Karanie za słowa jest sposobem na poprawienie debaty publicznej – argumentował na poniedziałkowym spotkaniu z organizatorami kampanii “Wykreśl 212″ minister sprawiedliwości Jarosław Gowin. Dlatego artykułu 212 – o pomówieniu – skreślić z kodeksu karnego nie chce. Ale spraw o pomówienie jest coraz więcej – a poziom debaty publicznej raczej się obniża.
Na spotkaniu z inicjatorami kampanii “Wykreśl 212″ (organizacje dziennikarskie, Izba Wydawców Prasy, Fundacja Helsińska, redaktorzy naczelni największych gazet) minister zaproponował, by zrezygnować z karania tzw. pyskówek, czyli np. kłótni sąsiedzkich, i zostawić tylko karanie za pomówienie za pomocą mediów. Bo “media potrafią zniszczyć człowiekowi życie”. Rzeczywiście potrafią. Ale potrafią też wykrywać afery, tropić nepotyzm, bronić pojedynczych ludzi przed zniszczeniem przez lokalny “układ” – i w ogóle kontrolować władzę. Trybunał Konstytucyjny w 2006 roku, uznając, że karanie za nadużycie wolności słowa jest zgodne z konstytucją, powiedział, że godność i dobre imię człowieka są ważniejsze od kontrolnej funkcji mediów. I na tym bazują politycy, nie godząc się, by obronę czci i dobrego imienia zostawić procesom cywilnym. Bronią nie tylko swojej czci, ale i interesu: chcą stępić kontrolę władzy.
Minister proponuje też, by karać “tylko” grzywną i ograniczeniem wolności. Jest gotów zrezygnować z kary więzienia. Niewielka różnica, bo liczy się wpis do rejestru skazanych. A trzykrotne skazanie redaktora naczelnego oznacza, że nie może już być redaktorem naczelnym. Poza tym proces karny wiąże się zagrożeniem reputacji dziennikarza, czasem z poszukiwaniem listem gończym czy posłaniem na badania psychiatryczne. Tydzień temu przed Trybunałem w Strasburgu wygrała prof. UJ Izabela Lewandowska-Malec, którą skazano z art. 212 za krytykę w mediach burmistrza i prokuratury miasta, w którym była radną. Przez dziewięć lat procesów zniszczono ją psychicznie, m.in. poddawano badaniom psychiatrycznym. Straciła mandat radnej, a w wyniku stresu głos, co w tej sprawie ma wymiar symboliczny. Trybunał w Strasburgu zauważył to, czego nie zauważyły polskie sądy: że wyrażała opinie, a nie stwierdzała fakty, że robiła to w obronie interesu publicznego i w ramach mandatu, który dostała od wyborców. I że miała realne powody, by podejrzewać nadużycia.
Minister proponuje, by karać tylko za zarzuty nieprawdziwe. Tylko jak zbadać ich prawdziwość? Swojego czasu skazano Andrzeja Leppera za to, że w radiu nazwał prezydenta Kwaśniewskiego “leniem”. Sądy nie zawsze różnicują, co jest opinią, a co stwierdzeniem faktu. A ministerstwo nie proponuje, by opinie wyraźnie wyłączyć spod kodeksu karnego. Za to chce wykreślić przepis, który każe sądowi brać pod uwagę, czy zarzut służył obronie publicznego interesu i czy dotyczył funkcjonariusza publicznego.
Lada chwila wejdzie w życie zmiana prawa prasowego, która wprowadza miesięczny termin na osądzenie sprawy o opublikowanie sprostowania. To znaczy, że zarówno zwykli ludzie, jak i funkcjonariusze władzy dostaną realne narzędzie do ochrony dobrego imienia. Ministerstwo Sprawiedliwości, broniąc owego dobrego imienia, jakoś to przeoczyło.