Polskiej”.

– Napisałam o granicach. Ja się ich trzymam. Ale grupa osób, która protestowała pod TVP, krzyczała i przyklejała karteczko do samochodu dostała już znacznie większą porcję hejtu nią p. O. W dodatku zajęła się nimi policja. Kopaniem „kobiet z Mostu” nie chciała się zająć – zaznaczyła Siedlecka.

Dodajmy, że w czerwcu 2017 roku Ewa Siedlecka brała udział w kontrmanifestacji zorganizowanej przez Obywateli RP przeciw obchodom miesięcznicy katastrofy smoleńskiej. Demonstranci, którzy próbowali zablokować trasę przemarszu, zostali wyniesieni lub wyprowadzeni w postronne miejsca przez policjantów. – Jestem dziennikarką, ale jestem też obywatelką. Na kontrmiesięcznice nie poszłam w roli dziennikarki, nie umawiałam się ze swoja redakcją, że będę coś na ten temat pisać. Był to mój protest przeciwko naruszaniu przez władzę wolności zgromadzeń – tłumaczyła nam Siedlecka.

Wobec p. Ogórek nie przekroczono granic debaty publicznej – dziennikarze TVP opłacani są z publicznych pieniędzy, a więc tym bardziej podlegają krytyce. Nie było linczu. Był gniew. Problem rzeczywiście w tym, żeby ów gniew nie przekraczał granic, które sami sobie wyznaczyliśmy. https://t.co/XSlYdPkyfa

— Ewa@Siedlecka (@Ewa__Siedlecka) 3 lutego 2019

Również Hanna Lis oceniła, że demonstranci nie zachowywali się agresywnie wobec Magdaleny Ogórek. – Naklejanie nalepek na czyimś samochodzie nie jest oczywiście żadną „agresją” – jest szczytem głupoty. Bo dziś pisowskie Wiadomości zrobią z tego zajścia jedynkę (po odpowiednio sugestywnym montażu), a z agresywnej propagandzistki władzy – męczennicę. Ostudźcie ludzie emocje – stwierdziła na Twitterze.

– Nie nazwałabym tego agresją. Raczej pospolitym chamstwem i głupotą. Ale poczekam jeszcze do wieczornego wydania wiadomości TVPiS, tam z pewnością znajdą odpowiednie słowa. A wina – jak zawsze – Tuska – dodała w innym wpisie. – Pani była na szczęście ochraniana przez policję. I dobrze. Zestawianie grupy chamskich – zgoda – krzykaczy z zabójstwem Adamowicza, wydaje mi się jednak dość sporym nadużyciem. Proszę to zostawić TVPiS – zaznaczyła Lis.

Oczywiście: to auto tej Pani i nikt nie ma prawa tknąć go palcem, czy nalepką. Dlatego w załączeniu dałam RT posta, w którym ktoś wskazał na cywilizowane metody protestu przeciwko temu, czemu ta Pani daje twarz.

— Hanna Lis (@hanna_lisowa) 3 lutego 2019

Mikołaj „Jaok” Janusz kłócił się z demonstrantami

Wieczorem przed siedzibą TVP Info pojawił się również Mikołaj „Jaok” Janusz, współautor satyrycznego kanału youtube’owego Pyta.pl, a od niedawna współpracownik programów „W tyle wizji” i „W tyle wizji extra” (w połowie grudnia ub.r. zadebiutował w nich jako współprowadzący).

Mikołaj Janusz przed wejście do budynku przyszedł z założoną sztuczną brodą i okularami. Podczas gdy demonstranci puszczali melodię z czołówki „Dziennika Telewizyjnego”, on włączył przez megafon piosenkę z refrenem „Ole, ole”. Mówił też protestującym, że są opłacani przez Sorosa.

Janusz został szybko rozpoznany. Grupka protestujących zmusiła go do oddalenia się pobliską ulicą.

Relację z tego zajścia Janusz zamieścił na kanale Pyta.pl w niedzielę rano, tytułując ją: „Za pi€niądze Soro$a”. Zwrócił uwagę, że w pewnym momencie jeden z demonstrantów próbował wyrwać mu mikrofon, a w innym został kopnięty w nogę.

W niedzielę Janusz zrelacjonował to w TVP Info. Zaznaczył, że już we wcześniejszych dniach manifestujący przed siedzibą stacji zachowywali się agresywnie, więc żeby ochronić koleżanki z redakcji, starał się skupiać uwagę na sobie.

