W nowym numerze „Wprost” opisano fragmenty uzasadnienia wyroku sądowego, w którym sąd oddalił pozew Kamila Durczoka dotyczący artykułów zarzucających mu molestowanie podwładnych w „Faktach” TVN. Według uzasadnienia Durczok proponował seks kilku pracownicom TVN, a przeprowadzone przez niego badanie wykrywaczem kłamstw nie jest ważne.
Proces wytoczony przez Kamila Durczoka dotyczył dwóch tekstów zamieszczonych we „Wprost” w lutym 2015 roku. W artykule „Ukryta prawda” opisano przypadki molestowania seksualnego w pracy, m.in. sytuację w której znany dziennikarz kierujący redakcją w jednej ze stacji telewizyjnych wulgarnie zaproponował seks dziennikarce, a kiedy ta odmówiła, zaczął ją gorzej traktować. Dziennikarka poskarżyła się kierownictwu stacji, które stwierdziło, że ma sobie z tym radzić sama.
Trzy tygodnie później we „Wprost” zamieszczono artykuł, w którym była researcherka „Faktów” opisała, że Durczok SMS-owo proponował w środku nocy na wyjeździe służbowym w 2010 roku, żeby do niego wpadła. Według kobiety w kolejnych miesiącach szef „Faktów” wysłał jej wiele podobnych SMS-ów, a kiedy konsekwentnie odmawiała i prosiła, żeby nie składał jej takich propozycji, zapowiedział że „teraz wszystko się zmieni”.
Już po pierwszym tekście TVN powołał wewnętrzną komisję, która po rozmowach z wieloma pracownikami ustaliła, że w redakcji „Faktów” były trzy przypadki stosowania mobbingu i molestowania. Nie wskazano, że sprawcą był Kamil Durczok, ale jednocześnie za porozumieniem stron rozwiązano z nim umowę, a poszkodowanym zapłacono rekompensatę. Durczok zapewniał, że jest niewinny.
W pozwie Kamil Durczok zarzucił wydawcy „Wprost” i autorom tych tekstów naruszenie dóbr osobistych. Domagał się publikacji przeprosin oraz 2 mln zł odszkodowania. W procesie jako świadkowie zeznawało wielu obecnych i byłych pracowników TVN, m.in. dziennikarze oraz Adam Pieczyński, członek zarządu firmy kierujący pionem informacyjnym.
W połowie maja br. Sąd Okręgowy w Warszawie w całości oddalił pozew Kamila Durczoka. – W ocenie AWR „Wprost” powództwo było bezzasadne bowiem publikacje stanowiące podstawę roszczenia powoda były sporządzone z zachowaniem staranności i rzetelności dziennikarskiej – skomentowano w komunikacie giełdowym firmy PMPG Polskie Media, do której należy AWR „Wprost”. Durczok ocenił wyrok jako niesprawiedliwy i zapowiedział złożenie apelacji.
Tydzień później dziennikarz został przedstawiony na okładce „Wprost” jako „przegrany”. – Sąd w ani jednym miejscu nie orzekł, że ludzie zatrudnieni we WPROST napisali prawdę. Sąd oddalił MOJE powództwo. Rozumiem, że jak się szoruje po dnie, każdy sposób na podniesienie nakładu jest dobry. Nawet podpieranie się kłamstwem i znaną twarzą – skomentował to Durczok.
Według sądu Durczok mówił i wysyłał współpracownicom propozycje seksualne
W nowym wydaniu „Wprost” tematem okładkowym jest pisemne uzasadnienie wyroku, które otrzymali już wydawca i dziennikarze tygodnika. Uzasadnienie sporządziła orzekająca w tej sprawie sędzia Anna Tyrluk-Krajewska.
W artykule opisano, że w procesie ustalono, jak dokładnie wyglądała sytuacja opisana w pierwszym tekście „Wprost” z początku 2015 roku o molestowaniu. Według uzasadnienia wyroku w rzeczywistości Kamil Durczok rozmawiał z koleżanką nie w redakcji, tylko w warszawskim klubie Tango i nie zwrócił jej uwagi, że nie ma na sobie majtek, tylko sam powiedział, że ich nie nosi.
