Władze przeprowadziły w weekend zatrzymania ekip telewizji Biełsat w czterech różnych miastach na terenie całej Białorusi. Dziennikarzy po kilku godzinach przesłuchań zwalniano, lecz – według relacji niezależnych mediów – doszło także do pobicia jednej z operatorek i reportera, a współpracowniczce TV zagrożono odebraniem dziecka.
Biełsat to wchodzący w skład TVP kanał telewizji satelitarnej, nadający w języku białoruskim. Jako telewizja niezależna od białoruskiej władzy, pokazuje teraz antyrządowe protesty, co nie podoba się rządzącym. Jak podaje Informacyjna Agencja Radiowa, w sobotę zatrzymano dziennikarzy Biełsatu w Nowopołocku, Kobryniu, Borysewie (tu podczas relacji na żywo), Mozyrze. Niszczono im sprzęt, albo wręcz zabierano. Zatrzymywanym dziennikarzom wmawiano, że ich samochody „przypominają kradzione”. Wszystkich dziennikarzy zatrzymywano w drodze na miejsce protestów, które mieli relacjonować. Informacje o zatrzymaniu pojawiały się na twitterowym koncie TV Biełsat.
Ostatecznie zatrzymanych zwolniono po paru godzinach, jednak doszło do pobicia dwójki dziennikarzy, miały też miejsce przypadki niszczenia sprzętu. W Kobryniu pobito dwoje dziennikarzy: Alesia Liauczuka i Miłanę Charytonawą. Zapowiedziano im także, że „takich jak oni trzeba zabijać”.
Szykany rozciągnięto także na współpracowników TV Biełsat. Łarysie Szczyrakowej, współpracowniczce stacji mieszkającej w Homlu, zagrożono zabraniem syna. Powodem miałyby być częste zatrzymania dziennikarki przez milicję, związane z jej pracą dla Biełsatu. Jej rodzinie grożono z tego samego powodu nadaniem statusu niebezpiecznej ze względów społecznych.