W listopadzie ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił pozew wydawcy i byłego redaktora naczelnego „Wprost” (PMPG Polskie Media) przeciw byłemu ministrowi transportu Sławomirowi Nowakowi za jego słowa z czerwca 2013 roku, że teksty tygodnika o jego zegarkach i kontaktach z menedżerami CAM Media to „czarny PR na zlecenie” mający go zastraszyć. Pozywający już wtedy zapowiedzieli, że złożą apelację od tego orzeczenia.
Sąd w uzasadnieniu podnosił, że były minister transportu, mówiąc tak o „Wprost”, działał pod wpływem emocji wynikających z publikacji krytycznego artykułu o nim na łamach tygodnika. Wydawca i były redaktor naczelny tygodnika „Wprost” określają uzasadnienie decyzji sądu okręgowego mianem „kuriozalnego”.
W apelacji zaskarżonemu wyrokowi zarzucono naruszenie m.in. przepisów prawa procesowego, które miało istotny wpływ na wynik sprawy, przez wyprowadzenie z materiału dowodowego wniosków z niego niewynikających, tj. że pozwany, wypowiadając inkryminowane wypowiedzi, działał w ciągłym stresie i osaczeniu, podczas gdy pozwany nie zaoferował sądowi żadnych dowodów mających wykazać jego stan emocjonalny, psychiczny czy osaczenie oraz gdy sam pozwany nie został nawet przesłuchany w charakterze strony co miałoby walor dowodowy.
– Wypowiedzi Sławomira Nowaka poza tym nie były tylko opiniami, zawierały twierdzenia faktyczne podlegające udowodnieniu. To, że polityk znajdował się w sporze z gazetą, nie zwalnia go z tego obowiązku. Wreszcie podkreślić należy, że na antenie radia S. Nowak oskarżył „Wprost” o działania kryminalne. Zarzuty tej natury, ze względu na ich wagę, muszą być formułowane ze szczególną starannością. Sędziowie strasburscy zwracali na to w przeszłości wielokrotnie uwagę, np. w sprawie Ziembiński przeciwko Polsce (2012) – komentuje orzeczenie sądu pierwszej instancji Grzegorz Roch Bajorek, prawnik specjalizujący się w zagadnieniach wolności słowa i ochrony dóbr osobistych.