Małgorzata Piekarska jako współpracowniczka była związana przede wszystkim z TVP Warszawa od 1996 roku. Była reporterką „Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego”, pracowała też przy programach „Co? Gdzie? Kiedy?”, „Telewizyjny Kurier Mazowiecki”, „Dżingiel”, „Patefon”, „Muzyczna Zagadka WOT”, „5 minut o muzyce”, „Strefa Mazowsze”, „Wiarus” i „Detektyw warszawski, czyli na tropie miejskich tajemnic”. Ponadto współpracowała z programem dochodzeniowo-śledczym „Tylko u nas” w TVP1, „Telekurierem” w TVP Info oraz programami o wojskowości „Oblicza armii” i „Na rozkaz”.
Specjalizuje się w tematyce kulturalnej, historycznej i varsavianistycznej. Przygotowała dla TVP kilkadziesiąt dużych reportaży i filmów dokumentalnych (m.in. kilka o starej Warszawie, bazarze Różyckiego, Janie Łomnickim, Marii Kaniewskiej, Irenie Jurgielewiczowej, Stanisławie Grzesiuku, zespole TSA, Czesławie Niemenie, o pogrzebie Jana Pawła II) oraz wiele tysięcy dłuższych i krótszych materiałów filmowych.
Przez 21 lat współpraca bez etatu, od października poza grafikiem w „Telewizyjnym Kurierze Warszawskim”
Małgorzata Piekarska o swojej rezygnacji z dalszej współpracy z Telewizją Polską poinformowała w piątek w liście otwartym do prezesa TVP Jacka Kurskiego. – Myślę, że inaczej rozumiemy termin „telewizja publiczna”. Dla mnie oznacza on telewizję dla wszystkich. Misją zaś telewizji publicznej powinna być edukacja, rozrywka i przedstawianie poglądów różnych ludzi, a także wszystkich opcji politycznych. Dla Pana – a sądzę tak, śledząc anteny – telewizja publiczna jest telewizją dla odbiorcy o jedynych słusznych poglądach – stwierdziła.
Piekarska zaznaczyła, że w ciągu 21 lat współpracy z Telewizją Polską nie została zatrudniona na etacie. – Rozumiałam to. Taka jest cena wolności przekonań i odmowy bratania się z jakimikolwiek partiami. Ponieważ partię, która dała Panu władzę nad TVP, trzeba kochać, a nie jedynie tolerować, co zwykłam odczuwać w stosunku do wszystkich partii politycznych, stąd m.in. decyzja o moim odejściu z TVP – skomentowała.
– Zapewniam, że nie jest ona związana z tym, że od października nie ma mnie na grafiku reporterów „Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego”, bo przecież pozwolono mi przychodzić do pracy poza grafikiem – napisała o swojej decyzji o odejściu z TVP. – Skorzystałam z tego przywileju tylko raz w styczniu, by przygotować relację z pogrzebu Joanny Jurandot długoletniej realizatorki TVP, którą znałam osobiście. Od października miałam naprawdę sporo czasu na przemyślenie swojej decyzji, a głód zaglądający mi w oczy tylko wyostrzył zmysły – dodała dziennikarka.
Przypomnijmy, że od wiosny ub.r. obowiązki dyrektora TVP Warszawa pełni Tomasz Skłodowski, który zastąpił Jacka Sobalę, w marcu br. wybranego na prezesa Polskiego Radia.
– Nie jest to też związane z tym, że moje propozycje programów kulturalnych i historycznych (bo w tym się przecież specjalizuję – przez ostatnie 17 lat relacjonowałam m.in. obchody kolejnych rocznic wszystkich powstań narodowych, kolejne odkrycia na „Łączce”, pogrzeby ważnych osobistości ze świata kultury i historii, etc.), choć spotkały się z uznaniem kierownictwa stacji, nie zostały skierowane do produkcji, gdyż władze nie znalazły pieniędzy na ich realizację. Nie piszę tego też dlatego, że moja propozycja filmu dokumentalnego o 95-letnim powstańcu warszawskim, który zgodził się przejść ze mną swój szlak bojowy, a która również spotkała się z uznaniem, nie została, mimo obietnic, skierowana do produkcji z powodów finansowych – napisała Małgorzata Piekarska o swojej decyzji. – Ja to świetnie rozumiem. Nikt nie będzie się pochylał nad moimi propozycjami, bo nie jestem człowiekiem z Pańskiego układu. Zresztą nigdy nie byłam w żadnym układzie. Dlatego zawsze byłam współpracownikiem, a nigdy pracownikiem etatowym. Dlatego zawsze przy zmianach władzy w TVP musiałam udowadniać, że nie jestem wielbłądem. Po raz pierwszy mam tego udowadniania dosyć – podkreśliła.
