Stowarzyszenie Dziennikarzy RP w Katowicach

Znajdź na stronie

Kontakt

ul. Warszawska 37
40-010 Katowice

E-mail: sdrp.katowice@op.pl
Tel.: 32 253 07 38

Nr KRS: 0000344572

Sprawa Jarosława Ziętary

Sprawa Jarka Ziętary

Archiwum

Dziennikarze o sobie

21-11-2016, 13:15

Zarzucał Grzegorzowi Hajdarowiczowi pranie brudnych pieniędzy – zapłaci grzywnę  »

Press
21-11-2016

Prawnicy Grzegorza Hajdarowicza doprowadzili do skazania internauty, który zarzucał przedsiębiorcy pranie brudnych pieniędzy.

Grzegorz Hajdarowicz

Sąd uznał, że Zygmunt F. dopuścił się pomówienia Grzegorza Hajdarowicza w sierpniu i wrześniu 2012 roku na forum serwisu Wirtualnemedia.pl. Zarzucił jemu i spółce Presspublica (były wydawca “Rzeczpospolitej”) działania przestępcze polegające na praniu brudnych pieniędzy.

Grzegorz Hajdarowicz wytoczył Zygmuntowi F. dwa procesy z art. 212 kodeksu karnego, które potem zostały połączone. Sąd Rejonowy w Krakowie najpierw uniewinnił hejtera, bo nie miał pewności, że to on jest autorem wspomnianych wpisów. Oskarżony bronił się, że za wpisami stała osoba, która nielegalnie korzystała z dostępu do jego sieci internetowej.

Sprawa trafiła do krakowskiego Sądu Okręgowego, tam pełnomocnik i adwokat Grzegorza Hajdarowicza argumentował, że Zygmunt F. mieszkał sam, a żeby dostać się do jego sieci trzeba złamać hasło, co wcale nie jest łatwe. Sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia.

Sąd Rejonowy uznał, że Zygmunt F. jest autorem wpisów i ukarał go grzywną w wysokości 2,5 tys. zł. Zasądził także koszty postępowania w wysokości 15 tys. zł. Oskarżony nie zgodził się z werdyktem i sprawa ponownie trafiła do Sądu Okręgowego. Ten 14 listopada 2016 toku podtrzymał wyrok Sądu Rejonowego skazujący Zygmunta F. na grzywnę.

Całość: http://www.press.pl/tresc/46458,hejtowal-grzegorza-hajdarowicza_-zaplaci-lacznie-17_5-tys_-zl

21-11-2016, 12:38

Proces przeciwko twórcom serialu “Nasze matki, nasi ojcowie”  »

Press
(PAP, AMS)
21-11-2016

Przesłuchanie świadka oraz oglądanie kolejnych odcinków serialu zaplanował na dziś Sąd Okręgowy w Krakowie podczas drugiej rozprawy w procesie cywilnym przeciwko twórcom niemieckiego serialu “Nasze matki, nasi ojcowie” za naruszenie dóbr osobistych żołnierzy AK.

Kadr z serialu "Nasze matki, nasi ojcowie"

Świadkiem będzie prof. Bogdan Musiał, historyk specjalizujący się w badaniu dziejów Polski, Niemiec i Rosji w okresie II wojny światowej. Zaplanowana jest także kontynuacja oglądania serialu, będącego dowodem w sprawie. Na początku rozprawy sąd poinformował, iż strona niemiecka zakwestionowała pismo o pomoc prawną w przesłuchaniu świadków w formie telekonferencji. Chodziło o brak adresów zamieszkania świadków oraz brak pytań do świadków, które – jak wskazała strona niemiecka – powinny być podane wcześniej. Strona niemiecka poprosiła także o wskazanie, w których minutach filmu emitowane są sporne fragmenty.

Proces wytoczył 92-letni żołnierz Armii Krajowej Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy AK. Wystąpili oni przeciwko producentom trzyczęściowego serialu “Nasze matki, nasi ojcowie”, tj. UFA Fiction oraz ZDF (II program niemieckiej telewizji) za naruszenie dóbr osobistych rozumianych jako prawo do tożsamości narodowej, dumy narodowej i narodowej godności oraz wolności od mowy nienawiści.

