PiS po publikacji „Gazety Wyborczej” szybko otrząsnął się z paniki

Taśmy nie zburzą wizerunku Kaczyńskiego

Jarosław Kaczyński

Opublikowane przez „Gazetę Wyborczą” tzw. taśmy Kaczyńskiego to tylko przykład kryzysu w polityce i kolejnej afery. Zdaniem większości ekspertów od marketingu politycznego nie zagrożą dotychczasowej pozycji w społeczeństwie, bo nie ujawniają nic kompromitującego. Publikacja dziennika jest w ich ocenie medialną bańką, którą sztucznie pompuje się dla sensacji, zbijania kapitału i rozgłosu. Nie zawierają też nic, co mogłoby podważyć wizerunek Jarosława Kaczyńskiego – człowieka uczciwego i niemal ascetycznego w swoich upodobaniach.

We wtorek „Gazeta Wyborcza” opublikowała tekst „Taśmy Kaczyńskiego”, który napisali Wojciech Czuchnowski i Iwona Szpala, przedstawiono nagranie rozmowy z końca lipca ub.r. Jarosława Kaczyńskiego i Austriaka Geralda Birgfellnera – krewnego Jana Marii Tomaszewskiego i Grzegorza Tomaszewskiego, kuzynów szefa PiS.

Rozmowa dotyczy inwestycji budowlanej, którą planuje spółka Srebrna, kontrolowana przez osoby związane z PiS. Firma ma działkę w centrum Warszawy, chciałaby tam zbudować dwa wieżowce o wysokości 190 metrów, na co musi się zgodzić stołeczny ratusz. Srebrna złożyła wniosek dwa lata temu, jak dotąd nie uzyskała zgody. Z drugiej strony roszczenia do nieruchomości zgłosiło kilku spadkobierców jej dawnych właścicieli. – Jeśli nie wygramy wyborów, to nie zbudujemy wieżowca w Warszawie – stwierdził Jarosław Kaczyński, cytowany na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”.

W tekście opisano, że jeśli uzyskano by pozwolenie na inwestycję, 300 mln euro kredytu na nią mógłby udzielić Bank Pekao SA, który od połowy 2017 roku jest kontrolowany przez państwowe firmy PZU i Polski Fundusz Rozwoju. Planowaną inwestycję na działce Srebrnej przygotowywał Gerald Birgfellner. Według ustaleń „Gazety Wyborczej” od maja 2017 do sierpnia ub.r. 16 razy rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim w siedzibie PiS. Nie otrzymał przy tym oczekiwanej zapłaty, dlatego we wrześniu ub.r. przekazał sprawę prawnikom. Podczas nagranej rozmowy Kaczyński przekonywał Birgfellnera, że nie ma wpływu na decyzje władz Srebrnej, więc jeśli Austriak domaga się zapłaty, musi skierować sprawę do sądu. Zastanawiano się, jak nie dopuścić do jej nagłośnienia w mediach, skoro dotychczas była przygotowywana w tajemnicy. Rozmawiano o budowach, które mają realizować podmioty związane z o. Tadeuszem Rydzykiem.

– „Wyborcza” ma nagrania rozmów w centrali PiS przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie i dokumenty dotyczące wielkiej inwestycji spółki Srebrna. Pokazują kulisy dyskretnych negocjacji oraz Jarosława Kaczyńskiego w szczególnej, nowej roli – zaznaczono w artykule. Gerald Birgfellner jest w tym sporze reprezentowany przez Romana Giertycha i Jacka Duboisa. Adwokaci złożyli do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przez Jarosława Kaczyńskiego przestępstwa polegającego na oszustwie na dużą kwotę (Birgfellner miał otrzymać 3 proc. wartości planowanej inwestycji,czyli ok. 9 mln euro).

Zapytaliśmy ekspertów od marketingu politycznego, jak duże straty poparcia społecznego może ponieść Prawo i Sprawiedliwość wskutek tej publikacji oraz w jakim stopniu te informacje, a także i inne ważne wydarzenia ostatnich tygodni, mogą zagrozić dotychczasowemu wizerunkowi Jarosława Kaczyńskiego.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że według najnowszego sondażu przeprowadzonego przez instytut IBRIS dla „Rzeczpospolitej”, pierwszego przeprowadzonego po tragicznej śmierci prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza PiS może liczyć na 35 proc. poparcia, a PO – na 29,2 proc. Z badania wynika, że poparcie dla partii rządzącej w porównaniu z ostatnim pomiarem sprzed miesiąca spadło o 4 proc. (sondaż przeprowadzono w dniach 20-27 stycznia na próbie 1100 respondentów).

