Jerzy Karwelis, były członek zarządu Ringier Axel Springer Polska, napisał list do Marka Dekana, w którym czytamy m.in., „wstydzę się, że w moim CV występuje okres pracy w kierowanej przez Pana firmie”. W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Karwelis przekonuje: – Nie stoję po żadnej ze stron politycznego konfliktu, jeśli ktoś mnie przypisuje do PiS, świadczy to tylko o tym, jak daleko zabrnęliśmy w bezsensownych podziałach.
W ubiegłym tygodniu media opublikowały list, jaki do pracowników RASP wystosował Mark Dekan, prezes Ringier Axel Springer Media AG. Napisał w nim m.in.: – Opowiadamy się za wolnością, rządami prawa, demokracją i ZJEDNOCZONĄ EUROPĄ. Pamiętajmy, że większość naszych czytelników i użytkowników należy do tej miażdżącej większości, która popiera członkostwo Polski w UE. Podpowiedzmy im, co zrobić, żeby pozostać na pasie szybkiego ruchu i nie skończyć na parkingu.
Opublikowanie tego listu dało przyczynek do mówieniu przez polityków PiS o przyspieszeniu prac nad ustawą o repolonizacji mediów: prace nad nią z resortu kultury przeniosą się w czwartek do Sejmu.
Karwelis: Wstydzę się za lata w RASP
Na list Marka Dekana postanowił odpowiedzieć Jerzy Karwelis, były członek zarządu RASP. Pracował tam od 2005 roku do 2012, na stanowisku dyrektora wydawniczego miesięcznika „Forbes” i tygodnika „Newsweek”.
– Piszę do Pana jako były pracownik kierowanej przez Pana firmy. Obserwując jej działania z ostatnich lat dziękuję Bogu, że pod koniec 2011 roku nasze drogi się rozeszły – czytamy na początku jego listu do Marka Dekana. Dalej Karwelis przekonuje, że był zawsze dumny z pracy w RASP. – Teraz wstydzę się, że w moim CV występuje okres pracy w kierowanej przez Pana firmie – pisze. I dalej: – Jako, że Pańska firma jest gościem w naszym kraju jestem zmuszony przypomnieć Panu o pewnych zasadach obowiązujących w gościnie. Piszę więc do Pana jako Polak. (…) O działaniach polskiego legalnego rządu ma Pan czelność pisać, że „ideologia i prymitywne manipulacje przegrały z wartościami i rozsądkiem”. Nawet gdyby to była prawda nie przystoi tak pisać do dziennikarzy, nawet gdyby Pan był Polakiem. Tym bardziej, że to nie jest prawda. Rząd Polski miał zwyczajne prawo do zgłoszenia swego kandydata i niepopierania obecnego. Gdzie Pan tu widzi ideologię i „prymitywne manipulacje”?”.
W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Jerzy Karwelis mówi, że pisząc to po prostu zachował się przyzwoicie. – Nie mogę zgodzić się, jeśli ktoś po przeczytaniu tego listu przypisze mnie do określonej opcji politycznej, do PiS. Nie stoję po żadnej ze stron politycznego konfliktu, jeśli ktoś mnie przypisuje do obozu, świadczy to tylko o tym, jak daleko zabrnęliśmy w bezsensownych podziałach w mediach: przyzwoite zachowanie odbieramy jako działanie prorządowe – dodaje Karwelis.
Karwelis mówi nam, że nie wie, jaki jest zakres ingerencji prezesa Marka Dekana w sprawy Polski w mediach mu podlegających, ale obawia się, że duży. – Nie uważam, żeby mój list był zbyt ostry. Ja naprawdę wstydzę się za te lata w RASP.
Agnieszka Odachowska, rzecznik prasowy – dyrektor komunikacji korporacyjnej w Grupie Onet-RAS Polska, mówi dla Wirtualnemedia.pl krótko: – Listu pana Karwelisa nie komentujemy.
