Durczok: To jest bitwa o Polskę

Kamil Durczok

Co Ty tam, szaraku z Sosnowca, możesz wiedzieć o wielkich planach Prezesa. Siedź i słuchaj. Jak będziesz grzeczny, z warszawskiego stołu kapnie ci okruch na most, nowy skwerek czy ewentualnie szybki internet.

To nie są zwykłe wybory. I nie tylko władza jest w nich stawką. W niedzielę odpowiemy wszyscy na pytanie, jakiej Polski chcemy. Centralnej, sterowanej z Warszawy, rozdającej pieniądze z jednego wielkiego worka, czy naszej, własnej, niepartyjnej. Dzielącej się władzą z obywatelami. To, kto wygra – głównie w sejmikach – określi na lata, czy Ślązacy, Kaszubi, Wielkopolanie albo Krakusy, będą wisieć u warszawskiej klamki, czkając pokornie, aż spłynie kasa rozdawana przez Centralnego Prezesa. 

Jeśli obywatele powiedzą takiej wizji „nie”, być może uda się uratować dorobek ćwierćwiecza polskiego samorządu. Gigantyczny, dający powód do dumy, skutkujący tą piękną, gminną, miejską, powiatową Polską, jakiej, ciężko pracując, się dorobiliśmy. Jeśli powiedzą „tak”, będziemy mieli nowy ustrój.

Prawo i Sprawiedliwość – piszę to bez żadnej ironii – jest konsekwentne. Przynajmniej w jednej kwestii. Nie wierzy, by tu, u nas, na dole, ludzie wiedzieli, czego im potrzeba. Chce Polski zarządzanej z Warszawy. Wszystko jedno, czy z Kancelarii Premiera, czy z partyjnej kwatery głównej na Nowogrodzkiej. Uznaje publiczne pieniądze za coś własnego. Danego razem z władzą, uzyskaną w wyborach. A że Prezes i jego ludzie mają patent na mądrość, logicznie wywodzą, że nikt poza nimi nie wie, czego tak naprawdę polakom trzeba. No bo skoro Kaczyński, Brudziński, Ziobro i (kompromitowany co chwilę „taśmami prawdy” ) Morawiecki, mają wizję – to co Ty tam, szaraku z Sosnowca, Katowic czy Rybnika, możesz wiedzieć o naszych planach. Siedź i słuchaj. A jak będziesz grzeczny, z pańskiego stołu kapnie ci okruch na most, nowy skwerek czy ewentualnie szybki internet. Że kłamią? A co z tego. Bo to oni pierwsi? – słychać w odpowiedzi. Tak. Oni pierwsi. Na taką skalę i tak bezczelnie, oni pierwsi.

Nie bez przyczyny Kaczyński, retorycznie, pyta, czy chcemy samorządów posłusznych, czy warczących na rząd. To nie pytanie. To jasna deklaracja. Siedźcie cicho i nie fikajcie. Wtedy, i tylko wtedy, macie szansę na kasę. Inaczej radźcie sobie sami.

Po drugiej stronie jest inne myślenie. Władza to ludzie. Oni wiedzą najlepiej, czego im trzeba. Oni ocenią, czy mostek, droga do szkoły, żłobek czy nowa linia metra. Polacy, wszyscy – ci głosujący na PiS i PO, ci z Nowoczesnej i Kukiza, PSL-owcy i cała reszta – mogą dać szansę wyboru. Tak, by ludzie czuli się u siebie, a nie jak klienci w kolejce u okulisty.

To, żeby coś od Ciebie zależało, obiecuje ci prawie każdy. Ale nie PIS. To chłodna ocena faktów. To nie ocena partii i jej polityki. Mogę nie trawić towarzysza prokuratora stanu wojennego Piotrowicza, mogę uważać doktor Krystynę Pawłowicz za największego, bezczelnego szkodnika debaty publicznej, mogę tego czy owego uważać za chama i małego dyktatorka. Ale nie wolno mi gardzić ich wyborcami. Coś w ofercie PiS ich skusiło. I prymitywne tłumaczenie, że tylko 500 plus, jest obraźliwe dla armii polaków.

Koalicja Obywatelska traktuje ludzi jak partnerów. Rządzący – jak maszynkę do nabijania głosów. To jest różnica. Ważniejsza dziś daleko bardziej niż to, czy Schetyna ma dość charyzmy, Lubnauer wygryzła Petru a Biedroń buja w obłokach budując nową partię.

PiS jest konsekwentne. Uważa, że na trudne czasy potrzebna jest silna władza. Nie warto z nim dyskutować, trzeba przyjąć do wiadomości, bo zdania nie zmieni. I wybrać. Czas na dysputy się skończył. Zostały długopis i kartka do głosowania. A za nimi niedzielny werdykt.

Dziś trzeba pójść i zagłosować. Albo na partię rządzącą strachem, służbami, aresztowaniami, partię rozdającą NASZE pieniądze tam, gdzie się to akurat najbardziej opłaca (głównie swoim), tam gdzie się da kupić wyborcze głosy.  Albo na tych, którzy (zgoda, czasem nieudolnie), pokazują, że władza to Ty, on, twój sąsiad, szef straży pożarnej, społecznik, pani z hospicjum czy „złota rączka”, za gminne pieniądze pomagająca seniorom.

To jest ta różnica.

W tej kampanii było wszystko. Kompromitujące taśmy i bezczelny, chamski Morawiecki. Obrzydliwy spot straszący uchodźcami. Wyraźny sygnał, że Unia Europejska przestaje nam być podobno potrzebna. I wreszcie – wisienka na torcie – Zbigniew Ziobro, który  chce, by Trybunał Konstytucyjny zakwestionował jeden z przepisów traktatu o funkcjonowaniu UE.

To, że Ziobro rzucił rękawicę premierowi i osobiście załatwił go na finiszu kampanii, wiele mówi o tym, jak PiS rozumie władzę. To walka buldogów pod dywanem. Póki toczy się w warszawskim cyrku, możecie się z tego śmiać. Jeśli jednak pozwolicie, by przeniosła się na wasze podwórko, śmiech szybko ustąpi płaczowi. Bo wyobraźcie sobie koalicję na Śląsku, w której PiS tylko czyha, aż RAŚ i SLD (o ile po beznadziejnej kampanii, znajdzie się ktokolwiek chętny zagłosować na partię Czarzastego), zaczynają się żreć o stołki i kasę. Kończy się samorząd, zaczyna mordobicie.

Powtórzę: to najważniejsze wybory ostatnich lat. Zagłosujecie tak, jak wam każe sumienie. Ale pamiętajcie: na 5 lat zafundujecie sobie albo nowe boiska, parki i drogi, albo nieustanną wojnę. Mieliśmy jej obraz w latach 2005-07. Ja jej nie chcę. Wy zdecydujcie, co wam bardziej odpowiada.

Ale pamiętajcie o jednym – o to proszę, błagam, apeluję – idźcie do wyborów. Nieważne, czy będzie piękne słońce czy z nieba będzie waliło żabami. Idźcie. Demokracja wymaga uczestnictwa. Raz na kilka lat. Ale to wasz obowiązek. Mój też. Do zobaczenia przy urnach.