Według powodów, w serialu znalazły się sceny, które mają dowodzić, że AK rzekomo była współwinna zbrodni na osobach narodowości żydowskiej, Niemcy zaś są przedstawieni jako ofiary II wojny światowej.

Powodowie domagają się przeprosin we wszystkich telewizjach, w których film był emitowany, lub poprzedzenia pierwszej emisji w pozostałych telewizjach, do których go sprzedano, informacją historyczną ze stwierdzeniem, że jedynymi winnymi Holocaustu byli Niemcy. Podobny komunikat miałby też się znaleźć na stronie internetowej twórców. Powodowie chcą także usunięcia z filmu znaku graficznego AK na biało-czerwonych opaskach noszonych przez aktorów (według powodów w AK nie było takiego zwyczaju) i zapłaty 25 tys. zł.

Do sprawy przystąpiła także Prokuratura Okręgowa w Krakowie “z uwagi na ważny interes społeczny”.

Podczas pierwszej rozprawy sąd przesłuchał powoda i obejrzał pierwszy odcinek serialu. Jak wynikało z przesłuchania, 92-letni Radłowski jest kapitanem Wojska Polskiego, byłym więźniem obozu Auschwitz-Birkenau, żołnierzem AK i uczestnikiem Powstania Warszawskiego, który po kapitulacji trafił do stalagu, a po wyzwoleniu obozu został żołnierzem WP we Włoszech, a później w II Korpusie Polskim wchodzącym w skład Armii Brytyjskiej. “Byłem dotknięty, oburzony, uznałem to za fałsz i świadomą robotę niemiecką, w tym celu, żeby chociaż część odpowiedzialności za Holokaust przenieść na Polaków, że Polacy też są winni” – mówił o swych odczuciach po obejrzeniu filmu.

Film “Nasze matki, nasi ojcowie” w trzech częściach TVP1 wyemitowała w czerwcu 2013 r. Film wywołał dyskusję w Polsce i Niemczech, dotyczącą sposobu przedstawienia w serialu Polaków oraz problemu odpowiedzialności Niemców za zbrodnie II wojny światowej. Po emisji filmu ZDF, w niemieckich mediach rozpoczęła się burzliwa debata o odpowiedzialności “zwykłych Niemców” za zbrodnie II wojny. W Polsce produkcję krytykowano za ukazywanie partyzantów z AK jako antysemitów i relatywizowanie odpowiedzialności Niemców.

Pod koniec czerwca 2013 r. warszawska prokuratura rejonowa odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie publicznego znieważenia w związku z emisją filmu w TVP. Prokuratura wskazywała, że takie przestępstwo można popełnić jedynie umyślnie, zaś z informacji TVP wynikało, że jej zamiarem było umożliwienie widzom wyrobienia sobie opinii o filmie, który był oceniany jako kontrowersyjny. Po złożeniu zażalenia przez Redutę Dobrego Imienia podjęto postępowanie, jednak później je umorzono.

Całość: http://www.press.pl/tresc/46457,proces-przeciwko-tworcom-serialu-_nasze-matki_-nasi-ojcowie_

21-11-2016, 12:00

Pracownicy Polskiego Radia: zarząd na spotkaniu groził procesem i wzywał do denuncjacji inicjatorów listu  »

WIRTUALNEMEDIA.PL
tw
21-11-2016

Według zarządu Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Programów III i II Polskiego Radia podczas piątkowego spotkania z pracownikami zarząd firmy wzywał do denuncjacji inicjatorów przesłanego do niego pisma i groził procesem sądowym. Związek prostuje też komunikat kierownictwa spółki relacjonujący spotkanie.

