Na razie plac Wilhelma Szewczyka w Katowicach przepadł. Dworzec kolejowy, własność państwowa, wymienia tabliczki informacyjne i kieruje na plac Marii i Lecha Kaczyńskich. Niebawem podobny rozkaz swoim służbom wyda prezydent miasta. Pamięci Szewczyka, wybitnego Ślązaka, w sporze z aparatem państwa polskiego – nie da się obronić. Na razie.
Wojewoda Wieczorek, posiadacz 37 wiosen, po kryjomu rozdziera szaty – bo cóż on, biedaczek, może wobec bezwzględnych historyków IPN (roczniki podobne): był Wiluś działaczem partii komunistycznej i pisarzem oddanym ustrojowi? Był! Prawo to prawo.
Ale dzieją się gorsze rzeczy dla Polski i Śląska wokół Szewczyka, niż tabliczki z jego imieniem zdejmowane skwapliwie na dworcu i w okolicach Galerii Katowickiej.
Przypomnę, że w 1945 r. był, wraz ze Zdzisławem Hierowskim i Augustynem Grodzickim, współzałożycielem i redaktorem naczelnym wychodzącego w Katowicach tygodnika „Odra”. „Odra” z Szewczykiem przetrwała do 1950 r., kiedy partia zaczęła czyścić swoje szeregi z przedwojennej inteligencji i działaczy endeckich (do PZPR wrócił w 1960 r.). Szewczyk przez lata był, w ocenie partii i UB, nacjonalistą, wrednym klerykałem i śląskim separatystą. Ale nie za to ślę w jego stronę ukłon, jeno za myśl przewodnią ówczesnej „Odry”, która stała się orędowniczką polskości Ziem Zachodnich i Północnych. W „Odrze” latami trwała dyskusja nad programem kulturalnym dla Ziem Odzyskanych – tak samo ważnym, przyznacie, jak woda w kranach Wrocławia czy odgruzowanie miasta. Wówczas i przez następne lata Szewczyk konsekwentnie – jako znakomity znawca problematyki niemieckiej – zwalczał wszelkie tendencje rewizjonistyczne narastające w RFN wobec tych ziem. Kto znał jego felietony „Co robią Niemcy?” – ten pamięta!
I teraz, na fali rozliczeń i zohydzania Szewczyka, wrocławski naukowiec przypina mu łatę „aktywnego ideologa Ziem Zachodnich i Północnych”. Powiedzmy wprost: był aktywnym ideologiem, a więc orędownikiem polskości – Olsztyna, Gdańska, Koszalina, Szczecina, Zielonej Góry, Wrocławia (i mojej Kudowy-Zdroju), Opola, Gliwic i aż po Katowice… Polacy na tych ziemiach, wraz ze mną, powinni Wilusiowi stawiać pomniki, a nie wymazywać z pamięci! Szczególnie teraz, kiedy wschodzi ziarno niepokoju, że nic na tym świecie nie jest dane raz na zawsze. Cóż, to jest właśnie przekleństwo wczesnego urodzenia stosowane jako oręż przez tych, którzy cieszą się przywilejem późnego urodzenia.
W 2011 r. ukazała się w Nowym Jorku i Berlinie książka polskich autorek, prof. Anny Duszek i dr Urszuli Okulskiej, „Language, Culture and the Dymamics of Age”, a w niej aktualna refleksja:
„Starsi są w tamte czasy zbytnio zaplątani. To zaburza jasność widzenia. Przede wszystkim nie wolno mieć do spraw osobistego stosunku. A taki stosunek mają ludzie starsi, którzy pamiętają tamten system, tamte lata, tamte paskudne raczej czasy. Ci starsi wczuwają się, deliberują. Młodzi nie muszą, bo ich to nie dotyczy. Starsi przywołują wspomnienia. Młodzi wspomnień nie mają. Każdy wie, że PRL-owskie życiorysy były niejednoznaczne. Lecz przywilej późnego urodzenia pozwala łatwiej stawiać oceny. Dla lustrowania trzeba ludzi nowych, wolnych od skorumpowania [obciążenia – JD] wynikającego z daty urodzenia”.
Niby nic nowego – w czasach minionych nie tacy lustratorzy jak nasi korzystali z przywileju późnego urodzenia. Zawsze i wszędzie byli hunwejbini; wystarczy sięgnąć do „rewolucji kulturalnej” w Chinach. Hunwejbini (Czerwona Gwardia) czyścili z historii, kultury i polityki, przy okazji z ludzi – wszystko, co było za nimi. Czas pokazał, że to nie oni wymazywali przeszłość z ludzi wcześniej urodzonych – byli tylko narzędziem politycznych rozgrywek. W końcu sami zostali wymazani. A Chiny ponownie zaczęły udowadniać światu, w czym trwają do dzisiaj, że historii nie da się wygumkować ani poprawić.
Także tu, nad Wisłą. I choć niebawem podręczniki ogłoszą, że stan wojenny wprowadził szeregowiec Jaruzelski, że ta „biezpagonnaja swołocz” oddała później dobrowolnie dyktatorską władzę, by zostać prezydentem Najjaśniejszej, że przez płot skoczył facet, co w młodości gwizdnął księżyc – nic to. Że na ulicach dopominają się szanowania prawa „UBywatele” RP („Babilon” 3.03) – nic to. Pamiętajcie o tym, biegnąc do pociągu placem Szewczyka. Nic to.