Do zajścia doszło w poniedziałek na spotkaniu z Adamem Michnikiem zorganizowanym przez Komitet Obrony Demokracji w Gorzowie Wielkopolskim. Zrelacjonowano je we wczorajszym wydaniu „Magazynu śledczego Anity Gargas” w TVP1.
Prowadząca wyjaśniła, że reporter i operator pojechali tam, żeby przygotować materiał do filmu dokumentalnego o historii „Gazety Wyborczej”, którego realizację dyrektor programowy TVP Piotr Gursztyn zapowiedział pod koniec ub.r. Ekipa uzyskała akredytację od organizatorów.
W nagraniu pokazano, jak po zakończeniu dyskusji z uczestnikami, przy prawie pustej sali, mężczyzna przedstawiający się jako organizator stanowczo prosił reportera TVP o wyjście. – Już nie, już się skończyło. Wolny kraj był wtedy, jak był czas na zadawanie pytań – tłumaczył mu.
Kiedy reporter zdołał podejść do Adama Michnika i chciał go zapytać o archiwa MSW, stojące obok osoby odpychały operatora i zasłaniały obiektyw kamery. – Powiedziałem, że wyjść! – krzyknął organizator. – Ej, pisowcy. To trzeba być w porządku, wy pisowskie mordy! – usłyszeli dziennikarz i operator, gdy wychodzili z sali.
W „Magazynie śledczym” poinformowano, że podczas zajścia uszkodzono kamerę, a operator został uderzony pięścią w głowę. – Złożyliśmy w prokuraturze stosowne zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa – dodano.
Zupełnie inaczej tę sytuację opisał organizator spotkania z Michnikiem. Na fanpage’u gorzowskiego oddziału KOD-u wyjaśnił, że ekipa TVP co prawda uzyskała pozwolenie na relacjonowanie wydarzenia, ale na określonych zasadach, które potem naruszyli.
– W umowie ustnej (telefonicznej) uzgodnione zostało, że „redaktorzy” przed rozpoczęciem spotkania z naszym gościem, zgłoszą się do zarejestrowania z imienia i nazwiska, jako uczestnicy wydarzenia, czego nie uczynili i tylko z grzeczności organizatora nie zostali usunięci z sali. Wg powyższych zasad udział w spotkaniu wzięło około dwustu pięćdziesięciu zarejestrowanych uczestników, tylko dwie osoby się wyłamały z tych zaleceń organizacyjnych, te osoby to „redaktorzy” TVP – zrelacjonował organizator. – Panom „redaktorom”, nikt nie przeszkadzał nagrywać ok. dwugodzinnego spotkania i zadawać pytania wg ustalonego przez organizatora sposobu, tzn. na rozdawanych kartkach opisanych „Pytania do Adama Michnika” należało zapisać pytanie i przekazać do organizatora. W ten sposób odczytane zostały wszystkie pytania uczestników spotkania, nawet te niewygodne, jak stwierdził sam Pan Adam – dodał.
Według niego pod koniec spotkania reporter TVP chciał zmienić te zasady „twierdząc, że on w imieniu TVP, a innym razem, że prywatnie, jako student ma prawo, kiedy chce i jak chce zadawać pytania do red. A. Michnika”. Redaktor naczelny „GW” odmówił udzielenia mu wypowiedzi.
– Mimo tego „redaktor” uporczywie nalegał, jednocześnie drugi z panów „redaktorów” nagrywał całe zajście. W tej sytuacji panowie „redaktorzy” TVP zostali poinformowani przez organizatora, aby zakończyli swoją „zabawę” w redaktorów i wyłączyli kamerę, gdyż spotkanie zostało zakończone przez organizatora i od tego momentu osoby przebywające w towarzystwie red. A. Michnika, są osobami prywatnymi i nie życzą sobie filmowania, próbując jednocześnie uniemożliwiać nagrywanie zakrywając obiektyw kamery. Niestety doszło do przepychanek, gdyż „redaktorzy” utrudniając wyjście pozostałych osób z sali stojąc w przejściu do wyjścia ciągle nagrywali uporczywie zadając swoje pytania przygotowane na kartce formatu A4 – opisano na fanpage’u.
Przypomnijmy, że 16 i 17 grudnia ub.r. podczas manifestacji przed Sejmem zagłuszano i zasłaniano kamery reporterom Telewizji Polskiej m.in. Przemysławowi Toczkowi i Michałowi Fitowi. Natychmiast skrytykowało to wielu dziennikarzy i Press Club Polska. W połowie stycznia stołeczna policja opublikowała zdjęcia ponad 20 osób, uzasadniając, że mogą one mieć związek z naruszeniem porządku prawnego podczas tych demonstracji. Niektóre z owych osób zgłosiły się na policję i złożyły zeznania.
Natomiast w maju ub.r. reporterka TVP Info Małgorzata Walczak była obrażana podczas demonstracji KOD-u, a w marcu br. uczestnicy demonstracji Obywateli RP utrudniali relację dziennikarce „Gazety Polskiej”.