Siedziba Polskiego Radia

Piątkowe spotkania zarządu i przedstawicieli pracowników Polskiego Radia dotyczyło głównie listu skierowanego do prezes Polskiego Radia we wtorek przez 125 pracowników i współpracowników – przede wszystkim Trójki, a także kilku innych redakcji nadawcy. W piśmie sprzeciwili się odsunięciu Małgorzaty Spór i Anny Zaleśnej od przygotowywania i czytania serwisów informacyjnych oraz zwolnieniu Damiana Kwieka, który jako jeden z dziennikarzy stacji zainicjował w social media akcję “#kogoniesłychać”, skrytykowaną przez kierownictwo Polskiego Radia.

Pracownicy zaapelowali do prezes o poszanowanie zasad niezależności i rzetelności dziennikarskiej oraz kultury pracy w tej firmie oraz przywrócenie Spór i Zaleśnej do dotychczasowych obowiązków. – Zarówno odsunięcie naszych koleżanek od anteny, jak działania podejmowane wobec solidaryzujących się z nimi dziennikarzy stwarzają poczucie zagrożenia w zespole i mogą być traktowane jako forma cenzury prewencyjnej – stwierdzili. Pismo wysłali też do kilku instytucji zewnętrznych, m.in. Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Rzecznika Praw Obywatelskich i organizacji dziennikarskich. Towarzystwo Dziennikarskie poparło ich protest, alarmując, że w Polskim Radiu zdarzają się przypadki cenzury.

W czwartek prezes i dyrektorzy z Polskiego Radia we wspólnym oświadczeniu stwierdzili, że pismo pracowników to “kolejna próba podsycania sporu” w firmie, a zarzuty w nim zawarte noszą znamiona pomówień. – Wątpliwości dotyczą zarówno formy listu – np. skreślenia w treści, jego stylistyki, jak i treści, która zawiera bardzo poważne zarzuty pod adresem Dyrekcji Polskiego Radia, które nie mają żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości – napisali. W piątek odpowiedział na to Związek Zawodowy Dziennikarzy i Pracowników Programów Trzeciego i Drugiego Polskiego Radia. – Ubolewamy, że władze Polskiego Radia skupiły się w rozsyłanych do mediów i pocztą wewnętrzną komunikatach nie na meritum listu, ale jego aspektach formalnych i stylistycznych – stwierdził.

W piątek wieczorem zarząd Polskiego Radia w komunikacie opisał, że podczas spotkania pracownicy nie potrafili udowodnić postawionych w piśmie zarzutów, że kierownictwo zmusza dziennikarzy do naruszania zasad etyki zawodowych i wprowadza cenzurę prewencyjną.

Zarząd Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Programów III i II Polskiego Radia w poniedziałek rano przesłał portalowi Wirtualnemedia.pl oświadczenie, w którym analizuje piątkowy komunikat zarządu spółki, oceniając, że zawarte są tam dezinformacje i kłamstwa.

Związkowcy stwierdzają, że “przebieg spotkania władz radia z sygnatariuszami “Listu 125″ oraz wydany po nim komunikat pokazują brak woli obecnego Zarządu Polskiego Radia do rozwiązania wewnętrznych sporów w medium publicznym, w którym pracujemy”. Według ich relacji podczas spotkania zarząd firmy nie starał się o porozumienie z pracownikami w drażliwych kwestiach, tylko „wzywał do denuncjacji inicjatorów “Listu 125″, groził procesem sądowym, a następnie opublikował niezgodną z faktami relację ze spotkania”.

Sprostowanie komunikatu zarządu Polskiego Radia przysłane przez Zarząd Związku Zawodowego Dziennikarzy i Pracowników Programów III i II Polskiego Radia:

Pracownicy nie potwierdzają zarzutów stawianych Zarządowi Polskiego Radia (1)

Zarząd Polskiego Radia spotkał się z sygnatariuszami adresowanego do niego listu. Nikt z grupy obecnych na sali ok. 50 pracowników nie potwierdził zarzutów postawionych w podpisanym piśmie (2). Zarzuty dotyczyły łamania zasad Konstytucji i wprowadzania cenzury prewencyjnej (3). Mimo wielokrotnych pytań kierowanych przez Prezes Barbarę Stanisławczyk o konkretne zarzuty poparte faktami, nie podano żadnego przykładu. Po prośbie o podanie jakiegokolwiek zarzutu (4), na sali zapadła cisza. Zarząd poinformował, że otrzymał pisemne oświadczenia od kilku osób, które potwierdziły, iż podpisały się pod pismem innej treści, bądź ostatecznej treści listu nie znały, a dodatkowo działały pod presją grupy (5).

