Mateusz Morawiecki: niemieckie media bardzo uaktywniły się w kampanii samorządowej

Mateusz Morawiecki

Zdaniem premiera Mateusza Morawieckiego media należące do niemieckich koncernów bardzo uaktywniły się w czasie kampanii samorządowej. Szef rządu skrytykował to, że duża część mediów w Polsce ma zagranicznych właścicieli. – To skutek dziecięcej choroby III RP, gdzie wielu osobom wmawiano, że kapitał nie ma narodowości i nie ma znaczenia, kto jest właścicielem mediów – stwierdził.

O rynek mediów i ich znaczenie w kończącej się właśnie kampanii przed wyborami samorządowymi Mateusz Morawiecki został zapytany w środę wieczorem na antenie Telewizji Republika. Szef rządu krytycznie ocenił to, że duża część mediów w Polsce została sprzedana zagranicznym podmiotom.

– To skutek dziecięcej choroby III RP, gdzie wielu osobom wmawiano, że kapitał nie ma narodowości i nie ma znaczenia, kto jest właścicielem mediów. Media zostały wyprzedane. Ogromnie dużo straciliśmy na tym, ponieważ i miękka siła, czyli soft power, jak i taka twarda siła jest realizowana poprzez media – stwierdził Morawiecki.

– Dzisiaj media są w rękach zagranicznych, w bardzo dużym stopni w rękach niemieckich. Te niemieckie media bardzo się uaktywniły w czasie tej kampanii samorządowej – zaznaczył.

Przypomnijmy, że na początku października Onet.pl (należący od 6 lat do szwajcarsko-niemieckiego koncernu Ringier Axel Springer Media) w ramach cyklu publikacji o aferze taśmowej ujawnił rozmowę z udziałem Mateusza Morawieckiego podsłuchaną wiosną 2013 roku. Obecny szef rządu był krytykowany za niektóre wypowiedzi z tej rozmowy.

Politycy PiS sugerowali, że publikacja jest związana z tym, że Onet ma niemieckiego właściciela, oraz nieprzypadkowo pojawiła się w kulminacyjnym okresie kampanii wyborczej. – Bardzo skoordynowany atak – Newsweek, onet, fakt. Dobrze wiadomo jaki wydawca stoi za tymi mediami. Pozbawiliśmy mafie VAT i przestępców podatkowych gigantycznych dochodów. Będę robić wszystko żeby wrócić do władzy. Będą posuwać się do każdej insynuacji. Teraz pokazują materiały dobrze znane od 4 lat. Rząd PiS i sam premier stoi za zabraniem ogromnych pieniędzy bandytom i przekazaniu ich ludziom na 500+ i inne programy społeczne – napisała na Twitterze rzeczniczka PiS Beata Mazurek.

– Jest rzeczą jasną, że komuś nadepnęliśmy bardzo poważnie na odcisk. Zresztą to jest chyba część obcych mediów, nie takich polskich i też warto zwrócić na to uwagę – skomentował Mateusz Morawiecki w Polsat News. Podkreślił, że część mediów jest nieprzychylnie nastawiona do obecnego obozu rządzącego. – Czasami pytam moich współpracowników ze sztabu wyborczego: „Co tam robi opozycja?”. A oni pytają: „Ale która opozycja: TVN czy ‘Fakt?’” – opisał.

W wywiadzie w Telewizji Republika szef rządu przypomniał też newsletter Marka Dekana, CEO w Ringier Axel Springer Media, skierowany wiosną ub.r. do pracowników polskiego oddziału koncernu. Dekan, komentując wybranie Donalda Tuska na drugą kadencję w funkcji przewodniczącego Rady Europejskiej, zwrócił uwagę, że odzwierciedla to bardzo wysokie poparcie Polaków dla członkostwa naszego kraju w Unii Europejskiej. – Pamiętajmy, że większość naszych czytelników i użytkowników należy do tej miażdżącej większości, która popiera członkostwo Polski w UE. Podpowiedzmy im co zrobić, żeby pozostać na pasie szybkiego ruchu i nie skończyć na parkingu. Stawką w tej grze jest wolność i pomyślność przyszłych pokoleń – napisał.

Dekana za te stwierdzenia skrytykowali politycy PiS, niektóre organizacje dziennikarskie (m.in. Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich i działające przy nim Centrum Monitoringu Wolności Prasy) oraz kilku byłych menedżerów Ringier Axel Springer Polska.

– Słynny list, myślę, że wszyscy go widzieli. Pewnie Niemcy woleliby o tym zapomnieć, ale taka niestety jest prawda o wpływaniu poprzez media niemieckie na polską rzeczywistość. My musimy o tym pamiętać, o suwerenności informacyjnej – skomentował to Mateusz Morawiecki.

„Niemcy wykupili główne polskie media”

Zdaniem Morawieckiego sytuacje takie jak newsletter Marka Dekana nie mogłyby zaistnieć w krajach zachodniej Europy.

