Zabójstwo Ziętary: Aleks, czyli Gawronik, miał nalegać na definitywne załatwienie dziennikarza za sprawę spirytusu Royal

Aleksander Gawronik, w 1992 roku, miał nalegać na definitywne załatwienie sprawy Jarosława Ziętary. Bo młody dziennikarz węszył ws. przemytu spirytusu Royal do Polski. Tak zeznawał w śledztwie poznański przestępca Paweł B. W czwartek w sądzie swoje zeznania podtrzymał, jednocześnie twierdząc, że składał je w okresie, gdy notorycznie pił alkohol.

Poznański przestępca Paweł B. to kolejny świadek w procesie Aleksandra Gawronika. Były senator i niegdyś bogaty biznesmen jest oskarżony o podżeganie do zabójstwa dziennikarza „Gazety Poznańskiej” Jarosława Ziętary. Gawronik nie przyznaje się do winy.

Do podżegania, zdaniem prokuratury, doszło na terenie firmy Elektromis latem 1992 roku. Ziętara zniknął nieco później, 1 września 1992 roku. Ciała do dzisiaj nie odnaleziono. Zdaniem prokuratury został zamordowany na zlecenie.

53-letni Paweł B., który w czwartek zeznawał w poznańskim sądzie, to człowiek z półświatka. Obecnie siedzi w areszcie za kierowanie grupą przestępczą, kradzieże samochodów. Jego czwartkowe przesłuchanie, zgodnie z przyjętą praktyką, zaczęło się od swobodnej wypowiedzi świadka. Paweł B. najpierw przekonywał, że nic nie wie o roli Gawronika w sprawie Ziętary.

Jednak w przeszłości Paweł B. zeznawał inaczej. Miał wówczas status świadka koronnego, a warunkiem otrzymania statusu, jak sam przyznał, było rozliczenie się z przeszłością. Poznański sąd odczytał w czwartek jego zeznania z marca i kwietnia 2015 roku. Paweł B. prosił wtedy o nadanie mu statusu świadka anonimowego ws. Gawronika. Przed trzema laty ze szczegółami opisywał wydarzenia z 1992 roku:

– Pod koniec lat 80. poznałem Krzysztofa z poznańskiej Wildy, byłego lotnika. Razem robiliśmy nielegalne interesy. Ten Krzysiek przyprowadził takiego policjanta Andrzeja D., jeżdżącego audi 80. Ten policjant krył nas przed organami ścigania – opowiadał przed trzema laty Paweł B. – Pamiętam nasze spotkanie z 1992 roku, Krzysiek i Andrzej przyjechali do mnie na kawę, było ciepło. Ten policjant Andrzej D., który często jeździł do Elektromisu i brał od nich pieniądze, opowiadał nam o spotkaniu w tej firmie. Powiedział, że Aleks nalega, by definitywnie załatwić sprawę Ziętary, że trzeba się go pozbyć, bo dziennikarz węszy przy sprowadzaniu do Polski spirytusu Royal z Niemiec. To była wódka 70-procentowa sprowadzana w litrowych, plastikowych butelkach. Mniemam, że przy tamtej rozmowie był Mariusz Świtalski, jak i przy innych rozmowach w Elektromisie. Ale pewności nie mam – dodawał Paweł B.

Policjant Andrzej D. miał mieć sporą wiedzę i pracować na dwie strony: oficjalnie dla policji, nieoficjalnie dla Elektromisu, którego chroniłby przed zainteresowaniem organów ścigania. Do niego też miał zwrócić się Gawronik z rzekomym zleceniem na pozbycie się Ziętary.

Z dalszej części zeznań Pawła B. złożonych przed trzema laty wynikało, że przed porwaniem Ziętara został pobity. O tym z kolei miał mu powiedzieć inny poznaniak Jacek P., prowadzący później barek w Castoramie.

Paweł B. relacjonował również, że sam nigdy nie poznał osobiście Aleksandra Gawronika, ale w latach 90. był w mieszkaniu poznańskiego gangstera „Makowca”. Rozmawiał z jego żoną. Od kolegi „Tanaki” dowiedział się, że w tym samym momencie, w tym samym domu, gościem „Makowca” jest Aleksander Gawronik.

– Osobiście nigdy nie poznałem ani Gawronika, ani Świtalskiego. Oni na pewno dobrze się znali. Byłem kiedyś w siedzibie Elektromisu przy ul. Wołczyńskiej w Poznaniu. Zostałem w samochodzie, moi koledzy, w tym ten policjant Andrzej D. oraz taki Zbychu ze służb specjalnych, wchodzili do tej firmy bez kontroli – mówił przed trzema laty.

Paweł B. opowiadał również o krwawych porachunkach, czyli jak w latach 90. pozbywano się niewygodnych ludzi. – W tamtych latach, gdy kogoś odpierdo…, to jechał do lasu, do wapna i perhydrolu (żrącej substancji – dop. red.). Perhydrol nie śmierdział. Ale też nigdy nie rozmawiano o szczegółach poszczególnych zbrodni. Gdyby ktoś pytał, zostałby wprowadzony w błąd – mówił.

Podczas czwartkowej rozprawy Paweł B. podtrzymał swoje zeznania. Twierdził jednak, że przed trzema laty przyjeżdżał na przesłuchania pijany albo po przepiciu. Znajdował się wtedy pod ochroną policji. Twierdził, że to nie przeszkadzało w piciu. Na przesłuchania do Krakowa, ws. Gawronika i Ziętary, jeździł po 2-3 godziny w jedną stronę.

– Protokoły podpisywałem, ale ich nie czytałem. Policjanci manipulowali podczas przesłuchania, to znaczy zapisywali moje słowa według własnego uznania. Ale podtrzymuję to, co zeznałem – mówił dzisiaj Paweł B. Zaznaczał kilka razy, że jego wiedza o zniknięciu Ziętary pochodzi „ze słyszenia”, z wypowiedzi innych osób z półświatka oraz relacji skorumpowanego policjanta Andrzeja D.

Obrońca Aleksandra Gawronika, po wszystkich wypowiedziach Pawła B., pytał świadka jedynie o to, kiedy ten zaczął pić. Paweł B. stwierdził, że zaczął w 2004 roku, a skończył kilka miesięcy temu, gdy trafił do aresztu śledczego w Rzeszowie.

Kolejna rozprawa odbędzie się w listopadzie. Mają zostać przesłuchani następni dziennikarze piszący w przeszłości o sprawie Ziętary oraz biegli.

Prokurator Piotr Kosmaty wskazał z kolei nowego świadka – byłego funkcjonariusza Urzędu Ochrony Państwa. Nie wiadomo, kiedy zostanie przesłuchany. Ma mieć operacyjną wiedzę na temat zniknięcia Ziętary. Tymczasem sąd zamierza wezwać byłą żonę dzisiejszego świadka Pawła B. Kobieta również miałaby słyszeć, jak w 1992 roku rozmawiano o konieczności pozbycia się niewygodnego dziennikarza Jarosława Ziętary.