Tematykę dyskusji zdominowała sprawa oddelegowania dwóch serwisantek z Trójki do innych zadań w ramach struktury Informacyjnej Agencji Radiowej i była to jedyna konkretna pretensja, jaką zgłoszono (6). Dyrekcja IAR udzieliła obszernych wyjaśnień i odpowiedziała na wszystkie pytania z sali w tej sprawie (7).

Przedstawiciel związku zawodowego skupiającego pracowników Trójki i Dwójki przyznał, że nigdy nie był cenzurowany (8), a Prezes Zarządu Barbara Stanisławczyk podkreślała, że podczas spotkań redakcyjnych przekonuje dziennikarzy, iż w Polskim Radiu jest miejsce wyłącznie na dziennikarstwo niezależne, obiektywne i wysokiej jakości, natomiast nigdy nie padło stwierdzenie, że ma być uprawiana propaganda, że Radio ma być jednostronne. Po pytaniu pani Prezes „Kto państwa cenzurował? Gdzie i kiedy?” na sali zapanowała cisza. Padł tylko kolejny głos, świadczący o tym, że pracownik nie spotkał się z cenzurą i naciskami (8).

Odnosząc się do warunków pracy w Polskim Radiu, Prezes Stanisławczyk zauważyła, że przychodząc do Radia zastała budżet z 39. milionowym deficytem (9), a mimo to powstało Polskie Radio 24 (10), zostały dokonane inwestycje w wielu obszarach, w tym IT i techniki. Mimo tak dużej dziury budżetowej (9) Zarząd nie obniżył wynagrodzeń (11), natomiast podjął działania polegające na uszczelnieniu przepływów pieniężnych, likwidacji kominów płacowych i poszukiwaniu zewnętrznych źródeł finansowania Radia, co poskutkowało zbilansowaniem budżetu (9).

W chwili, gdy Prezes Stanisławczyk zaczęła mówić o kwestii „prywatyzacji” anteny (12) w Trójce, przedstawiciel związków zawodowych z kilkoma innymi osobami wyszli z sali (13)przerywając spotkanie.

1. Nieprawda. “List 125” nie stawiał zarzutów Zarządowi Polskiego Radia. Był apelem o poszanowanie standardów dziennikarskich i kultury pracy w Polskim Radiu. Odnosił się również do decyzji dyrekcji Informacyjnej Agencji Radiowej, która oddelegowała do innych zadań Małgorzatę Spór i Annę Zaleśnej-Sewerę odsuwając je od anteny.

2. Nieprawda. Przedstawiciel sygnatariuszy, Wojciech Dorosz, przedstawił stanowisko potwierdzające zażalenie na decyzję dyrekcji IAR.

3. Zniekształcenie faktów. Nie sformułowano zarzutu łamania Konstytucji czy też wprowadzenia cenzury prewencyjnej. W apelu mowa była o tym, że odsunięcie naszych koleżanek od anteny oraz działania wobec solidaryzujących się z nimi dziennikarzy stwarzają poczucie zagrożenia w zespole oraz mogą być traktowane jako forma cenzury prewencyjnej.

4. Dezinformacja. Użyte zdania wynikają z dwóch poprzednich, z których jedno zawiera informacje nieprawdziwe (pkt. 2), a drugie wprowadza w błąd (pkt. 3). Pytania Prezes Zarządu Barbary Stanisławczyk-Żyły dotyczyły niesformułowanych w apelu zarzutów.

5. Niepotwierdzone. Zarząd nie przedstawił żadnych dowodów na potwierdzenie tej tezy. Nikt z sygnatariuszy publicznie nie wycofał się z poparcia dla “Listu 125”.

