Twaróg: Żegnaj, mistrzu słowa

Tadeusz Kijonka

Panie Tadeuszu…
Wiedział, że początkowo drżałem przy każdej rozmowie. Powiedziałem mu to kiedyś w końcu uczciwie, że trochę boję się tych wszystkich wyszukanych nawiązań literackich. Chciałem z nim mówić o Śląsku, a on bardziej ze mną – o poezji. „Kogo ta poezja obchodzi” – wzdychał w końcu. – „Kto przykłada dziś do niej znaczenie…” Potem nawet napisał mi to na karteczce włożonej w któryś z tomików.

Czekał na recenzje. Dobrze wiedział, jak wygląda dziś szybkie, codzienne dziennikarstwo, ale wciąż liczył, że są czytelnicy, którzy zatrzymają się na godzinę przy prawdziwej recenzji jego wierszy. A my, no cóż, a my woleliśmy pisać o jego Śląsku i jego „Śląsku”.

Nigdy pewnie nie spojrzałby na mnie ten wielki człowiek, ten, który znał wielkich twórców, tworzył wielkie dzieła, uczestniczył w wielkich wydarzeniach, gdyby nie nasz wspólny Rybnik. „Jestem rybniczaninem z Radlina, Ślązakiem z rybnickiego i Polakiem ze Śląska” – mówił o sobie. Ile razy wspominał ten jego stary Rybnik. Albo Leśnicę w jego ukochanym Radlinie. Miała ta ziemia dla niego wymiar magiczny. To nie tylko wspominki i wzruszenia, to cała magia, którą budował każdym słowem i zdaniem. Nie pisał do mnie, że Rybnik i meandry rzeki Rudy są piękne, pisał raczej… „nim siądziemy nad Rudą z tym samym rytmem serca…” Taki to był język, takie widzenie swej małej ojczyzny.

I te anegdoty. Czy wypada je dzisiaj przytaczać? Jak one je opowiadał… jakim językiem… czy on to naprawdę wszystko pamiętał? Pikantne były smaczne, choć z rękawa sypał również tymi świętoszkowatymi. A miał do tych wszystkich opowieści przynależny wiekowi i majestatowi dystans.

I ten jego „Śląsk”. Czy to opus vitae, nie wiem, pewnie jednak wolałby, aby najbardziej zapamiętano go z wierszy. Lecz redaktor Kijonka to „Śląsk”, a „Śląsk” to redaktor Kijonka. Już nie tworzył pisma, już się nie angażował zanadto, ale cały czas się martwił: nie ma pieniędzy, co z siedzibą, do której był tak przywiązany, a której istnienie było niepewne, jacy autorzy, czy drukują tam poezję… Gdy wreszcie przełamał się i przyjechał do naszego Media Centrum za Brynicę, podpytywał trochę o biznes. Rozejrzał się po redakcji, a nie wygląda źle, raczej dość nowocześnie, więc zastanawiał się, co zrobić ze „Śląskiem”, jak sprzedawać więcej? I wtedy mówię mu na przykład: „Nie traćcie pieniędzy na darmowe egzemplarze. Stać was na to? Jestem bardzo wdzięczny, że dostaję, ale przecież mogę podejść i kupić”. Spojrzał zdumiony: „Na takie gesty zawsze musi nas stać”.

Był z pokolenia, dla którego dziennikarstwo coś znaczyło, klimat redakcji, dyskusje, rozważania, kłótnie. Jednak – prawda jest też taka – przyszedł moment, kiedy trochę nieśmiało, trochę z zażenowaniem, po tych moich ciągłych „Panie Redaktorze” i „Panie Redaktorze” rzekł : „Panie Marku, wolałbym… niech pan mówi „Panie Tadeuszu”.

Panie Tadeuszu! Czy wkroczyłem na jakiś wyższy stopień wtajemniczenia i bliskości? Raczej nie, po prostu przestał lubić to redaktorowanie. A ostatnio mówił już o poezji, poezji smutnej, wspominał swoje stare tomiki, na przykład przepiękny i jakże ważny historycznie „Czas zamarły” (zaznaczył mi tam zakładką wiersz „Zwiastowanie” dla strajkujących w grudniu 1981 roku górników „Piasta” i „Ziemowita”).

I jeszcze ta opera, przez 45 lat w Bytomiu… Przy jego wiedzy o operze, znajomościach, gwiazdach, z którymi się znał, bledną całe zastępy wybitnych krytyków. Wiedział dużo, a jednak szanował proste porywy serca melomanów. Nie wszystko chciał analizować, dodawał wiary niewprawnym w sztuce operowej znajomym, mówiąc, że jak się podoba, to przecież w porządku. Ma być pięknie, ma poruszać, o to chodzi w teatrze. Uwielbiał „Toscę”, o czym dowiedziałem się dopiero, gdy jego teatr wystawił mu ją na 80. urodziny. Która aria lepsza: Cavaradossi w trzecim akcie czy Tosca w drugim? Jestem pewien, że słyszał to pytanie. Ale udał, że go nie było. Wybaczył mi tę impertynencję, a może głupotę. Przepięknie zresztą bytomska scena pożegnała mistrza. Wielką inscenizacją Aidy, zaledwie trzy tygodnie temu. Był zachwycony.

Śląsk stracił wielkiego człowieka, wielkiego twórcę, mistrza dla wielu dziennikarzy. Mojego Mistrza. Straciłem go, w poczuciu, że nie pożegnałem się odpowiednio. Żegnaj, Panie Tadeuszu.

Marek Twaróg