Grupa Onet-RAS Polska podkreśla, że ujawniony list Marka Dekana do jej pracowników nie zawierał instrukcji ani nie wywierał presji na dziennikarzy, jak opisywać wydarzenia polityczne. Ocenia też, że stał się obiektem „niespotykanego ataku mediów publicznych, zwłaszcza TVP1″.
________________________________________________
LIST DO MARKA DEKANA
Szanowny Panie Dekan,
Piszę do Pana jako były pracownik kierowanej przez Pana firmy. Obserwując jej działania z ostatnich lat dziękuję Bogu, że pod koniec 2011 roku nasze drogi się rozeszły.
Byłem zawsze dumny z pracy w Axlu, a później w holdingu Ringier Axel Springer, nie wstydziłem się ani jednej przepracowanej tam chwili i ani jednej decyzji. Teraz wstydzę się, że w moim cv występuje okres pracy w kierowanej przez Pana firmie. A występuje on obok takich moich działań jak praca dla podziemnego radia Solidarność w stanie wojennym czy szefowanie podziemnym gazetom Z dnia na Dzień i Gazeta Związkowa. Mam więc pewne prawo zwrócić Panu uwagę na to co mi się nie podoba w Pańskim zachowaniu, prowadzeniu firmy oraz traktowaniu dziennikarzy, a przede wszystkim ogółu Polaków. Jako szef przedsiębiorstw może je Pan sobie prowadzić jak Pan chce, ale jako, że Pańska firma jest gościem w naszym kraju jestem zmuszony przypomnieć Panu o pewnych zasadach obowiązujących w gościnie. Piszę więc do Pana jako Polak, choć jako przedsiębiorca, jak widać z poniższego, też miałbym wiele do powiedzenia.
Pański list dopełnił czary goryczy człowieka patrzącego na upadek standardów wzorcowej kiedyś firmy i pobłażanie działaniom wcześniej nie do pomyślenia. Z zażenowaniem patrzyłem, jak toleruje Pan włączanie się redaktora naczelnego Newsweeka do polityki jako aktywnego podmiotu. To wstyd dla dziennikarza a także dla wydawnictwa, któremu Pan szefuje. Pana odpowiedź Maxowi Kolonko na jego wątpliwości w tym względzie była słabej próby demagogią powoływania się na wolność słowa, mającą przesłonić naruszenia podstaw kodeksu dziennikarskiego.
Z zawodu jest Pan finansistą, jak niestety większość szefów obecnej prasy, co jest jednym z powodów jej mizerii. Może więc Pan nie wie, że dziennikarz ma być obiektywnym opisywaczem zdarzeń, a nie ich animatorem. Drugi Pański naczelny, miesięcznika Forbes, czasopisma, które wraz z zespołem miałem zaszczyt wydźwignąć z samego dna na szczyt największego gospodarczego periodyku w Polsce, instruuje w sieci jak zrobić uliczne rokosze obalające rząd, a la Majdan. To pokazuje kolejny krok zapadania się Pańskiego wydawnictwa w amok. Tym samym Forbes na zawsze utracił przymioty obiektywnego i wyważonego czasopisma o gospodarce. Nie zareagował Pan, a w obu przypadkach KAŻDY wydawca podziękowałby obu Panom.
ALE PRZECIEŻ JESTEŚMY W POLSCE. Fakt stosowania przez Pana dla Polski norm innych, jakie nie przeszłyby w krajach rozwiniętych, do których współpracy Pan tak namawia swoich dziennikarzy, pokazuje Polakom, że mimo wszelkich zaklęć, traktuje Pan Polaków jako naród gorszej kategorii, bo jak wytłumaczyć zaniżanie standardów w tym wypadku. Pański ostatni list do pracowników jest już następnym, mam nadzieję, że końcowym etapem upadku.