Medialna bańka pompowana dla sensacji?

Dla większości naszych rozmówców ujawnione przez „Gazetę Wyborczą” nagranie nie jest żadną bombą. – To medialna bańka, którą sztucznie pompuje się dla sensacji, zbijania kapitału i rozgłosu. W taśmach nie ma nic co mogłoby zachwiać pozycję lidera partii, przeciwnie. Jarosław Kaczyński nie rzuca mięsem, rozmowy prowadzone są na wysokim poziomie, w przeciwieństwie do taśm z poprzednich lat, jak choćby znanej chyba wszystkim w kraju warszawskiej restauracji – uważa Bartosz Czupryk, politolog i specjalista ds. wizerunku.

– Prezes PiS mógł w kwestii formalnej uczestniczyć w rozmowach, ba, być nawet mediatorem w sprawach obejmujących planowaną inwestycję, gdyż jest jednym z założycieli spółki Srebrna, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Już nie raz usiłowano zachwiać pozycję Kaczyńskiego, np. kreując prezesa PiS na jednostkę a-społeczną bez konta w banku, żyjącą samotnie z kotem. Tym razem próbuje się go wykreować na biznesowego oligarchę, developera. Pierwszy scenariusz nie zadziałał i drugi też się nie sprawdzi – dodaje Bartosz Czupryk.

Jak wiele na taśmach „GW” straci PiS?

Zdaniem Bartosza Czupryka nie jest to sprawa, od której zależy dalsze być albo nie być PiS. Nasz rozmówca zwraca uwagę, że zdecydowana większość sondaży nadal wskazuje przewagę partii Jarosława Kaczyńskiego.

– Ta sytuacja to nie powód do niepokoju. Co najwyżej Jarosław Kaczyński mógł się domyślać, że może być nagrywany… co może jedynie podważać lojalność członków partii lub najbliższego środowiska prezesa.. Wokół dzieją się ważniejsze sprawy, które warte są szerszej uwagi opinii publicznej – twierdzi Czupryk.

W podobnym tonie wypowiada się Zbigniew Lazar, szef i właściciel agencji Modern Corp. Jego zdaniem taśmy mogłyby zagrozić pozycji PiS i samego prezesa Kaczyńskiego, gdyby zawierały jakieś treści kompromitujące dla obu. Ale takich nie zawierały.

W jego ocenie okazały się rozdmuchanym balonem, zaś sensacyjne nawoływanie przez wicenaczelnego Gazety Wyborczej „Biegnijcie jutro rano do kiosków – będzie bomba!” okazało się desperackim reklamowym trickiem przy spadającej sprzedaży gazety. – Ponieważ opozycja nie ma do zaoferowania niczego poza „anty PiS-em”, wyborcy zaczęli traktować kolejne ataki na partię rządzącą, jak bajkę o chłopcu wołającym „Wilk!”. Po prostu na takie ataki zobojętnieli, co pokazują ciągle wysokie sondażowe słupki poparcia dla PiS i dla rządu – dodaje nasz rozmówca.

Dla Krzysztofa Tomczyńskiego z Alert Media Communication tzw. „Taśmy Kaczyńskiego” to kolejna już afera, jaką widzimy w ostatnim czasie w Prawie i Sprawiedliwości lub jego najbliższym otoczeniu.

– Dotychczas takie zdarzenia, występując jednorazowo i w dłuższych odstępach czasu, nie miały znaczącego wpływu na wyniki sondażowe partii. Teraz jednak w związku z ich namnożeniem w bardzo krótkim okresie, możemy mieć do czynienia z efektem kuli śniegowej, który sprawi, że masa krytyczna zostanie przekroczona, a teflon jakim pokryty był dotąd wizerunek PIS zacznie się ścierać. Zwłaszcza, że ostatnie afery uderzają w podstawowy przekaz partii „idziemy walczyć z układami” – dzięki, któremu PIS wygrał wybory i w 2005 i 2015 roku. Na „twardy elektorat” nie będzie to pewnie miało wpływu, ale ta grupa nie wystarczy do wyborczego zwycięstwa. Natomiast pozostali wyborcy mogą zacząć albo szukać nowej partii, która w ich mniemaniu z „układem” będzie walczyć lepiej (i w tym zakresie pojawia się na scenie politycznej sporo nowych podmiotów) albo pozostaną w domach, a to głównie dzięki mobilizacji własnego elektoratu wygrywa się w Polsce wybory – uzasadnia Tomczyński.