Zaznaczyła, że przez 20 lat współpracowała z „Telewizyjnym Kurierem Warszawskim”, mimo że jego reporterzy dostają wielokrotnie niższe wynagrodzenie niż dziennikarze programów informacyjnych TVP1 czy TVP2. – Bywa, że za jeden news dostaje się 1/5 a nawet 1/10 stawki, jaką otrzymują reporterzy np. „Wiadomości”, choć do jego przygotowania potrzebna jest taka sama praca i wiedza, a czasem nawet większa. Jednak pieniądze nigdy nie były dla mnie najważniejsze. Dlatego nigdy nie zdecydowałam się na przyjęcie bardziej intratnych propozycji pracy i odejście gdzie indziej, choć miałam takie propozycje, a przez te przeszło 20 lat tylko raz w życiu moja miesięczna wypłata z TVP przekroczyła 6 tysięcy złotych, mimo że bywały miesiące, gdy nie wychodziłam z redakcji – opisała.
„Programy informacyjne tubą propagandową władzy, braki warsztatowe dziennikarzy”
Piekarska uważa, że po zmianie władz Telewizji Polskiej na początku ub.r. programy informacyjne i publicystyczne nadawcy stały się tubą propagandową obecnego obozu rządzącego, co oznacza także ostre krytykowanie środowisk opozycyjnych. – „Telewizyjny Kurier Warszawski” ze współpracy z którym byłam zawsze dumna, bo to najstarszy program informacyjny w TVP, za Pana prezesury stał się programem z tezą i na dodatek wmieszanym w tzw. wielką politykę – oceniła. – Przez lata jego dziennikarze nigdy nie klękali przed władzami miasta. Wszyscy prezydenci Warszawy w rozmowach na temat programu zgodnie podkreślali, że punktowaliśmy ich potknięcia. Często byliśmy bezlitośni. Zawsze jednak też chwaliliśmy, kiedy robili coś dobrego dla stolicy, bo to Warszawa, jako miasto była dla nas (jego reporterów) najważniejsza. Tymczasem przez ostatnie miesiące także z tego programu sączy się jad. Może nie aż taki jak z ogólnopolskich programów informacyjnych, ale jednak jad – stwierdziła.
Dziennikarka skrytykowała również decyzje personalne nowych władz TVP. – Rozumiem, że zwolnił Pan dziennikarzy, którzy Panu nie pasowali – miał Pan do tego prawo. Rozumiem, że zatrudnieni przez Pana dyrektorzy pozdejmowali z anten różne programy – mieli do tego prawo. Rozumiem, że pozatrudniał Pan swoich znajomych – wszyscy lubimy pracować z przyjaciółmi. Nie jestem jednak w stanie zrozumieć tego, że w telewizji publicznej znaleźli zatrudnienie i są obecni na antenie ludzie warsztatowo mierni lub żadni! „Dobra zmiana” w Pana wykonaniu to w wielu przypadkach zastąpienie zawodowców amatorami! – napisała do Jacka Kurskiego.
– Ja już pomijam treść programów, bo nie chcę wchodzić w politykę, ale zarówno warsztat jak i forma pozostawiają wiele do życzenia. Proszę nie wierzyć w to, że cel uświęca środki! Te końcówki „om” w narzędniku! Te akcenty! Ta fatalna dykcja przypominająca bełkot, ta straszna składnia, gramatyka etc. – wyliczyła Małgorzata Piekarska. – Kiedyś nie wpuszczano na antenę ludzi, którzy nie mieli karty ekranowej. Jej zdobycie nie było zresztą prostą sprawą. Komisja Karty Ekranowej przy Akademii Telewizyjnej była surowa. Sama podchodziłam do egzaminu kilka razy. W 2005 roku dostałam kartę na rok. Dopiero w 2009 przyznano mi ją bezterminowo. Nie chce mi się wierzyć, by ludzie czytający teksty na antenie w programach informacyjnych mieli te karty. A jeśli je mają, pozostaje pytanie, kto im je dał? – zapytała.