O działaniach polskiego legalnego rządu ma Pan czelność pisać, że „ideologia i prymitywne manipulacje przegrały z wartościami i rozsądkiem”. Nawet gdyby to była prawda nie przystoi tak pisać do dziennikarzy, nawet gdyby Pan był Polakiem. Tym bardziej, że to nie jest prawda. Rząd Polski miał zwyczajne prawo do zgłoszenia swego kandydata i niepopierania obecnego. Gdzie Pan tu widzi ideologię i „prymitywne manipulacje”? Okazało się jednak, że skorzystanie z tych praw wywołuje furię. I gdzie tu Pańskie „wartości i rozsądek”?
Pokażę za to Panu jego własną ideologię i „prymitywne manipulacje” w jego liście. Dokonuje Pan tej manipulacji w sposób tak prymitywny, że – proszę mi wierzyć – zauważalny nawet wśród odbiorców Pana listu. Nie ma żadnego logicznego związku z chęcią rządu polskiego do zgłoszenia swego kandydata z imputowaną przez Pana Polsce chęcią wyjścia z Unii. Mało tego, jeżeli skorzystanie ze swego prawa do zgłoszenia kandydata jest dla Unii (jak widać i Pana) deklaracją wyjścia z UE, to raczej oznacza, że Unia (wtedy łącznie z Panem) traktuje procedury demokratyczne jako dekorację do namalowania na niej zakulisowo podjętych decyzji. Na manipulacji powiązania wojenki o najlepiej płatną sekretarkę świata z imputowaną chęcią opuszczenia Unii zbudował Pan całą konstrukcję poniżającej dla dziennikarzy i ogółu Polaków instrukcji na przyszłość. Logiki się Pan uczył i pewnie wie Pan, że jeśli przesłanki wyjściowe są fałszywe, to całe późniejsze wnioskowanie, choćby najbardziej poprawne (a nawet Pańskie takie nie jest) prowadzi do fałszywych wniosków.
Przeciwstawianie 80% zwolenników Unii wśród Polaków ostatnim działaniom PiSu ma wykazać niby jego izolację w tym względzie. Niestety i Pan, i większość Unii nie rozumiecie, że Polacy chcą być w Unii, ale chcą ją zmienić na lepsze, gdyż ich zdaniem idzie w złą stronę. Wypieranie tych faktów będzie kosztowało Unię, ale i Pana.
Ringier Axel Springer stał się poprzez Pana list zdeklarowanym uczestnikiem wojny polsko-polskiej. To niestety kompromituje Pański holding prasowy, ale także stronę, po której się Pan z własnej woli opowiedział. Polacy mają podzielane w większości, wspólne historycznie złe zdanie o stronie polskiego sporu, które wymaga wsparcia od obcych sąsiadów. Wyświadczył więc Pan swoim ulubieńcom niedźwiedzią przysługę. To pierwszy koszt.
Drugi koszt to potwierdzenie przyjętej przez Pański polski oddział zadziwiającej dla mnie strategii po przejęciu władzy przez PiS. Strategii biznesowej. Pana flagowy polski tytuł Fakt to gazeta, której głównymi czytelnikami jest elektorat PiS. Fakt, za Grzegorza Jankowskiego (którego zwolnienie nastąpiło w cieniu żenujących o tym rozmów rzecznika rządu z polskim oligarchą Kulczykiem) obiektywnie i po równo relacjonował meandry rządów Tuska. Jego konserwatywny czytelnik dostaje dzisiaj, po zmianie naczelnego, kolejny produkt meanstreamowopodobny wraz z dysonansem poznawczym. Zawsze to się kończy źle i to źle dla finansowych wyników wydawnictwa. Nie dziś to w przyszłym roku.
