Trochę górniczą rewolucją jastrzębską czuję się wywołany do tablicy. Pierwszy raz to miasto – głównie blokowisko postawione na węglu – poznałem w drugiej połowie lat 70-tych. Wtedy, w ramach ćwiczeń z polityki społecznej (promotor Ś. P. Profesor Lucyna Frąckiewicz) chodziliśmy, my, jej studenci, po domach z ankietą.
Zabiegowi temu były poddane głównie żony górników, bo ci byli w pracy. Wtedy jeszcze nie byłem taki świntuch, żeby taką sytuację wykorzystywać – sam na sam ze znudzoną kobietą… A pytania do tej ankiety były zajebiste – czy chodzi pani do kina, filharmonii itd. Jak pani spędza wolny czas? A tu kobieta niepomalowana, ze ścierą w ręce, wrzeszczący bachor trzyma się jej fartucha. Szkoda gadać.
To było 40 lat temu, 20 lat temu miałem także incydent w tym mieście – współpracę z gazetą Ratusza pod ambitnym tytułem JASTRZĄB. A wiecie, że Jastrzębie jeszcze ma w nazwie epitet ZDRÓJ? Bo kiedyś było takim kurortem, pijalnią wód zdrojowych – teraz z tego został tylko park, bo wody wcięło w wyniku podkopywania przez miejscowe kopalnie.
Zamiast wód górnicy więc piją duże jasne na tzw. karczmach… AD REM. Dokładnie 10 lat temu – patrz okładka – zostałem redaktorem naczelnym gazety pod ambitna nazwą NOWE SYGNAŁY JASTRZĘBSKIE. Sytuacja taka trwała pół roku i nie ukrywam, że zostałem tymże z powodu tego, że studiowałem z ówczesnym rzecznikiem prasowym. No cóż, wybierajmy na funkcje najlepszych!
Prezesem Spółki był wtedy Leszek Jarno, którego górnicze związki też chciały wywozić na taczkach, ale nie z takim rozpędem jak teraz Prezesa Zagórowskiego.
No to zwiedziłem parę kopalń. Na “Pniówku” i na “Krupińskim” zjechałem nawet na dół. Na tej pierwszej kopalni miałem nieco problemów z lekarzem zakładowym. Z powodu zbyt wysokiego ciśnienia mojej krwi nie chciał mnie dopuścić do zjazdu. Negocjacje trwały 2 godziny aż wreszcie podpisałem deklarację, że “zjeżdżam na własne życzenie. Kopalnia, najpierw łaźnia, przebrałem się za górnika, włożyłem biały hełm dozoru (na mój widok górnicy bumelanci chcący wyjechać przed czasem uciekali gubiąc gumowce).
Potem idzie się wysokimi korytarzami, co chwila trzaskają metalowe drzwi i wieja wiatry – to regulacja ciśnienia powietrza. Wreszcie skręcamy w bok, jest coraz niżej, mokro, ślisko, tory… Dochodzimy do przodka, hałas kombajnu, pył przesłania światło, mocne męskie słowa, trwa fedrunek…
Nie mam zamiaru opisywać moich innych dokonań publicystycznych, ale muszę przynajmniej wywołać parę tematów. Byłem także na płuczce w “Boryni”, gdzie pracują w większości kobiety, pisałem o drużynie siatkarskiej Jastrzębski Węgiel, kościelnym muzeum dzwonów, itd. itp. Układ z rzecznikiem się skończył i mnie odwołano. Trwało to pół roku. MORAŁ? Za odprawę poleciałem sobie do Chicago i z powrotem.
ALE TERAZ NA POWAŻNIE. Jak ja widzę sytuację w Spółce, szerzej w górnictwie.
1. Obecna wojna została wywołana przez bonzów górniczych, których chciał odwołać Prezes Z. a którzy po prostu bronią swoich stołków. Szare masy górnicze dają się wpuszczać w kanał i mogą tego pożałować jak te masy, które zakładały związek pt. “Solidarność”, wpuszczając do Polski wilczy kapitalizm.
2. Czy to znaczy, że Prezes Zagórowski ma rację? Sam przyznaje, że idealnym rozwiązaniem gospodarczym w tej branży jest kopalnia “Silesia” w Czechowicach, która sprywatyzowała się z sukcesem; zrobiła to mając jednak dopiero nóż na gardle. Czyli radzi sobie bez czapy nadrzędnej w postaci JSW S.A., Kompanii Węglowej, Holdingu… Wnioski nasuwają się same. O górnikach najwięcej mówią ci, którzy z nich żyją, ale bez nich też oni sobie poradzą, a nawet lepiej na tym wyjdą. MUSZĄ JEDNAK CHCIEĆ.