Po taśmociągu nie tylko polityka, ale i polskie dziennikarstwo znalazły się na rozdrożu. Stosunek do tego, jak i czy w ogóle korzystać z podsłuchów jako źródła informacji, bardzo podzielił środowisko dziennikarskie. Wielu wybitnych dziennikarzy uważa, że każda forma podsłuchu jest draństwem i nie może być tak, że z jakiegokolwiek powodu z niego korzystamy. Że wchodząc na drogę publikowania nagrań in extenso, narażamy media na jeszcze większy spadek zaufania. A przecież już dziś ani media, ani dziennikarze nie cieszą się szczególną estymą. Spadek zaufania do mediów będzie zresztą mniejszym problemem wobec totalnego kryzysu zaufania między ludźmi w Polsce. Tego argumentu nie wolno lekceważyć, bo gdyby patrzeć na deficyty w relacjach społecznych, to z pewnością brak zaufania i niechęć do współpracy są w kraju na pierwszym miejscu. W przypadku podsłuchów niełatwo bronić tezy, że były one zakładane w jakimś ważnym interesie społecznym. Bo skoro zakładano je masowo, na zasadzie sieci rybackiej – a nuż coś się w nią złapie – trudno dobrze mówić o intencjach inspiratorów i organizatorów podsłuchów.
Czytaj całość...