– We Francji byłoby to absolutnie nie do pomyślenia. W Hiszpanii, której realia również znam bardzo dobrze, także byłoby to nie do pomyślenia. Nawet w Irlandii, która jest krajem mniejszym, byłoby to także nie do pomyślenia, żeby obce państwa, w pośredni sposób, poprzez media w taki bardzo ostry, jednoznaczny sposób włączały się w kampanię i atakowały aktualne władze danego kraju – powiedział premier.

Przypomniał też, że kiedy w 2005 roku grupa inwestorów z USA i Wielkiej Brytanii chciała przejąć niemiecki dziennik „Berliner Zeitung”, wywołało to dużą falę krytyki. – Czyli w Niemczech oni sami mówią, że ich gazety musza być w ich rękach, a w Polsce Niemcy wykupili w czasach Platformy Obywatelskiej i PSL i we wcześniejszych czasach wykupili główne polskie media – stwierdził szef rządu.

Morawiecki wiele razy krytykował rynek mediów

W br. Mateusz Morawiecki już kilka razy mocno skrytykował sytuację na rynku mediów w Polsce. – Media w ogromnej większości są zagraniczne, należą do naszej opozycji i w najróżniejszy sposób starają się kłamliwie przedstawiać rzeczywistość, oszukiwać wyborców. Jest to po prostu bardzo często propaganda, jakiej by się nie powstydził Jerzy Urban – ocenił w połowie października podczas spotkania z mieszkańcami Włocławka. – Musimy z ludźmi rozmawiać ponad głowami mediów – dodał.

– 80 proc. mediów wszystkich – radiowych, telewizyjnych, gazet, czasopism i mediów internetowych – jest w rękach naszych przeciwników politycznych, którzy we wściekły sposób nas atakują. Właśnie dlatego, że zdali sobie sprawę, że my możemy być nie tylko krótkim epizodem, jak lata 2005-2007, ale możemy na trwałe przebudować cały system społeczno-gospodarczy, na trwałe zaproponować nowy kontakt społeczny Polakom i że Polakom się to spodoba, ale im się to nie spodoba i dlatego nas tak wściekle atakują – stwierdził Morawiecki w czerwcu na spotkaniu z mieszkańcami Wrocławia. Zaznaczył, że „musimy też uważać, żeby nie otwierać wszystkich frontów na raz”.

Niedługo później o mediach nieprzychylnych wobec obecnej władzy mówił na zjeździe klubów „Gazety Polskiej”. – Ja mam czasami wrażenie, a nawet przekonanie, że tam w tych mediach są sztaby, które myślą o tym, jak nam zaszkodzić, jak uprawiać kłamliwą propagandę i robić z igły widły, zamieniać do góry nogami wszystko, stawiać świat na głowie, wmawiać ludziom, że czarne jest białe – powiedział szef rządu.

Media krytykowali też inni politycy PiS. – Wielu tych, którzy współpracowali ze służbami bezpieczeństwa, było w Polsce zaangażowanych w tworzenie nowych mediów po 1989 roku i w dalszym ciągu ma to wpływ na obecną sytuację – powiedział w czerwcu br. minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński.

Z kolei Krzysztof Czabański, poseł PiS i przewodniczący Rady Mediów Narodowych, stwierdził, że wolność poglądów w mediach prywatnych bywa dzisiaj mniejsza niż w okresie PRL, z uwagi na interesy ich właścicieli. – Media publiczne mają obowiązek popularyzować, edukować, wspierać polską rację stanu. Jeżeli jest polityka, o której w sposób skrótowy mówiliśmy dzisiaj, ale która jest generalnie realizowana przez obecną władzę i realizuje polską rację stanu, to kto ma relacjonować tę politykę, jeżeli nie media publiczne? – zapytał Czabański.

Dekoncentracja w mediach zapowiadana, ale bez konkretów

Od półtora roku przedstawiciele obozu rządzącego zapowiadali przepisy, które ograniczą koncentrację kapitałową w sektorze mediów (niektórzy określają ten proces jako repolonizację). Różne warianty nowych przepisów w tym zakresie przygotowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Koordynujący ten projekt wiceminister Paweł Lewandowski już jesienią ub.r. informował, że gotowe są różne koncepcje regulacji. – Gotowe są pewne rozwiązania, które czekają na decyzję polityczną. Decyzja będzie dotyczyła tego, które z nich należy wybrać, żeby je zaimplementować do ustawy – stwierdził. Podobnie wypowiedziała się w tej sprawie niedawno Joanna Lichocka, posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych.

Nie wiadomo jednak, czy i kiedy takie przepisy trafią do rządu i parlamentu. W czerwcu Piotr Zaremba ocenił w „Dzienniku Gazecie Prawnej”, powołując się na bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego, że może to nastąpić jesienią br. Jednak rzeczniczka prasowa PiS szybko zdementowała te doniesienia. Zapewniła, że spytała o to Jarosława Kaczyńskiego, a ten powiedział, że nie rozmawiał ostatnio z nikim o planach w sprawie dekoncentracji.