6. Nieprawda. Poruszono również kwestię działań podjętych przez władze Radia wobec osób spontanicznie solidaryzujących się z odsuniętymi od anteny serwisantkami, w tym zwolnienie Damiana Kwieka.

7. Zniekształcenie faktów. Zdanie sugeruje, że dyrekcja IAR wyjaśniła przyczyny odsunięcia Małgorzaty Spór i Anny Zaleśnej-Sewery od anteny, tymczasem przyczyny te pozostają niejasne.

8. Dezinformacja. Zdania odnoszą się do zarzutu, który nie został sformułowany.

9. Niepotwierdzone. Nie przedstawiono dokumentów potwierdzających tę tezę. Budżet Polskiego Radia nie był przedmiotem spotkania.

10. Nieprawda. Polskie Radio 24 powstało 27 grudnia 2010 r. czyli na długo przed tym, zanim Barbara Stanisławczyk-Żyła została prezesem Polskiego Radia. Dodatkowo, nie miało to związku z przedmiotem zebrania.

11. Zniekształcenie faktów. Wysokość pensji zasadniczych nie została obniżona, wysokość honorariów uległa zmianie. Wysokość wynagrodzeń nie była przedmiotem zebrania.

12. Zniekształcenie faktów. Podczas spotkania Prezes Barbara Stanisławczyk mówiła o rzekomym zamiarze dosłownej prywatyzacji anteny Trójki.

13. Nieprawda. Uczestnicy spotkania solidarnie opuścili spotkanie w momencie, gdy Prezes Barbara Stanisławczyk zwróciła się do przedstawiciela sygnatariuszy “Listu 125” mówiąc, że nie będzie już z nim rozmawiała.

Całość: http://www.wirtualnemedia.pl/artykul/pracownicy-polskiego-radia-zarzad-na-spotkaniu-grozil-procesem-i-wzywal-do-denuncjacji-inicjatorow-listu

21-11-2016, 11:32

Beata Tadla napisała książkę. “Chciałam odczarować świat mediów”  »

Media2.pl
Łukasz Szewczyk
21-11-2016

Na rynku ukazuje się książka Beaty Tadli. “Czego oczy nie widzą”. Jest to podsumowanie 25-letniej kariery zawodowej dziennikarki. Pisze w niej o najtrudniejszych momentach w pracy, ciekawych gościach i kulisach wpadek na wizji.

Beata Tadla z wykształcenia jest kulturoznawcą, od początku kariery zawodowej związana jest jednak z mediami. Zaczynała jako dziennikarka Radia Legnica, potem pracowała w Radiu Eska i Radiu Plus. W telewizji można ją było oglądać m.in. w głównym wydaniu Faktów TVN oraz Wiadomości TVP. Jest też autorką trzech publikacji: “Pokolenie ‘89. Dzieci PRL w wolnej Polsce”, “Kto pyta nie błądzi. Rozmowy wielkich i niewielkich”, oraz “Niedziela bez Teleranka”. 22 listopada ukaże się jej czwarta książka.

- Ta książka powstała w 25. roku pracy mojej pracy zawodowej, w którym jednocześnie “dobra zmiana” postanowiła zmieść mnie z mediów publicznych. Pomyślałam, że to jest dobry moment, żeby opisać niektóre zdarzenia, niektóre też podsumować – mówi Beata Tadla agencji informacyjnej Newseria Lifestyle.

W książce “Czego oczy nie widzą” dziennikarka opisuje kulisy pracy w mediach niedostępne dla widzów i słuchaczy. Wspomina najtrudniejsze momenty w karierze zawodowej, ciekawych rozmówców, których gościła w swoich programach, momenty zwątpienia oraz wpadki na wizji. Beata Tadla twierdzi, że odbiorcy medialnego przekazu widzą zaledwie wycinek pracy dziennikarzy, poza okiem kamery dzieje się natomiast wiele ciekawych rzeczy. Widzowie nie wiedzą, jak wygląda przygotowanie programu, nie zdają sobie też sprawy z emocji, jakie towarzyszą dziennikarzom w ich codziennej pracy.

