Marcin Kącki opisywał historię Anety Krawczyk byłej radnej Samoobrony i szefowej biura poselskiego Stanisława Łyżwińskiego, rozmawiał również z byłą ekspertką partii Anną Rutkowską. Rutkowska podczas rozmowy przekazała dziennikarzowi informację o obietnicach protekcji u europosła Marka Czarneckiego. Według jej relacji polityk miał zatrudnić ją w swoim biurze. Kobieta odmówiła, ale w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” stwierdziła, że pracę dostała ostatecznie córka Czarneckiego. Polityk odpowiadał, że córki nie ma, a Rutkowska kłamała. Jednak proces karny za zniesławienie został wytoczony nie Annie Rutkowskiej, a Kąckiemu. W 2010 roku sąd warunkowo umorzył sprawę, uznał winę dziennikarza odstępując od wymierzenia kary, jednocześnie nakazał Kąckiemu wpłacić 1 tys. zł na cele charytatywne.
Marcin Kącki poskarżył się do Strasburga, a Europejski Trybunał Praw Człowieka stanął po jego stronie. Jak podaje Gazeta Wyborcza – Trybunał przyznał Kąckiemu 5 tys. euro zadośćuczynienia, uznał, że decyzja sądu „ingerowała” w prawo Kąckiego do wolności słowa. Trybunał podkreślił, że wywiad prasowy różni się od artykułu, bo zawiera twierdzenia rozmówcy, a nie dziennikarza, a ten ostatni nie ma obowiązku weryfikowania wszystkich padających w rozmowie twierdzeń.