Trwający 35 minut film pokazywał, co działo się w Sejmie między 16 grudnia a 12 stycznia br. Reżyserka – Ewa Świecińska – znana jest m.in. z takich dokumentów jak „Świątynia” czy „Święto marginesu”. Telewizja zapowiadała, że „Pucz” pokaże motywy i plan działania osób, przygotowujących zamach stanu.
Dziennikarze, którzy na gorąco, tuż po emisji dla Wirtualnemedia.pl komentowali produkcję TVP, mocno różnili się w opiniach.
Przemysław Szubartowicz, redaktor naczelny portalu Wiadomo.co, mówi, że w tym przypadku telewizja dała przykład skrajnej manipulacji. – Mówiąc żartem uważam, że ten film w sposób prawdziwy i dosadny pokazał antykonstytucyjny przewrót Prawa i Sprawiedliwości. A poważniej: w filmie postawiona miała być teza, że to opozycja stała za przewrotem. Tymczasem materiał był tak nieudolnie zrobiony, że teza ta była nieczytelna. Były też niedoróbki warsztatowe. Nie podano ani źródeł, skąd pochodziły materiały pokazane w filmie, ani pojawiającej się zazwyczaj tzw. „listy płac”, czyli spisu ludzi, odpowiedzialnych za materiał. To poważna niedoróbka. W końcu nie był to filmik, który miał trafić na Twittera, tylko reportaż w publicznej telewizji. Selektywnie wybrano ścinki różnych materiałów, żeby uzasadnić tezę, że to opozycja przygotowała pucz. Ale to nie wyszło: moim zdaniem jasno pokazano, że pucz był autorstwa PiS, a telewizja dokonała „samozaorania” – komentuje Szubartowicz.
Podobnego zdania jest Stanisław Skarżyński, zastępca redaktora naczelnego serwisu Oko.press. Ale on nie przebiera w słowach.
– To było upiorne, koszmarne! Po prostu do dupy – i proszę tak napisać – podkreśla Skarżyński w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. – Warsztatowo zupełnie do niczego. Nie było wiadomo, o co w tym zlepku filmików chodziło. Nie było żadnej fabuły, a zamiast niej widz dostał miks obrazków zmontowanych w tempie nie do wytrzymania. Efekt końcowy był kompletnie niezrozumiały, więc cały ten film to porażka. Jedynym jego osiągnięciem jest zrobienie postmodernistycznej sieczki, w której jeden obraz łączy się błyskawicznie z drugim: filmy z różnych telewizji z obrazkami z Twittera, itd. Jakiś narkotyczny kalejdoskop. Ostatecznie po obejrzeniu „Puczu” nie mam zielonego pojęcia, jaka była jego teza. Zatem to był marny materiał propagandowy. Nie spełnił swoich celów – dodaje.
Na coś innego zwraca uwagę Dominika Wielowieyska z „Gazety Wyborczej”. – Od strony profesjonalnej to porażka. Zwykła sieczka, chaotyczne zestawienie różnych materiałów z rozmaitych okresów; dość to było niechlujne i nieuporządkowane. Widz dostał ten materiał przemieszany, nie wiadomo, według jakiej zasady. Trochę też postraszono ludzi, pokazując PiS jako ofiarę ciemnych machinacji jakichś groźnych mocy. To oczywiście nie jest prawdą. Ale pojawiła się też sugestia podprogowa: pokazano sprawę zabójstwa działacza PiS, Mara Rosiaka i zasugerowano, że niezgoda na to, czego domaga się PiS, może doprowadzić właśnie do czegoś podobnego. To było bardzo nieuczciwe. Jeśli jednak chodzi o wydźwięk propagandowy, to autorzy chyba przeliczyli się. Pojawiło się bowiem wiele kadrów, pokazujących prawdziwe oblicze tamtego protestu. Widać było, że materiał nastawiony jest na prosty przekaz – ale mam wrażenie, że to nie wyszło do końca – komentuje Wirtualnemedia.pl Dominika Wielowieyska.
Zupełnie inaczej ocenia film publicysta Grzegorz Jankowski, były redaktor naczelny „Faktu” współpracujący obecnie z zarządem PMPG Polskie Media. Podkreśla, że nie zgadza się z tezą o tym, iż „Pucz” jest propisowska propagandą.
– Ja wiem, że z pewnością wielu kolegów tak właśnie powie. Ale ja jednak nie podzielam tego zdania. Widziałem w tym materiale wiele zdjęć, wiele filmów i pojedynczych ujęć z tych gorących dni, których wcześniej nigdzie nie widziałem. Być może mi umknęły – nie wiem, ale podane w takiej scalonej formie uświadomiły mi, co w te dni się działo w naszym kraju. Cieszę się, że ten rodzaj ostrej, mocnej publicystyki pojawił się w telewizji publicznej, zamiast kolejnego głupawego serialu. To było mocne, nawet tendencyjne – ale to zupełnie nie szkodzi – mówi Wirtualnemedia.pl Grzegorz Jankowski.
Zdanie Jankowskiego podziela Michał Karnowski, członek zarządu Grupy Fratria ds. redakcyjnych.
– Cały ten materiał w TVP oceniam bardzo pozytywnie. To był niezwykle spokojny, profesjonalnie wykonany i precyzyjny film dokumentalny, podsumowujący bardzo ważne wydarzenia – ważne z punktu widzenia polskiej polityki. Co rzuciło mi się w oczy to fakt, że w materiale nie było narratora, co tylko wzmocniło autentyzm i wymowę filmu. Generalnie pokazał on agresję opozycji i próbę rozhuśtania atmosfery politycznej w kraju. Pomógł widzowi zrozumieć, czym było owo rozhuśtanie – a na pewno było poważnym przesileniem politycznym, co do tego wszyscy się zgodzimy. Kto by chciał zrozumieć tamte dni, powinien go obejrzeć. Moim zdaniem pokazując ten film telewizja publiczna bez dwóch zdań dobrze wypełniła swoją misję – komentuje Michał Karnowski.