- Każdy z nas ma inną konstrukcję psychiczną, jeden jest bardziej wrażliwy, inny mniej. I myślę, że chciałam trochę odczarować ten świat mediów, żeby być może dzięki tej książce widzowie spojrzeli na nas bardziej przychylnym okiem – mówi Beata Tadla.

25 lat pracy w mediach to dla dziennikarki przede wszystkim szkoła poprawnego wysławiania się, opisywania słowem wydarzeń oraz prezentowania się na wizji. To także nauka pokory i świadomości, że pracuje się dla ludzi. Tadla podkreśla, że jej praca nigdy nie polegała wyłącznie na odczytywaniu przygotowanych przez innych tekstów z promptera. Uważa, że we współczesnym dziennikarstwie nie ma już miejsca dla prezenterów, każda osoba pracująca w programie informacyjnym musi być pełnoprawnym dziennikarzem.

- Odczarowuję prompter w swojej książce, bo ludziom się wydaje, że to magiczna skrzynka, do której literki same wpadają, a potem układają się w zdania i jak mam włączony prompter, to znaczy, że mam jednocześnie wyłączony mózg. Otóż nie jest to żadna sztuczna inteligencja, to jest po prostu elektroniczna kartka – mówi Beata Tadla.

Dziennikarka jest jedną z osób zwolnionych z TVP przez obecne władze, uznana za osobę niepasującą do nowej koncepcji “Wiadomości”. Przez prawicę Tadla określana była m.in. jako “reżimowa diwa” i “kłamczucha”. Fala krytyki spadła na nią po raz pierwszy po debacie prezydenckiej z udziałem Andrzeja Dudy. Dziennikarka zapewnia, że nikt nigdy nie wpływał na treści, które przekazywała w swoich programach.

- Nigdy nie było żadnego nacisku, żadnego telefonu wbrew temu, co próbują tzw. media niepokorne, a także chór polityków partii rządzącej wmówić ludziom. Nigdy nie odebrałam żadnego telefonu z naciskiem na treści, które miałabym wygłosić przed kamerą – mówi Beata Tadla.

Obecnie dziennikarka pracuje w Nowa TV, gdzie współprowadzi serwis informacyjny “24 godziny”.

Całość: https://media2.pl/kultura/137139-Beata-Tadla-napisala-ksiazke.-Chcialam-odczarowac-swiat-mediow.html

21-11-2016, 09:31

Oko.press ujawnia, jak dzieli swój budżet, czyli 110 tys. miesięcznie  »

Press
(TAD)
21-11-2016

110 tys. zł to miesięczny budżet Oko.press. Fundacja Ośrodek Kontroli Obywatelskiej “Oko” opublikowała wykaz kosztów, jakie co miesiąc ponosi w związku z wydawaniem serwisu.

Podstawowym wydatkiem, jaki ponosi fundacja, są wynagrodzenia dla pracowników i autorów tekstów. To aż połowa całego budżetu (ok. 55 tys. zł).

Dochodzą do tego koszty obsługi prawnej, wynajmu mieszkania na redakcję, księgowość (całość 15 tys. zł), rozwój i utrzymanie serwisu internetowego, w tym usługi informatyczne, graficzne, koszty serwerów i hostingu (17 tys. zł) oraz inne opłaty – jak: sekretariat, obsługa strony internetowej, media społecznościowe (8 tys. zł).

Z redakcją na stałe współpracuje 18 osób, w tym 16 dziennikarek i dziennikarzy. Dwie osoby pracują społecznie, nie pobierając wynagrodzenia. Jedną z nich jest Piotr Pacewicz, który dodatkowo współfinansuje projekt.