Trzeci koszt to koszt utraty przyszłych dochodów. Pana holding, po takich rewelacjach z Pańskiego listu nie dostanie grosza za reklamę od spółek skarbu państwa i z ogłoszeń instytucji publicznych. PiS przestanie dokarmiać lisy. Teraz – mimo takich opresyjnych rządów i waszego ich krytykanctwa – pieniądze jeszcze płynęły, co przeczy tezie, lansowanej również w Pańskich mediach o dalekowzrocznej mściwości partii Jarosława Kaczyńskiego. Za PO nie dostalibyście grosza od początku gdybyście nie tyle krytykowali ówczesny rząd, co byli tak skrajnie nieobiektywni jak dziś. Jak się Pan będzie tłumaczył ze słabych wyników w centrali to zawsze może Pan zrzucić winę na jednak mściwość Jarosława. Ale wtedy każdy może wyciągnąć Panu ten list i porównać wyniki ze spółek skarbu państwa sprzed i po liście. I zapyta się czy było warto.
Czwarty koszt. Pamiętam taki moment, jeszcze w Axlu (bez Ringiera), kiedy wybuchła afera związana z tym, że ówczesny (przedlisowski jeszcze) Newsweek ujawnił aferę z fałszowaniem wódki przez jednego z czołowych producentów. Producent wytoczył prawne armaty, Axel zaczął się bronić, media trąbiły. I wtedy inni producenci alkoholi wzięli na dywanik tego wyrywnego i uświadomili go, że wątpliwa co do wyniku walka, w dodatku co do dość strukturalnych dla rynku uchybień, jest szkodliwa dla całej branży. Zapalczywy producent zrozumiał lekcję od swoich i zamiast pozwu pojawił się w biurze Axla kosz z owocami (i wódką oczywiście).
Piszę to, by uświadomić Panu co Pan zrobił tym listem. Dał Pan PiSowi, którego Pan nie lubi (i nie rozumie – arogancja jest zawsze funkcją ignorancji) prezent życia. Przycichające od niedawna głosy o repolonizacji mediów teraz się jedynie wzmogą. PiS zmądrzeje i nie będzie repolonizował mediów, choć do tej pory tak chciał nawet za cenę skandalu na cała Europę. Teraz dał mu Pan propagandową maczugę, by nie tylko walnął w Pana, ale w całą branżę medialną, którą uważa nie bez przyczyny, jak widać po Pańskim liście, za część układu, który chce rozmontować. I, co już powoli widać, pójdzie po rozum do głowy i nie będzie walczył o repolonizację mediów, ale potraktuje je jak każdą gałąź gospodarki, czyli wprowadzi reguły koncentracji kapitału (niekoniecznie obcego). Wtedy Unia mu nic nie zrobi, do boju nie wyśle bowiem tropicieli tożsamości narodowej kapitału w mediach, ale UOKiK. I dotychczasowe oligopole znikną. Łącznie z Pańskim. A Europa będzie mogła się temu tylko przyglądać.
Pamiętam Pana ze spotkań jako bardzo miłego i inteligentnego człowieka, finansistę wyniesionego do roli szefa koncernu medialnego. Wartościowe w tych spotkaniach było to, że słuchał Pan uwag dotyczących sfery wydawniczej. Widać było, że się Pan uczy i chce uczyć. Ale widzę, że nie nauczył się Pan jednego. Roztropności.
Na Pana list można patrzeć w dwojaki sposób. Pierwszy, że napisał go Pan sam, a więc wyskoczył Pan przed szereg popełniwszy powyższe błędy. Za te błędy zapłaci więc ewentualnie Pan sam, jeśli Pańscy szefowie mają choć odrobinę refleksji. Jak znam meandry niemieckich korporacji, to jeśli decyzja co do Pańskich losów jest już podjęta, to zobaczymy ją za kilka miesięcy jako zwolnienie na własną prośbę z przyczyn osobistych lub w znany Polsce tzw. „kop w górę”. Ma minąć tyle czasu, żeby nie wiązać tego listu z Pana odejściem.
Drugi sposób widzenia tego listu jest ciekawszy, ale zakłada brak Pańskiej autonomii. Przecież wiedział Pan, że ten list wyjdzie w świat. Nie może być Pan aż tak nieświadomy, by nie wiedzieć jakie mógłby mieć (i ma) konsekwencje. Istnieje teoria, że nie jest Pan jedynym autorem tego listu, tylko wpisał się Pan w ciąg oficjalnie wysyłanych do polskiej publiczności i do rządzących ostrzeżeń, że niemieckie media będą walczyć z repolonizacją wszelkimi środkami.
