Generalny »sąd« był w komplecie. Przed nim stał storturowany i spoliczkowany, ale śmiały i odważny z pełną nieugiętością duszy Henryk Sławik. Postawili nas wprost przed sobą i przeczytali oskarżenie przeciwko mnie. Potem zadawali pytania, na które odpowiadałem. Henryk Sławik według stawianych punktów obalał im te zarzuty, świadcząc tym samym, że ja nie miałem o tym pojęcia. Obiecali mu, że jak powie prawdę, to go natychmiast zwolnią. Ale on był niezłomny. Przerwali rozprawę. Odprowadzili mnie do sąsiedniego pokoju. Po jakimś czasie przesłuchanie zaczęło się znowu. Obraz był ten sam, tylko Sławik się zmienił. Jego twarz i głowa były pokrwawione od bicia. Ale z oczu biło zdecydowanie. Popatrzył się na mnie z przyjacielskim oddaniem i od razu wyprostował się i powiedział: «Sprzeciwiam się – w imieniu prawa międzynarodowego, moralności i sprawiedliwości. Nie oskarżajcie Go!». Przewodniczący przerwał przesłuchanie. Na aktach Sławika napisali coś czerwonym ołówkiem. Wtenczas nie wiedziałem jeszcze, że czerwone pismo oznacza krew i śmierć. Ze Svabhegy [aresztu gestapo - T.K.] zabrano nas z powrotem do więzienia. W czasie podróży siedzieliśmy obok siebie w ciemnym czarnym samochodzie. Poszukałem jego ręki, by podziękować mu za uratowanie mego życia. [Z] uściskiem dłoni tak mi szepnął – «Tak płaci Polska». W ten sposób ostatnie spotkanie z polskim przyjacielem wspominał JózsefAntall. Do dramatycznej konfrontacji doszło w lipcu 1944 r., kilka miesięcy po zajęciu Węgier przez wojska niemieckie. Oficerowie gestapo, dysponując bogatym dossier na temat działalności Sławika jako prezesa Polskiego Komitetu Obywatelskiego, szukali przede wszystkim dowodów na udział obu mężczyzn w akcji ratowania ludności żydowskiej. Los Polaka był niestety przesądzony, z czego on sam zdawał sobie sprawę, gra toczyła się więc o życie Węgra.
Czytaj całość...