Ostatnia zbiórka, jaką zorganizowała fundacja i redakcja Oko.press, w 10 dni przyniosła 122 tys. zł. – Robimy wszystko, by czytelnicy czuli, że ich pieniądze są dobrze wykorzystywane – zapewnia Piotr Pacewicz, redaktor naczelny i jeden z założycieli Oko.press. – Każdy z naszych darczyńców może pozwolić sobie na inną kwotę – dostajemy np. jednorazowe 5 zł od studenta, albo deklarację na 8 zł miesięcznie z dopiskiem, że darczyńcy na więcej nie stać. – Są też ludzie, którzy ustawili zlecenia na poziomie 200 zł miesięcznie. Zdarzyły się też jednorazowe wpłaty w wysokości kilku tysięcy – dodaje Pacewicz.

Oko.press (działa od 15 czerwca br.) specjalizuje się w dziennikarstwie śledczym. Fundacja, która go założyła, powstała z inicjatywy Heleny Łuczywo, Seweryna Blumsztajna, Jacka Rakowieckiego, Jana Ordyńskiego i Piotra Pacewicza. W radzie fundacji zasiadają: Jerzy Baczyński, Marcin Król, Jacek Kucharczyk, Jarosław Kurski oraz Monika Płatek.

Całość: http://www.press.pl/tresc/46449,oko_press-ujawnia_-jak-dzieli-swoj-budzet_-czyli-110-tys_-miesiecznie?utm_source=newsletter&utm_medium=email&utm_campaign=Pressletter&uid=556

21-11-2016, 08:48

Justyna Karnowska awansowana za sukces TVP ABC na zastępcę dyrektora TVP 1  »

Press
(RUT)
21-11-2016

Justyna Karnowska awansowała na zastępcę dyrektora Programu 1 Telewizji Polskiej – dowiedział się “Presserwis”. Jednocześnie w Jedynce połączono redakcje audycji dziecięcych i publicystycznych, a szefem nowej struktury został Przemysław Wojciechowski.

Informacje “Presserwisu” potwierdziło biuro prasowe TVP. Justyna Karnowska dotychczas była w TVP 1 kierownikiem redakcji TVP ABC i projektów edukacyjnych. W odpowiedzi na nasze pytania w tej sprawie biuro prasowe telewizji stwierdziło, że “doceniając niekwestionowany sukces i potencjał kanału tematycznego TVP ABC, który znajduje się na stałe w strukturach Jedynki, kierownictwo TVP 1 zdecydowało się podnieść status stanowiska szefa redakcji TVP ABC i nominować Justynę Karnowską na stanowisko zastępcy dyrektora TVP 1″. Jak dodaje biuro prasowe, “zmiana ta pozwoli na jeszcze lepsze zarządzanie anteną oraz stworzy nowe warunki do rozwoju największego kanału tematycznego dla dzieci w kraju”.

Zanim Justyna Karnowska została szefową TVP ABC (po zmianie zarządu TVP na początku br.), zajmowała się w Jedynce programem “Rolnik szuka żony”. W przeszłości była w TVP 1 kierownikiem redakcji audycji dziecięcych, młodzieżowych i edukacyjnych. W 2007 roku przeszła do TV Puls, gdzie została wydawcą programów informacyjnych. Po likwidacji redakcji newsowej Pulsu wróciła do Telewizji Polskiej.

W TVP 1 zmieniło się też kierownictwo publicystyki. Stanowisko kierownika redakcji audycji publicystycznych Jedynki stracił Marcin Pieńkowski, który w styczniu br. przeszedł do TVP z “Rzeczpospolitej”. Redakcję tę połączono z redakcją audycji dziecięcych. Kierownikiem nowej struktury – redakcji publicystyki i edukacji – został Przemysław Wojciechowski, a jego zastępcami są Aneta Woźniak i Krzysztof Mielańczuk. Wojciechowski od początku br. był zastępcą Pieńkowskiego, a w latach 2010-2012 kierował redakcją audycji publicystycznych TVP 1. Jak stwierdza biuro prasowe TVP, połączenia redakcji dokonano “ze względu na optymalizację zadań programowych”.

Całość: http://www.press.pl/tresc/46447,justyna-karnowska-awansowana-za-sukces-tvp-abc-na-zastepce-dyrektora-tvp-1