Marta Szymczyk na Newsweek.pl opisała, jak próbowała otrzymać akredytację na organizowaną w niedzielę konwencję partyjną Prawa i Sprawiedliwości. Dziennikarka wysłała dwa maile do biura prasowego PiS – w środę i w czwartek – jednak na żadne nie trzymała odpowiedzi. W piątek pracownica biura prasowego PiS miała jej powiedzieć w rozmowie telefonicznej, że wnioski o akredytacje nie są już przyjmowane, potem Szymczyk otrzymała odpowiedź mailową, że nie ma już wolnych miejsc dla mediów.
Kiedy jednak dziennikarka zadzwoniła do biura prasowego podając się za pracownika Radia Maryja usłyszała: „Proszę pani, akredytacje już się zakończyły, ale zobaczę co jeszcze da się w tej sprawie zrobić”. Po kilku minutach dowiedziała się, że otrzyma akredytację, ale poproszoną ją o wysłanie maila do komitetu wyborczego z danymi osobowymi.
„Ktoś powie, że PiS nie musiało nikogo zapraszać. Sęk w tym, że PiS tak jak inne partie, które przekroczyły 3 proc. próg wyborczy utrzymuje się w ogromnej mierze z publicznych subwencji. W dodatku partia w swej retoryce stale podkreśla uczciwość i transparentność. Tymczasem robi zupełnie co innego” – komentuje Marta Szymczyk.