Jarosław Kaczyński nie ucierpi wizerunkowo

Zdaniem większości naszych rozmówców publikacja „GW” w żaden istotny sposób nie wpłynie na dotychczasowy wizerunek Jarosława Kaczyńskiego. – To kwestia interpretacji, a w niej opierać się trzeba o fakty. Przecież, nie chodzi tu o prywatny majątek Kaczyńskiego ani jakiekolwiek wpływy. Mowa o inwestycji spółki, nie o prywatnej inwestycji Jarosława Kaczyńskiego – mówi Bartosz Czupryk.

Dodaje, że publikacja „GW” niczego nie zmienia, bo prezes PiS, jest człowiekiem bardzo inteligentnym, przebiegłym i wyrachowanym. Cechuje się dużą umiejętnością przewidywania i strategii. Dobrze zna aparat państwa, co nie znaczy, że śmiało wykorzystuje go do prywatnych celów. – Jarosławowi Kaczyńskiemu nie są potrzebne pieniądze. Choć to dla wielu człowiek tajemniczy i pogrążony we własnej idei i ambicji, to jednak wpływowy polityk, dla którego polityka to całe życie a nie tylko pomysł na życie – uzasadnia nasz rozmówca. Podkreśla że Jarosław Kaczyński należy do osób, których działanie jest świadome, tak samo jak pozycja i wpływy. Nie działa zachowawczo, przeciwnie w bardzo przemyślany sposób i doskonale wie, jak wiele od niego zależy (w kontekście przyszłości partii) i z pewnością zrobi wszystko, żeby tego nie zepsuć – dodaje Czupryk.

Karolina Maria Siudyła, dyrektor zarządzająca w Magnifico Marketing&PR Consultants zwraca z kolei uwagę na to, że wciąż istnieje znacząca grupa społeczeństwa, której jedna czy druga afera w niczym nie przeszkadza.

– Wierzą w to, co im się powtarza jak mantrę i ani taśmy ani budowanie napięcia wokół bomby wiele tu nie zmieni. Proszę zwrócić uwagę, że rzeczniczka PiS jeszcze zanim taśmy zostały opisane, zdążyła wszystkiemu zaprzeczyć. Słowo wypowiedziane przeciwko temu, które ma się pojawić. Wydaje mi się, że gdyby sprawę przedstawiono bez tzw. „teasera”, który pozwolił na pojawienie się gąszczu wypowiedzi i twittów, przeciętny Polak zrozumiałby z tego znacznie więcej i miał szansę na wyciągnięcie własnych wniosków – podkreśla Siudyła. Dodaje, że nawet jeżeli na ujawnieniu tzw. „taśm Kaczyńskiego” straci, to będzie to niewielki odsetek obecnego poparcia.

Podstawa do szerokiej dyskusji

Dr hab. Dariusz Tworzydło z Uniwersytetu Warszawskiego zwraca uwagę, że każdorazowo informacje, które ukazują się w mediach wywierają wpływ na wizerunek zarówno partii, której dotyczą jak i osób z nią związanych. Uważa, że publikacja „Gazety Wyborczej” przedrukowana w innych mediach stała się podstawą do szerokiej dyskusji. Z pewnością temat ten będzie podnoszony jeszcze wielokrotnie, bo zapowiadany jest ciąg dalszy, a to będzie miało wpływ na postrzeganie osób opisywanych w artykułach, jednak głównie w przeciwstawnych grupach docelowych.

– Sądzę że większość wyborców jednak nie da rady dokładnie przeanalizować tej sytuacji i trwale zmienić opinii o rządzących. Dlaczego? Myślę, że każdy dziś mniej lub bardziej zdaje sobie sprawę z tego, że najważniejszą osobą w państwie jest Jarosław Kaczyński – ma wpływ na wiele decyzji i kierunków działań, mimo, że nie sprawuje formalnie żadnych funkcji publicznych, które by to legitymizowały. Wyniki wszystkich sondaży wskazują, że duża część wyborców to akceptuje i popiera – podkreśla Marek Gieorgica, partner zarządzający w Clear Communication Group.