W uzasadnieniu stwierdzono, że w klubie Durczok siedział blisko koleżanki i opowiadając o tym, że wybiera się na badania lekarskie, rozpiął koszulę. – Wygłosił uwagę, mówiąc o koleżance, która akurat tańczyła, że chętnie by się wśliznął pomiędzy jej uda. Odchodząc, zapytał, czy pojedzie do niego do domu, i oświadczył, że nie ma majtek po jeansami (lub że nie nosi majtek pod jeansami) – napisała sędzia. Dodała, że według sądu ta dziennikarka z rozmów z innymi pracownikami TVN dowiedziała, że podobne propozycje od Durczoka dostały trzy inne osoby ze stacji: dziennikarka i dwie stażystki.
Według „Wprost” adwokaci byłego szefa „Faktów” na rozprawach wielokrotnie podawali niedokładne przytoczenie jego wypowiedzi o nienoszeniu majtek jako przykład nierzetelności artykułu z lutego 2015 roku. Sąd uznał jednak, że ta pomyłka jest „nieistotna z punktu widzenia postrzegania zjawiska i sensu wypowiedzi”. – Bez względu na to, kto w relacji miałby być ubrany w określony sposób, sens słów ma jednoznaczny charakter – stwierdzono w uzasadnieniu.
Ponadto w procesie ustalono, że Kamil Durczok wysyłał współpracownicom SMS-y o charakterze seksualnym, z propozycjami spotkań intymnych.
Badanie Durczoka wariografem bez znaczenia dowodowego
Kamil Durczok w kilku wywiadach i opublikowanej jesienią 2016 roku książce „Przerwa w emisji” opisał, że krótko przed tym, jak został przesłuchany przez komisję powołaną przez TVN, poddał się badaniu na wykrywaczu kłamstw. Podkreślał, że zaprzeczył informacjom z tekstów „Wprost”, a badanie potwierdziło, że mówił prawdę, co zostało jeszcze poświadczone przez biegłego sądowego. Wyniki badania przedstawił komisji TVN na koniec przesłuchania.
Jednak zdaniem sądu walor poznawczy tego badania jest niewielki. Dlaczego? – Pytania, które postawiono powodowi (czyli Kamilowi Durczokowi, który w tej sprawie pozwał „Wprost” – przyp.) w trakcie tekstu, nie były identyczne ze stwierdzeniami, które padały w artykule, tak więc odbiór emocjonalny tych pytań i udzielone odpowiedzi odnoszą się jedynie ogólnie do sytuacji, co może uzasadniać zaprezentowane w opinii wnioski – stwierdzono w uzasadnieniu.
Zwrócono też uwagę, że przed ukazaniem się we „Wprost” w lutym 2015 roku artykułu, w którym opisano, jak Kamil Durczok mobbingował i molestował niektóre podwładne z „Faktów”, dziennikarze tygodnika starali się uzyskać jego komentarz. Według sądu nie udzielając wypowiedzi, Durczok pozbawił się możliwości przedstawienia swojej wersji wydarzeń, o czym doskonale wiedział jako dziennikarz.
Bez fragmentów zeznań świadków
Na okładce nowego numeru „Wprost” artykuł opisujący uzasadnienie wyroku jest zapowiadany dużym napisem: „Świadkowie wreszcie mówią”. Jednak w tekście nie znalazły się żadne cytaty z zeznań.
Autor artykułu Marcin Dzierżanowski uzasadnił, że nie może przytoczyć tych zeznań, ani opisujących już fragmentów uzasadnienia, ze względu na ochronę ofiar.
Kamil Durczok wygrał w dwóch instancjach proces dot. innego tekstu „Wprost”
W lutym 2015 roku we „Wprost” zamieszczono też inny artykuł dotyczący Kamila Durczoka. Opisano pobyt dziennikarza w mieszkaniu znajomej, gdzie znaleziono też materiały pornograficzne, gadżety seksualne i biały proszek. Do tekstu dołączono wiele zdjęć pomieszczenia. Durczok w pozwie domagał się publikacji przeprosin (na okładce tygodnika i trzech kolejnych stronach „Wprost”) i 7 mln zł zadośćuczynienia.
Dwa lata temu Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że pozwani mają zamieścić przeprosiny i zapłacić Durczokowi 500 tys. zł. Natomiast w kwietniu br. Sąd Apelacyjny w Warszawie podtrzymał wyrok w zakresie przeprosin, a wysokość zadośćuczynienia obniżył do 150 tys. zł. Wydawca „Wprost” zapowiedział, że złoży do Sądu Najwyższego skargę kasacyjną na ten wyrok.