– W moim odczuciu, ludzie, których Pan promuje byli nieobecni w poprzednich latach na antenie TVP nie z powodów politycznych, ale z powodu ich zawodowej marności. Przed Pańską prezesurą w większości przypadków TVP dbała o poziom swoich programów i nawet jeśli zdarzały się propozycje słabsze, to nie było ich aż tyle. Poza tym nawet najsłabszy program nie był tak żenujący jak niektóre z obecnych – oceniła Piekarska. – Kiedyś, gdy moi domownicy przełączali pilotem kanały w telewizorze, bez patrzenia na ekran bezbłędnie poznawałam niszowe stacje po amatorskim lektorze czy prezenterze. Teraz ta amatorszczyzna jest w TVP i to jest prawdziwa przyczyna, dla której nie jestem w stanie dłużej utożsamiać się z Telewizją Polską – stwierdziła.
Symbolem słabości programowej Telewizji Polskiej pod obecnymi rządami jest dla dziennikarki program satyryczny „Studio YaYo”, emitowany w TVP Warszawa od czerwca do grudnia ub.r., który od początku krytykowano jako przestarzały i manieryczny.
– Już po emisji pierwszego odcinka tego „yaycowania” chciałam do Pana napisać, bo czegoś tak skandalicznie i żenująco złego nigdy w życiu na antenie TVP nie oglądałam. Moi przyjaciele, nawet ci, którzy w ostatnich wyborach głosowali na partię, z której szeregów się Pan wywodzi, byli równie jak ja załamani poziomem i wykonaniem tej osobliwej „satyry” – napisała Małgorzata Piekarska. – Pomyślałam jednak, że może to jakiś eksperyment? Gdy po pierwszym odcinku zdjęto to „coś” z anteny ucieszyłam się. Uznałam, że jednak nowe władze TVP potrafią odróżnić ziarno od plew. Niestety kazał Pan przywrócić to kuriozum, pozwalając, by ów „program” stał się w tej chwili już kultowym (mimo nieobecności od stycznia na antenie) symbolem „dobrej zmiany w TVP.” Dla mnie o tyle bolesnym, że emitowanym ze studia imienia mojego Ojca – dodała.
„Wiele osób nie może odejść z TVP, bo mają małe dzieci i kredyty”
Piekarska zaznaczyła, że jej list nie wynika z braku lojalności wobec Telewizji Polskiej. – Zawsze stawałam w obronie swojej stacji. Dawałam temu wyraz w felietonach na moim blogu „W świecie absurdów”. A także w liście wysłanym w swoim czasie do redakcji „Gazety Wyborczej”, kiedy startował TVN Warszawa, a nam niemal odmawiano racji bytu. Dawałam wyraz również w liście do śp. Andrzeja Wajdy, kiedy publicznie nas krytykował i radził zaorać – wyliczyła. – Byłam w stosunku do firmy lojalna, choć nie ślepa – podsumowała.
Dziennikarka zdaje sobie sprawę, że odejście z TVP może oznaczać dla niej koniec pracy w telewizji. – Piszę do Pana ten list naprawdę płacząc, bo zdaję sobie sprawę, że jest to być może koniec mnie jako dziennikarki telewizyjnej, a naprawdę kocham swoją pracę i swoje w niej miejsce – stwierdziła. – Nie jestem niestety osobą, która widzi się w stacjach komercyjnych. Te, goniąc za słupkami oglądalności, bardzo rzadko produkują takie rzeczy, których przygotowywaniem jestem zainteresowana, no i żadna z nich nie zajmuje się varsavianami, choć w obu sprawach chciałabym się mylić, bo pragnęłabym jeszcze kiedyś stanąć za kamerą. Nie jestem też niestety konformistą – dodała.
Piekarska poinformowała, że swój list wysłała także do znajomych dziennikarzy Telewizji Polskiej („wśród których nie brak osób pragnących a niemogących odejść z pracy, gdyż mają małe dzieci i kredyty” – zaznaczyła), a także osób z innych firm, z którymi współpracowała. – Wszystko dlatego, że nie chcę dłużej być utożsamiana z kierowaną przez Pana instytucją i niemal bez przerwy wysłuchiwać zewsząd pytań, co ja w niej jeszcze robię. Naprawdę już nic – podsumowała dziennikarka.