W cyklu prezentującym ludzi „Dziennika Zachodniego”, autorstwa Michała Smolorza dziś sylwetka dziewiątego redaktora naczelnego naszej gazety. Ma w swoim życiorysie imponującą kartę kombatancką bojownika w walce z komuną.
Pierwszy przedstawiciel „nowej nomenklatury” czyli układu politycznego zawiązanego na gruzach Okrągłego Stołu. Ale też i… ostatni, gdyż na nim skończył się w śląskiej prasie okres przejściowy od PZPR-owskiego koncernu RSW do prywatnego wydawnictwa.
Wpływ na obsadę głównych stanowisk w redakcji przysługiwał natenczas Zarządowi Regionu „Solidarności”, który usiłował jeszcze zachowywać prerogatywy „wojewódzkiej instancji partyjnej” w stylu dawnego KW PZPR. Nowy naczelny „Dziennika Zachodniego” to urodzony w 1964 roku na Dolnym Śląsku, absolwent socjologii na Uniwersytecie (1988) z imponującą kartą kombatancką w podziemnych młodzieżówkach lat 80. Ma w życiorysie wszystko, co było w zasięgu – od przybudówek Konfederacji Polski Niepodległej, po struktury zdelegalizowanego w stanie wojennym Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Związany z równie bojową i równie polityczną dziennikarką swojego pokolenia Anitą Gargas, z którą najpierw byli parą, potem małżeństwem, a potem z hukiem się rozstali, by do dziś wspierać się wzajem w polityczno-zawodowej działalności. W zależności od tego, kto aktualnie jest na fali, albo Gargas bywa protegowaną Wojciechowskiego, albo Wojciechowski protegowanym byłej żony – i tak oboje zgodnie podtrzymują tę oryginalną spółkę postmatrymonialną.
W wolnej Polsce politycznie przeszedł szlak od „Solidarności Walczącej” Kornela Morawieckiego, przez „Solidarność”, Ligę Republikańską, po kolejne ugrupowania braci Kaczyńskich z solidnym zakorzenieniem w obecnym PiS. Zawodowo – od lokalnych pisemek, przez Tygodnik Solidarność, aż do stanowisk kierowniczych w gazetach regionalnych. W „Dzienniku Zachodnim” pojawił się na krótko już w 1992 roku na fotelu zastępcy, ale była to tylko odskocznia na stanowisko naczelnego w „Dzienniku Łódzkim”.
W lutym 1995 powrócił do Katowic, by samodzielnie objąć po Włodzimierzu Paźniewskim kierowanie „DZ”. W kraju był to czas politycznie burzliwy. Upadł rząd Waldemara Pawlaka, który zasłynął recydywą PRL-u na wielką skalę. Premierostwo przypadło Józefowi Oleksemu, któremu z kolei na odchodnym podłożył bombę Lech Wałęsa, ogłaszając „aferę Olina”. Ostatecznie powstał z niej rząd Cimoszewicza, który działał do końca kadencji Sejmu, tj. do 1997 roku. W Katowicach było spokojniej niż w centrali, na urzędzie wojewody zasiadał Eugeniusz Ciszak, człowiek ugodowy i starający się nikomu nie narażać.
Maciej Wojciechowski był redaktorem naczelnym zaledwie półtora roku. Po wykupieniu gazety przez Neue Passauer Presse i utworzeniu grupy Polskapresse, został z końcem sierpnia 1997 roku odwołany i zatrudniony w centrali wydawnictwa. Od 1999 roku parał się biznesem, z powodu którego później będzie bez końca włóczony po sądach i na przemian oskarżany, skazywany i uniewinniany. Na pierwszej linii lokalnej polityki pojawił się znów w 2004 roku jako dyrektor katowickiego oddziału Telewizji Polskiej z nominacji Prawa i Sprawiedliwości, w której to partii zasiadał wówczas w Radzie Politycznej. Był to czas pierwszej koalicji PiS-owsko – SLD-owskiej w mediach (o której już dziś trochę zapomniano, bo wszyscy emocjonują się tą drugą, zawiązaną w 2009 roku). Po zwycięstwie PiS-u w wyborach 2006 roku i po osławionym „skoku na media” (zmiana ustawy i powołanie nowej rady całkowicie powolnej Jarosławowi Kaczyńskiemu), Wojciechowski awansował do centrali TVP, gdzie był m.in. dyrektorem w Programie I.
Od 2007 roku jest wiceprezesem działającej w Katowicach Fundacji Edukacja Bez Granic.