.@JaokJanusz: zostałem uderzony w rękę i kopnięty w piszczel; gdyby ktoś mniejszy ode mnie znalazł się w tej sytuacji, to rozszarpaliby go chyba#wieszwiecej @tvp_info pic.twitter.com/TcWA30wkL4

— portal tvp.info 🇵🇱 (@tvp_info) 3 lutego 2019

Za to autorzy profilu facebookowego Wolne-media.pl w niedzielę wieczorem opublikowali własne nagranie sobotniej utarczki z Januszem. Zwrócili uwagę, że youtuber parę razy starał się ich popchnąć lub uderzyć megafonem.

Pikieta pod TVP
Pracownik TVP w przebraniu, z głośnikiem i kamerą, wchodzący w pikietujących ludzi po to, aby podsycać agresję. Prawdopodobnie wyjścia innych dziennikarzy byly typową reżimową prowokacją, bo jak wytłumaczyć uśmiech na twarzy „zastraszonej” M. Ogórek? pic.twitter.com/JS0ct42rcu

— wolne-media.pl 🇵🇱✌ (@wolne_media_pl) 3 lutego 2019

– Ale, że Jaok z Pyta.pl , który chodził na wszelakie marsze, żeby prowokować czasem na granicy ostrej bójki, dzisiaj jako dziennikarz TVP żali się, ze atakują TVP, to ciężkie do udźwignięcia – skomentował Szymon Krawiec z „Wprost”. – Każdy normalny dziennikarz albo i media worker przyłapany na tym, jak w przebraniu i po chamsku zaczepia i prowokuje demonstrantów, wyleciałby z roboty w sekundę. Odchodziłby ze spuszczoną głową, przez nikogo nie żegnany. Tak byłoby wszędzie – tylko nie w TVP – ocenił Witold Głowacki z „Polski The Times”.

Krytycznych opinii o zachowaniu Mikołaja Janusza wobec manifestujących było więcej. – Przepraszam bardzo, bo chyba nie bardzo rozumiem – facet, który przyszedł ze sztuczną brodą i megafonem dość ewidentnie podburzać zgromadzonych, jest dziennikarzem TVP – napisała Dominika Długosz z Newsweek.pl. – Pracuje w TVP. Dziennikarze, którzy tam jeszcze pracują, nie są pokazywani na wizji – odpowiedział jej Mikołaj Wójcik z „Faktu”.

Prowokatorem zachęcającym tłum w sobotę do atakowania pracowniczki TVP okazał się być jej kolega z pracy w „ostoi prawdy, wolności i pluralizmu” (© @KurskiPL).

Jestem pewny, że policja ustali szybko, dlaczego ów pan był częścią „dziczy” (© @jbrudzinski).

— Bartosz Węglarczyk 🇵🇱🇪🇺🇺🇸 (@bweglarczyk) 4 lutego 2019

– Wczoraj stała długa kolejka do potępiania protestujacych przed TVP. Ciekawe z jakich to względów kolejka do potępiania prowokacji pod TVP, przeprowadzanej przez człowieka z TVP, zakładającego sobie sztuczną brodę – skandal z prowokacją absolutny – jest o niebo krótsza – napisał w poniedziałek Tomasz Lis.

Mikołaj Janusz w nagraniu i na swoim profilu twitterowym pokazał zdjęcie rany, którą odniósł wskutek uderzenia.

– Tonący brzydko się chwyta. Primo, zdjęcie nie jest stare tu macie sprzed chwili. Jeden konkretnie mi przykopał. Secundo, byłem w tym i jeszcze innych strojach na setkach demonstracji i jakoś nie wywoływało to szału, ale rozumiem, że zwierzę da się sprowokować samym wyglądem – stwierdził w odpowiedzi na krytyczne wpisy. Tonący brzydko się chwyta. Primo, zdjęcie nie jest stare tu macie sprzed chwili. Jeden konkretnie mi przykopał. Secundo, byłem w tym i jeszcze innych strojach na setkach demonstracji i jakoś nie wywoływało to szału, ale rozumiem, że zwierze da się sprowokować samym wyglądem. pic.twitter.com/W9m6rsUg8t

— Mikołaj „Jaok” Janusz (@JaokJanusz) 4 lutego 2019

– No tak, bo ludzi przebranych za Pana Kleksa przecież wolno kopać… – ironizował. – Już wczoraj wrzucałem, że zakładam strój karnawałowy żeby w ogóle wejść do budynku – dodał Janusz.