Pismo w imieniu Sary Czyż, Dominiki Dymińskiej, Kamili Kuryło oraz Patrycji Wieczorkiewicz podpisał adwokat Andrzej Gąsior. Czytamy w nim m.in., że tekst „Papierowi feminiści. O hipokryzji na lewicy i nowych twarzach polskiego #metoo”, który ukazał się 27 listopada 2017 roku w serwisie Codziennikfeministyczny.pl, powstał w ramach międzynarodowej kampanii sprzeciwu wobec kultury gwałtu. „Mimo że List nie wskazywał ani sprawcy, ani pokrzywdzonej powyższego zdarzenia, to Pan Jakub Dymek postanowił powiązać ten fragment Listu z sytuacją która miała miejsce pomiędzy nim a jedną z Wezwanych, Dominiką Dymińską” – napisano w dokumencie, dodając, że „wezwane nie dopuściły się naruszenia dóbr osobistych”. Tym samym „uznają za pozbawione podstaw prawnych i faktycznych żądanie zaprzestania naruszenia dóbr osobistych dziennikarza oraz przeprosin”.
Jakub Dymek mówi, że dla niego wymowa pisma jest jednoznaczna. – Rozumiem to tak: autorki nigdy nie oskarżyły Jakuba Dymka o gwałt, a on oskarżył się sam, udzielając wywiadu dla Onetu cztery dni po publikacji tekstu w „Codzienniku Feministycznym” – mówi Dymek. – Taka interpretacja jest postawieniem sprawy na głowie. Pierwsze konsekwencje zawodowe, wynikające z publicznego pomówienia mnie o gwałt i podania do wiadomości mojego nazwiska w tekście „Codziennika”, odczułem dosłownie godzinę po publikacji, zanim nawet odniosłem się do sprawy – dodaje Jakub Dymek. – Twierdzenie, że „Codziennik” pomimo podania mojego nazwiska i szczegółów umożliwiających natychmiastową identyfikację nie oskarżał mnie, uważam za absurd – mówi Dymek i dodaje, że jeszcze tego samego dnia ogólnopolskie media upubliczniły zarzuty „Codziennika”. – Następstwo wydarzeń jest oczywiste – komentuje.
Publicysta żąda od „Codziennika Feministycznego” i autorek listu przeprosin w trzech serwisach: Codziennikfeministyczny.pl, Krytykapolityczna.pl oraz Gazeta.pl. Występuje także o zadośćuczynienie finansowe.