– Ludzkość ani specjalnie nie straciła, ani nie zyskała na moim milczeniu. Teraz jednak muszę uważać, żeby nie było tak, że zabieram głos na każdy temat – tak ks. Adam Boniecki komentuje cofnięcie nałożonego na niego zakazu wypowiadania się w innych mediach niż „Tygodnik Powszechny”. Zakaz obowiązywał od listopada 2011 roku.
Ks. Boniecki to były redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”, związany z redakcją od 1964 roku. Od 1991 roku był asystentem kościelnym „TP”, zaś od śmierci Jerzego Turowicza (1999 rok) szefował redakcji. W 2011 roku ustąpił z tej funkcji, przekazując kierowanie tygodnikiem Piotrowi Mucharskiemu. Sam został obdarzony tytułem „redaktora seniora”.
Także w 2011 roku prowincjał Zgromadzenia Księży Marianów nałożył na ks. Adama Bonieckiego zakaz wypowiedzi w mediach, tak jak wcześniej mógł natomiast brać udział w spotkaniach z czytelnikami, pisał też cały czas komentarze do „Tygodnika Powszechnego”.
Decyzję podjęto po kilku szeroko komentowanych wypowiedziach ks. Bonieckiego. Duchowny w „Kropce nad i” w TVN24 w ramach dyskusji o obecności krzyża w Sali plenarnej Sejmu zwrócił uwagę na „niefortunność umieszczenia krzyża na sali sejmowej” oraz stwierdził, że: „nie na walce o krzyż w Sejmie polega piękno Ewangelii”. Bagatelizował też antykościelne wystąpienia Janusza Palikota („Nie wiem, czy jego obecność w polityce jest aż takim złem”) i Adama „Nergala” Darskiego.
Decyzję o zakazie wypowiedzi medialnych ks. Bonieckiego skrytykowało wielu publicystów, m.in. redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego” Piotr Mucharski. Natomiast sam duchowny zaznaczył: „zakazu wystąpień medialnych nie postrzegam w kategoriach tragedii, poniżenia czy zakneblowania”.
W lipcu br. zakaz publicznego wypowiadania się cofnięto. Ksiądz Adam Boniecki poinformował o tym podczas spotkania warszawskiego klubu „Tygodnika Powszechnego”.
W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl mówi, że zakaz wypowiadania się publicznego był jednocześnie wyrazem nieufności władz zakonnych do niego. – Było to też wyrazem traktowania mnie jako człowieka nieodpowiedzialnego. Więc jeżeli przełożeni po sześciu latach obserwowania mojej działalności doszli do wniosku, że już prawdopodobnie dojrzałem, no to jest przyjemne bardzo – komentuje ks. Adam Boniecki.
Dodaje też, że nie zakaz bardziej niż w niego, uderzał w sam zakon.
– Bardzo mnie cieszy, że zgromadzenie nie będzie już postrzegane jako takie zgromadzenie, które wydaje zakazy – mówi ks. Adam Boniecki. – Ludzkość jakoś specjalnie na tym nie straciła, ani nie zyskała, że milczałem przez te lata. Myślę, że teraz trzeba być na tyle mądrym, żeby nie było tak, iż Boniecki zabiera głos na każdy temat. Staram się zresztą tego nie robić. Proszę pamiętać, że to jest margines mojej działalności – dodaje.
Wieloletni szef i redaktor „Tygodnika Powszechnego” dodaje, że nie ma żadnych planów związania się na stałe z jakąkolwiek redakcją jako komentator. – Nigdy nie miałem takich planów. Po prostu: gdy miałem coś skomentować, komentowałem. Nie wchodzi tutaj w grę żadna stała, metodyczna współpraca z żadnym medium – to wymaga uzgodnienia z przełożonymi – podsumowuje w rozmowie z nami ks. Boniecki.