Zwraca przy tym uwagę, że w ostatnim czasie rządzący nie mają dobrej passy i pojawiało się wiele bardzo kryzysowych wątków, co na pewno nie pomaga w roku wyborczym. Ocenia, że jednak poziom podziałów politycznych w społeczeństwie jest tak duży, że tego typu wydarzenia cementują poparcie dla ugrupowań, które dotąd popierali. Zdaniem naszego rozmówcy, kluczową kwestią będzie natomiast to, czy cała plejada różnych afer nie zmobilizuje tych, którzy w ostatnim czasie nie korzystali ze swojego prawa do głosu w wyborach.

Nie podważono, że Kaczyńskiego jest uczciwy

Andrzej Stankiewicz napisał w Onecie we wtorek: „ Prezes PiS uchodził dotąd za ascetę, wolnego od zainteresowania dobrami doczesnymi. Ujawnione przez „Gazetę Wyborczą” nagranie burzy ten starannie pielęgnowany wizerunek. Kaczyński okazuje się biznesmenem pełną gębą – a do interesów wykorzystuje państwowy majątek i swą pozycję polityczną.

Zdaniem Zbigniewa Lazara, Stankiewicz miałby rację, gdyby się okazało, że prezes Kaczyński, tak jak bohaterowie wcześniejszych afer gospodarczych poprzedniej ekipy rządzącej, chciał coś uszczknąć dla siebie. – Doniesienia „Gazety” na nic takiego nie wskazują. Robienie zarzutu przywódcy jakiejkolwiek organizacji, że dba o jej finansową kondycję jest absurdalne. Obowiązkiem każdego szefa jest o to właśnie dbać. Z rozbawieniem czyta się teraz oskarżenia tzw. liberalnych komentatorów promujących na co dzień wolny rynek, talenty biznesowe, kapitał nie znający granic, itp., że Jarosław Kaczyński jest… biznesmenem. Nagle określenie „biznesmen” stało się oskarżeniem i powodem do ataków? Jeszcze brakuje oskarżenia, że na taśmach nie przeklinał… – argumentuje ekspert z Modern Corp.

Podobnie jak Bartosz Czupryk twierdzi, że publikacja „GW” nic nie zmieni, ponieważ nie ujawnia nic, co mogłoby podważyć wizerunek człowieka uczciwego i niemal ascetycznego w swoich upodobaniach. – Na uwagę zasługuje fakt, że nawet złośliwi zazwyczaj twórcy memów zmuszeni byli skoncentrować się na całkowicie pobocznym wątku dziurawych dżinsów rozmówczyni – bo nad żadnym innym wątkiem spotkania nie mogli się pastwić. W całym ujawnionym nagraniu nie można znaleźć żadnego wątku korupcyjnego, ani pogardliwego – jak choćby słynne „Ale jaja, ale jaja, ale jaja…”. Prezes Kaczyński był po prostu, jako gospodarz, uprzejmy i oględny wobec gości. Spotkanie z austriackim biznesmenem nie było na prośbę J. Kaczyńskiego, lecz było nieudaną prowokacją właśnie tegoż biznesmena, w przeciwieństwie np. do spotkania ministrów poprzedniego rządu w celu uniknięcia kontroli skarbowej w klinice żony jednego z nich – dodaje nasz rozmówca.

Zupełnie odmienne zdanie na ten temat ma Krzysztof Tomczyński. Uważa, że to właśnie wizerunek Jarosława Kaczyńskiego na całej sprawie może ucierpieć najbardziej. – Dla wizerunku osobistego kluczowa jest jego spójność, a to co słyszymy na taśmach to zupełne zaprzeczenie tego jak kreowane było postrzeganie Kaczyńskiego. Pojawienie się tej rozbieżności może podważyć całą strategię „Dobry car – źli bojarzy”, dzięki której z ostatnich afer PiS wychodził obronną ręką – a skutki tej zmiany mogą być dla postrzegania PiS nieodwracalne – argumentuje ekspert Alert Media Communication.

W ocenie Karoliny Marii Siudyły publikacja „GW” może mieć wpływ na wizerunek prezesa PiS pod warunkiem, że ten kto ma zmienić zdanie zrozumie co czyta wyciągnie wnioski, zastanowi się nad intencjami, pobudkami i prawdą.

Jeden artykuł nie zburzy wizerunku budowanego latami

Sebastian Drobczyński, ekspert ds. marketingu politycznego nie wyobraża sobie, że na podstawie jednego artykułu „GW” dotychczasowy wizerunek prezesa Kaczyńskiego został zburzony. – Powiem więcej, z punktu widzenia elektoratu PiS, ten wizerunek może zostać wzmocniony, jeżeli prawicowe media przedstawią „artykuł GW” w odpowiednim świetle. Proponuję poczekać na następne artykuły i strategię wizerunkową PiS – podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl nasz rozmówca.