Ja mam jednak inną teorię – wydaje mi się, że to co Pan napisał ma szerszy kontekst – Zachód przygotowuje Polskę, że ta nie załapie się do Europy większej prędkości. Decyzja zapadła już dawno a teraz szuka się tuskowego pretekstu do zwalenia na Kaczyńskiego winy za zaparkowanie (jak Pan pięknie i obrazowo pisze. Szantażuje?) Polski na bocznym torze. Obwinienie Kaczyńskiego za (i tak już przesądzony) spadek do drugiej ligi ma odwrócić uwagę od rzeczywistych decydentów oraz wywołać falę protestów tych 80% zwolenników Unii, które wedle Pana instrukcji, jeśli Pańskie media zdołają wmówić im winę Kaczyńskiego, mogą zmieść PiS ze sceny politycznej.
To już ostatni Pański koszt. Pana list powiększył grono zwolenników PiSu i jego polityki wobec UE. Jeżeli Polacy zobaczą, że zostali ukarani przez Unię za chęć wyboru własnego kandydata, to zaczną się zastanawiać, czy to może nie lepiej. Zwłaszcza, że dla Polaków jest jasne, że większa prędkość w Unii nie oznacza większego tempa ROZWOJU, ale większe tempo INTEGRACJI. A więc „harmonizację fiskalną” (czyli podwyższenie naszych podatków), gwarancje równej płacy minimalnej (bankructwo polskich przedsiębiorstw), solidaryzm w sprawie uchodźców (czyli przymusowe kwoty), wprowadzenie Euro, czyli w sumie zlikwidowanie podstawowych filarów naszej konkurencyjności.
Jeśli jest Pan w tej sprawie autonomiczny, to popełnił Pan błąd, za który korporacja Pana rozliczy, jeśli zaś jest to Wasz wspólny i skoordynowany ruch, to zapłaci za to cała Pańska korporacja. To, że Pańscy szefowie zwalą w razie czego wszystko na Pana, to oczywistość – zużyte narzędzia złomuje się. W końcu cała Pańska argumentacja opiera się na założeniu, że się za 2 lata PiS wyłoży. A to wcale nie takie pewne. Proszę zajrzeć do uczciwych badań, które Pan tak lubi cytować.
I na koniec, jeśli Pana nie przekonałem. Proszę sobie wyobrazić, że taki list słowo w słowo pisze polski właściciel do niemieckich czy szwajcarskich dziennikarzy. I to jeszcze nakazując wspieranie opcji prawicowej. Co by się działo? Toż to by był skandal na całą Europę i świat! Media by grzmiały dzień i noc. Dziennikarze – odbiorcy takiego pisma użalaliby się, że są traktowani jak bydło drugiej kategorii, które jakiś obcy bufon poucza co mają myśleć i pisać o swoim kraju. Tak by było? No tak. Niech Pan się więc zastanowi co w Panu powoduje, że Polaków Pan potraktował tak, jak nikt by sobie nie pozwolił potraktować innych nacji. A to, że polscy dziennikarze Pańskiego koncernu latają po mediach z mantrą „Polacy, nic się nie stało” dowodzi tylko, że może ma pan trochę racji, że traktuje Polskę i Polaków jako bandę służalczych tubylców z egzotycznej kolonii.
Jerzy Karwelis – prezes wydawnictwa Vogel Publishing, prezes Związku Kontroli i Dystrybucji Prasy i członek Zarządu Izby Wydawców Prasy. W Axel Springer Polska, później Ringier Axel Springer – dyrektor wydawniczy Newsweek Polska i Forbes, dyrektor marketingu i dyrektor komercyjny w tych wydawnictwach.