Pierwsze skojarzenia z grudniem to Boże Narodzenie, choinka czy karpie. Tak było zapewne i w grudniu 1976 roku. W skali kraju najważniejszym wydarzeniem było jednak uruchomienie Huty Katowice. Jej budowie od samego początku towarzyszyli dziennikarze. Liczne reportaże z placu budowy ukazywały się też na łamach DZ. Ich autorem był zazwyczaj red. Edward Szwagierczak. Pierwszy raz na jej budowie pojawił się podczas młodzieżowego czynu organizowanego przez ZMS, w trakcie przygotowania placu pod budowę po wycince lasu, wówczas jako reporter „Sztandaru Młodych”.
– Kiedy zacząłem pracę w DZ, budowa już trwała. Znając moje zainteresowania przemysłem redaktor naczelny polecił mi relacjonowanie przebiegu budowy. Co jakiś czas wspólnie z fotoreporterem Józiem Makalem informowaliśmy o tym na łamach. W miarę postępu prac nasze wyjazdy były coraz częstsze. Zdarzało się, że byliśmy na budowie kilka razy w tygodniu – wspomina.
Na miejscu działało biuro prasowe, kierowane przez zmarłego niedawno red. Romana Szenka. Tu dziennikarze otrzymywali gumowce, czasem jakieś kurtki i przewodnika. – W pewnym okresie na budowie było straszne błoto. Redakcyjni kierowcy niechętnie z nami wyjeżdżali. Kiedyś pan Czesio Twaróg przed kolejną naszą wizytą powiedział do mnie: Panie redaktorze, znowu na tę hutę ! Po takiej wizycie samochód wymagał generalnego mycia. Redakcyjni mistrzowie kierownicy szukali możliwości, żeby wcześniej uzyskać zlecenie innego wyjazdu – śmieje się red. Szwagierczak.
Dziennikarze podczas wizyt w hucie interesowali się przede wszystkim postępem robót, ale także przedstawiali ludzi budujących zakład, odwiedzali hotele robotnicze, nudzili się na spotkaniach i naradach. Odrębną częścią ich pracy była obsługa ważnych wizyt, delegacji państwowych. Bo niemal każda wizyta gości zagranicznych miała w swoim programie pobyt na placu budowy.
– Towarzyszyłem ogromnej większości tych wizyt. Z dziennikarskiego punktu widzenia nie było to nic szczególnie interesującego. Program stereotypowy, a więc prowadzono dostojnego gościa na konkretne miejsce, informowano, co się aktualnie dzieje. Zachwycał się lub wyrażał uznanie, potem jakiś obiad. Taka zwykła oficjałka – mówi Edward Szwagierczak, wspominając wizyty króla Belgów Baudouina, prezydenta Francji Valerego Giscarda d’Estaing, kanclerza Helmuta Schmidta i przywódców bratnich krajów, w tym Związku Radzieckiego.
– Leonid Breżniew był na uroczystościach 30-lecia Polski Ludowej, a jego wizyta w Hucie Katowice stanowiła niezwykle ważny punkt programu. Jego fizyczna kondycja była już fatalna, miał problemy z przemieszczaniem się. Hutę odwiedził także marszałek Dmitrij Ustinow, minister obrony ZSRR, w podobnym wieku co Breżniew, ale jeszcze w miarę sprawny i strasznie wojowniczy. – Utkwił mi w pamięci, bo wygrażał się „imperialistom”, twierdząc, że tu powstaje „pięść pancerna” – mówi Szwagierczak. – Szczególnie mocno zapisało się w mojej pamięci spotkanie po wizycie w hucie, a podczas obiadu, bodajże w hotelu „Silesia” w Katowicach, z premierem Szwecji Olofem Palme. Otóż zgodnie z ówczesnymi zwyczajami, dziennikarze nie przebywali w tej samej sali, co dostojny gość i jego gospodarze. Siedzieliśmy więc w sali obok. W pewnym momencie wszedł ktoś z władz i oświadczył, że premier Szwecji życzyłby sobie, byśmy uczestniczyli wspólnie w obiedzie w jednej sali. Ówczesny I sekretarz KW PZPR Zdzisław Grudzień wręczył wtedy Palmemu portret Ślązaczki autorstwa katowickiego malarza. Późniejsze zabójstwo szwedzkiego premiera odczułem jakby osobistą stratę – wspomina.
Budowa huty miała trwać pięć lat. Nie szczędzono środków na nowoczesny sprzęt. Edward Szwagierczak i Józef Makal brodzili w błotnym grzęzawisku, by zobaczyć nowoczesne caterpillary. Naciski, by zmieścić się w czasie, były ogromne. Ludzie na placu budowy zainteresowani byli budową, a nie polityką, działali pod ogromną presją. Jak na każdej inwestycji, zdarzały się wpadki i wypadki, coś się nie udało, coś nie zadziałało, ale o tym opinii publicznej nie informowano.
Edward Szwagierczak nie przypomina też sobie kłopotów z cenzurą. – Jeżeli już, to w redakcji następowały jakieś korekty. W gruncie rzeczy nie było tu jakichś ognisk zapalnych. To była w istocie sprawa gospodarcza. Dla mnie to szmat mojego życia. Przez kilka lat był to główny temat mojej działalności dziennikarskiej. Po latach wspomina się to sympatycznie, jako przygodę mojego życia. Najpierw widzieliśmy fundamenty, a potem wyrastające z nich jak grzyby po deszczu stalowe konstrukcje – opowiada po latach Edward Szwagierczak, który do DZ pisywał również o budowie fabryk samochodów w Bielsku-Białej i Tychach.
– Pamiętam pierwsze spotkanie z kierownikiem budowy fabryki w Tychach. Siedzieliśmy w barakowozie, a wokół nie było zupełnie niczego. Lata 70. to w ogóle czas wielkich budów. Huta Katowice miała umożliwić modernizację przestarzałego śląskiego i zagłębiowskiego hutnictwa. Ta idea miała głęboki sens. To duże uproszczenie, że wykorzystywano tu tylko doświadczenia radzieckie. Szukano też rozwiązań w hutnictwie światowym. Były kontakty np. z Japonią. Ludzie wyjeżdżali tam na szkolenia, nie mówiąc o kontaktach z zachodnim hutnictwem – mówi.
Huta Katowice i branża hutnicza w życiu Edwarda Szwagierczaka do dziś zajmują ważne miejsce. Dawny dziennikarz DZ jest dziś redaktorem naczelnym branżowego tygodnika „Magazyn Hutniczy”. O Hucie Katowice nie wie tylko jednego. – Starałem się być dociekliwy, ale nigdy do końca nie dowiedziałem się, ile huta miała kosztować i ile ostatecznie kosztowała, chociaż zadawałem te pytania wielokrotnie – mówi.
Edward Szwagierczak dziś jest redaktorem naczelnym „Magazynu Hutniczego”. W latach 1972-1981 był dziennikarzem „Dziennika Zachodniego”. Pisywał m.in. o budowie Huty Katowice. Po wprowadzeniu stanu wojennego został zwolniony z pracy w DZ. Publikował również m.in. w „Sztandarze Młodych”, „Gońcu Górnośląskim” czy „Fundamentach”.