Dziś chciałbym powiedzieć: to nic – tak jak próbowałem to zrobić kiedy z TVS odchodził pierwszy dyrektor programowy, ojciec-założyciel stacji – Sławomir Zieliński.
Choć już wtedy zastanawiałem się nad odejściem to wówczas, tego letniego dnia, stojąc na parkingu przygryzłem wargi, zebrałem się i sam sobie próbowałem udowodnić, że jakoś to będzie. Bo przecież został szyld, została marka, nad którą razem pracowaliśmy, zostali jeszcze Ci wspaniali ludzie, których Sławek zatrudniał.
Wtedy mówiłem sobie – został przecież Hasiński, został Kurowski, został Czyż. Nie będzie źle. Wierzyłem, że to jeszcze da się uratować.
I udawało się do czasu… Do czasu, kiedy odszedł człowiek, który to wszystko zaprojektował – Jarosław Hasiński.
Ale i wtedy jeszcze zupełnie niepoprawnie – wierzyłem. Wtedy mówiłem sobie: został newsroom.
Serce każdej redakcji. Tam przecież zostali Ci, z których umiejętności korzystałem, których talentowi nadal mogłem się przyglądać, od których mogłem każdego dnia uczyć się warsztatu dziennikarza i Ci, którym po cichu zazdrościłem predyspozycji do zawodu, których mnie gdzieś na etapie stworzenia poskąpiono.
Przyznaję się – wtedy też jeszcze wierzyłem, bo widziałem entuzjazm, a każdego dnia na korytarzach mijałem uosobioną pracę godną katorżnika. Pracę, która przekładała się na rosnące słupki oglądalności informacji, pracę, efektami której przejmowali się samorządowcy, regionalni politycy, działacze społeczni, ludzie, którym na czymkolwiek zależało. Aż w końcu pracę, która zmuszała dziesiątki tysięcy, a w najlepszym czasie setki tysięcy osób, by o 21.30 usiąść przed telewizorem i usłyszeć na przykład: Marek Czyż, dziś dla Państwa w sumie zebraliśmy – zapraszam na Informacje.
No właśnie wtedy jeszcze informacje pisane z dużej litery. Dziś nie. Nie ma już Zielińskiego, Hasińskiego, nie ma Kurowskiego, ani Czyża. I z odejściem tego ostatniego flaga z masztu też jakby zjechała.
Zostały niedobitki tych najzdolniejszych, o których pisałem powyżej. Znakomitych dziennikarzy, którzy poradzą sobie ze zrobieniem zabawnego materiału w każdej stacji w kraju, napiszą jeszcze kłujący do żywego tekst do niejednego dziennika, a i dadzą swój znakomity, niski damski głos do wielu audycji radiowych.
Ale wraz z odejściem Marka Czyża uciekło też chyba najważniejsze – nawet najmniejsze złudzenie, że wszystko idzie drogą w dobrym kierunku, drogą, która nie przypomina równi pochyłej.
Maciej Wąsowicz