Dla naszego rozmówcy wtorkowy artykuł „GW” stanowi przykład sytuacji kryzysowej w polityce. Zapytany czy ujawnione taśmy mogą zachwiać pozycją PiS wśród jego elektoratu odpowiada że to już zależy od wielu zmiennych. – Przede wszystkim nie jest ważne co jest na tych taśmach, lecz jaką medialną siłę posiada opozycja PiS aby „temat sprzedać”. Po drugie, od strategii wykorzystania tej sytuacji przez opozycję polityczną i umiejętności wtłoczenia tego artykułu w narrację z mediami i wyborcami. Jeżeli opozycja PiS wykaże się determinacją i kreatywnością w kreowaniu medialnej rzeczywistości to artykuł GW wpłynie na obniżenie notowań PiS, włącznie z porażką wyborczą (przypomnę, że partie przegrywają wybory za „mniejsze przewinienia”). Czy artykuł stanowi „złoty róg” dla opozycji PiS? Wszystko zależy od umiejętności wykorzystania tego artykułu i liczby „Jaśków” wśród przedstawicieli tej opozycji, między innymi wśród jej liderów i osób odpowiedzialnych za komunikację z wyborcami – wyjaśnia ekspert.

Kaczyński dzięki „GW” wypada na pragmatycznego polityka

– Nasze społeczeństwo zostało skutecznie przyzwyczajone do taśm. Kolejne nie wyzwalają już takich emocji jak to miało miejsce w przypadku tych „od Sowy”. Materia opisywana w artykule jest dość skomplikowana. Nie wszyscy wyborcy będą w stanie zapamiętać tylu wątków. Zapewne przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego utwierdzą się w swojej niechęci do niego. Zintensyfikują swoje działania i krytyczne komentarze. Zwolennicy uznają jednak, że zachował się on zgodnie z prawem. Mocny elektorat, który posiada partia rządząca, z pewnością będzie w stanie przyjąć wersję eksponowaną przez polityków tego ugrupowania. Oni uznają, ze artykuł to kolejny atak na ich lidera – argumentuje Dariusz Tworzydło.

W ocenie Marka Gieorgicy z CCG Jarosław Kaczyński pokazuje się na nagraniach jako pragmatyczny polityk, który nawet zupełnie komercyjne, biznesowe projekty ocenia pod kątem uwarunkowań politycznych. – I to całkiem słusznie, w dość oczywisty sposób. W tym wypadku moim zdaniem również nie ma tu dużego zaskoczenia – Jarosław Kaczyński od lat uznawany jest za polityka pragmatycznego. Dodatkowo, serial „Ucho Prezesa” w ogromnym stopniu zbudował wizerunek Jarosława Kaczyńskiego i myślę, że bardzo wielu ludzi w Polsce dziś właśnie na bazie tego serialu sobie go wyobraża. I te nagrania także są z tym wyobrażeniem spójne – po raz kolejny więc – nie ma zaskoczenia – komentuje dla Wirtualnemedia.pl ekspert CCG.

Sebastian Stępak, dyrektor zarządzający MSL Group analizuje dokładnie dotychczasowy wizerunek Jarosława Kaczyńskiego. Przypomina, że prezes PiS latami pielęgnował wizerunek ideowca, męża stanu któremu nigdy nie zależało na jakichkolwiek dobrach materialnych. Skutecznie odcinał się od kwestii związanych z pieniędzmi. Ganił i karcił swoich współpracowników, którzy wyciągali ręce po benefity w postaci choćby rocznych premii, które w sektorze prywatnym można by uznać za skromne.

