Był absolwentem dziennikarstwa na Uniwersytecie Jagiellońskim, w późniejszych latach ukończył także studia w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Na Górny Śląsk przybył w 1957 roku za sprawą przeniesienia służbowego. Dwa lata później związał się z tygodnikiem „Gwarek” w Tarnowskich Górach, w którym rozpoczął swą pracę najpierw jako reporter, a następnie redaktor techniczny, publicysta i sekretarz redakcji. W 1975 roku został redaktorem naczelnym „Gwarka”, w którym to tytule pracował nieprzerwanie do 1990 roku.
Zaabsorbowany bez reszty pracą w tygodniku znajdował jednak czas na podejmowanie innych dziennikarskich wyzwań. W 1983 roku – podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski – powierzono mu funkcję dyrektora Centrum Prasowego Interpress w Katowicach; z zadań, jakie przed nim wtedy postawiono wywiązał się wzorowo.
W 1984 roku obchodził 35-lecie pracy dziennikarskiej; a w dwa lata później, w 1986 roku otrzymał nagrodę „Czerwonej Róży”, przyznawaną przez „Trybunę Robotniczą” zaangażowanym i cenionym publicystom.
Od 1948 roku był członkiem Związku Młodzieży Polskiej, a następnie Związku Młodzieży Socjalistycznej. Od 1956 roku należał do PZPR, będąc kolejno lektorem Komitetu Miejskiego, Wojewódzkiego i Centralnego. Był członkiem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich do jego rozwiązania w stanie wojennym, a następnie kolejno Stowarzyszenia Dziennikarzy PRL a po 1982 roku – Stowarzyszenia Dziennikarzy RP. Specjalizował się w zagadnieniach międzynarodowych, a szczególnie stosunkach polsko-niemieckich.
Był żonaty, miał syna.
xxx
Kim był? Człowiekiem – odpowiadam – parafrazując kultowy dialog z rywinowskiej komisji, choć okoliczności nie przystają do owej groteski. Był człowiekiem z innej epoki i niech to określa, co niedefiniowalne dziś, nieuchwytne… Mądrość, godność, umiar, takt, opanowanie, wyszukana, acz niewymuszona kultura osobista – cokolwiek to współcześnie znaczy – człowiecze przymioty – nieprofesjonalne. W zawodzie zaś: perfekcjonista, mentor, cierpliwy, wyrozumiały, otwarty. Gdy czytam, jako człek głęboko zdystansowany, epitafia pełne aktów strzelistych, zwykle pewnie słuszne, wyobrażam sobie tych ludzi, którzy odeszli, i jestem pełen dobrych myśli, i pomniki bym im stawiał w poczuciu – jak daleko mi do nich…
Redaktora Proszowskiego znałem osobiście, pracowałem z nim, uczyłem się od niego, nie tylko rzemiosła, a życia, także. Pełen pokory, jako Jego niedoskonały następca nieporadne te słowa klecę mając wiarę w to, iż ci, którzy z Nim się zetknęli podzielą moje odczucia. I choć pomnik redaktorowi Proszowskiemu się należy, to lepiej stawiajmy je w pamięci, te legną w gruzach tylko wtedy, gdy pamięć nasza się zatrze, już zamrze…
Grzegorz Bylica