– PiS jako partia wczuwał się w rolę własnego elektoratu jasno mówiąc – jesteśmy tacy sami jak Wy i pracujemy bez wytchnienia. Dla Polski! Dbano o najmniejsze szczegóły, takie jak kiepsko dopasowany garnitur prezesa, skromna siedziba na Nowogrodzkiej, brak limuzyn, blichtru i wszechobecna skromność. Polacy chętnie identyfikowali się z prezesem, uważając go za sprawiedliwego przedstawiciela plemiennej starszyzny, podejmującego decyzje na bazie przekonań. Mądry i sprawiedliwy wkraczał zawsze gdy młodzież nabałaganiła. To on mówił co jest dobre, a co złe i miał do tego pełny mandat – bo dobra doczesne nie leżały w sferze jego zainteresowań. Taka postawa wzbudzała zaufanie, a prezentowana skromność umacniała percepcję bezinteresowności. Kłopoty ze zdrowiem, zaniedbany wygląd i cięty język były gwarancją sukcesu. Obóz rządzący był budowany na wzór percepcji prezesa. Pierwszym odstępstwem od reguły był premier Morawiecki. Majętny manager w dobrym garniturze, z międzynarodowym sznytem i korporacyjnym doświadczeniem. Był doskonałym uzupełnieniem pierwszej linii partii, która chciała przyciągnąć elektorat zarezerwowany dla ugrupowań centrowo-lewicowych – wymienia kolejno nasz rozmówca.

Niezgodność z poprzednim obrazem medialnym Kaczyńskiego

Stępak, kontynuuje: – We wtorek rano ten wręcz nieprawdopodobny wizerunek Kaczyńskiego legł w gruzach. Prezes nie siedzi ze swoim kotem w willi na Żoliborzu, od święta wizytując Nowogrodzką. Jest biznesowym predatorem, który niezwykle agresywnie prowadzi prywatne interesy partii rozmawiając o miliardach złotych, łamiąc przy tym wszystkie narzucone wcześniej role i ramy wizerunkowe. Odcinający się dotychczas od Srebrnej, w rozmowach jest głównym reprezentantem zarządu spółki. Lukratywne, wielomilionowe przedsięwzięcia partii chce finansować kredytem pozyskanym ze spółki Skarbu Państwa. Wprost mówi o tym, czego nie wybaczy mu wyborca – jasno komunikując, że wstrzymuje prywatną inwestycję partii ze względów politycznych. W końcu w oczywisty sposób łamie warunki umowy z podwykonawcą. Nie ma zamiaru płacić za zamówione usługi i ponosić biznesowych konsekwencji swoich wcześniejszych decyzji, zasłaniając się konstrukcją prawną zaprojektowaną na własne zlecenie .

Zdaniem eksperta z MSL Group wytworzony właśnie dysonans poznawczy może stanowić dla prezesa PiS ogromne zagrożenie, ale tylko umiejętnie wykorzystany przez konsekwentnych dziennikarzy i naprawdę sprawną opozycję. Prezentowany problem nie jest nawet w połowie tak skomplikowany, jak afera Rywina, która wywołała ogromną burzę, uruchomiła komisję śledczą i miała daleko idące polityczne konsekwencje.

– Patrząc na pierwszy dzień po ujawnieniu nagrań – zarówno media jak i opozycja sromotnie przegrywają walkę ze stanowiskiem PiS, które w skrócie polega na idealizowaniu działań Kaczyńskiego i daleko idącą bagatelizację problemu. Opozycja z trudem obala retorykę partii rządzącej nie mając własnej narracji, czy choćby krótkiej listy oczywistych argumentów. Dziennikarze zadają odpowiednie pytania, ale widząc słabość opozycji – nie posuwają się do wchodzenia w jej rolę, wysoko trzymając gardę obiektywizmu dyskusji, oczywiście z nielicznymi wyjątkami. Ponownie potwierdza się teza o braku liderów i wątpliwej jakości oponentów politycznych PiS – mówi Sebastian Stępak.

Zarazem przyznaje, że styl w jakim Jarosław Kaczyński prowadzi rozmowy jest godny podziwu. Zwraca uwagę na brak przekleństw, szacunek dla rozmówców.

– Skromna herbata w porównaniu z atmosferą ekskluzywnych restauracji, przekleństw i prostackiego języka jest fatalnym kontrastem dla taśm prezentowanych wcześniej w przestrzeni publicznej. PiS mimo ogólnej paniki i wycofania się ze wszelkich wystąpień we wtorkowy poranek pojął, że mimo bardzo dziurawej narracji z łatwością wygrywa wojnę medialną, której winien paść ofiarą. Należy pamiętać, że usłyszeliśmy tylko godzinę z tych kilkudziesięciu, które podobno zostały nagrane. Być może nagłe, kilkugodzinne spotkanie władz partii na Nowogrodzkiej spowodowane było strachem przed ewentualnością publikacji nagrań, o których dopiero usłyszymy. Dzisiaj PiS wygrywa 1:0 – twierdzi Sebastian Stępak.