- Jeśli dziennikarz obywatelski będzie się starać zobaczyć świat w barwach obiektywnych, rozumieć i przyjmować racje innych i wtedy określać swoje stanowisko, wówczas wartość nazwana umownie dziennikarstwem obywatelskim będzie zauważona i rozwijana. Trzeba nam zapaleńców, nawet zakręconych – mówi w wywiadzie dla Wiadomości24, medioznawca, profesor Wiesław Godzic.
Lidia Raś: Panie Profesorze, wyobraża Pan sobie taki scenariusz rozwoju mediów: papierowa gazeta staje się towarem ekskluzywnym, informacji dostarcza nam przede wszystkim Internet, za szczególnie wartościową treść trzeba zapłacić, miejsce zawodowców zajmują blogerzy i dziennikarze obywatelscy. Jak Pan, medioznawca, ocenia taką wizję przyszłości na rynku dziennikarskim?
Profesor Wiesław Godzic: To, co Pani powiedziała jest słuszne, ale na szczęście nie zdarzy się tak szybko. Nie pożegnamy się z gazetą papierową, bo nadal jest spora grupa czytelników, którzy potrzebują kontaktu z nią i z zespołem, który tę gazetę redaguje. Faktycznie, w przypadku młodszych, ta potrzeba jest osłabiona, wystarczy im informacja z serwisu internetowego. Tym samym upada coś bardzo ważnego: dziennikarstwo jako zespół, który ma czytelnika prowadzić po świecie, dziennikarstwo jako pewna struktura myślowa.
W tę rzeczywistość wchodzą dziennikarze obywatelscy, którzy próbują jakoś opisać świat, powiedzieć coś od siebie, bo taka jest potrzeba ekspresji. Mają jednak mniejszy zakres oddziaływania, mimo że korzystają z Internetu. Kilka milionów otwarć oczywiście robi wrażenie, ale większość z nich jest, powiedziałbym, nierefleksyjna. Nie ma miejsca na dyskusję, nie ma takiego myślenia kaskadowego, w którym myśl się rozszerza. Pytanie, które się tu rodzi, dotyczy tego, czy DO ma być harcownikiem, freelancerem czy też takim medioznawcą, który będzie patrzeć na ręce i sprawdzać, czy zawodowcy trzymają się reguł.
Tylko że wtedy profesjonalni dziennikarze nie będą go szanować i nie będą słuchać. W każdym z tych przypadków jest stracony i w każdym z tych przypadków źle widzę jego przyszłość.
Nie widzi Pan miejsca dla dziennikarzy obywatelskich jako dostarczycieli informacji?
Informacja informacji nie jest równa. W przypadku informacji lokalnych tak, jest szansa, że będą ją tworzyć. Przy czym to co będzie ekscentryczne i ciekawe, to i tak główne media podadzą. Co wtedy pozostanie dziennikarzowi obywatelskiemu? Dziennikarstwo obywatelskie, jeśli miałoby istnieć, powinno być alternatywą dla dziennikarstwa profesjonalnego. Tam, gdzie mieszkam, wychodzi gazetka lokalna, taka inicjatywa społeczna. Jej autorzy tworzą teksty interwencyjne, chcą coś załatwić, występują przeciwko władzy lokalnej itp. I to w części jest dziennikarstwo obywatelskie, bo oni tworzą jakąś informację i nie są zawodowo związani z żadną gazetą.
Skąd taki sceptycyzm w ocenie możliwości dziennikarza obywatelskiego?
Rzecz już w samym terminie„dziennikarstwo obywatelskie”. Ja bym to zjawisko nazwał na 150 innych sposobów: obywatelska forma kontaktu, obywatel pisze… Natomiast jeśli to się nazywa dziennikarstwem, to czuję w tym pewną pretensjonalność. Człon „dziennikarstwo” niesie za sobą pewne konotacje (redakcyjne, profesjonalne), a człon „obywatelskie” rodzi skojarzenie: nieredakcyjne i nieprofesjonalne.
Jeśli obywatelowi jest źle, nich o tym pisze, jest może nawet szansa, że wytropi jakąś aferę, ale ta potrzeba pisania może paradoksalnie stłamsić dziennikarstwo obywatelskie.
Myślenie w stylu: „Mam misję, muszę dorwać kogoś tam, patrzeć na ręce, tropić” powoduje, że DO nie chce pisać o rzeczach „nudnych”, np. o problemie śmieci w okolicy. A ja bym do takich działań namawiał, bo wtedy staje się obywatelem, a okolica, w której żyje, nie jest anonimowa.
Kłopot zaczyna się, gdy zaczynamy wymagać od DO tego, czego wymagamy od dziennikarzy zawodowych. A tu powinny rządzić inne reguły. Dziennikarz obywatelski może być osobą, która inicjuje działania, za którą pójdą dziennikarze profesjonalni. DO wskazuje temat, a oni szukają.
Tu rodzi się też pytanie, czy DO powstało, bo taka była potrzeba czasów, czy też dlatego, że pojawiły się nowe narzędzia. Jeśli prawdziwa jest druga opcja, to w konsekwencji opisujemy czy nagrywamy coś, co może być dobre lub złe i to wszystko. Natomiast jeśli mamy pragnienie dzielenia się informacją i w tym celu szukamy środka, to możemy wiele zdziałać. Ważne, by mieć pasję, chcieć żeby było lepiej. Jeśli rzecz polega tylko na tym, że tzw. DO jest zafiksowany na czymś, bo nie lubi czerwonych albo czarnych, to wtedy nic z tego nie wyjdzie, bo to będą kalumnie a nie dziennikarstwo. Jeśli DO będzie się starać zobaczyć świat w barwach obiektywnych, rozumieć i przyjmować racje innych i wtedy określać swoje stanowisko, wówczas wartość nazwana umownie dziennikarstwem obywatelskim może być zauważona i rozwijana. Trzeba nam zapaleńców, nawet zakręconych.
Jakie błędy popełniają dziennikarze obywatelscy? Czego powinni się wystrzegać?
W moim przekonaniu największy problem dotyczy znalezienia własnego stylu, innego niż totumfackość, pisanie z wyżyn. Mam wrażenie, że często dziennikarze obywatelscy wiedząc, że są poza dziennikarstwem mainstreamowym, chcą jakoś zaznaczyć swoją obecność i na ogół ich styl jest mimowolną podróbką zawodowego dziennikarstwa. Brakuje mi u DO takich postaw lekko ironicznych, ale rzetelnych. Za mało jest też myślenia nad stylistycznym i retorycznym ukształtowaniem tekstu, świadomości do kogo ma trafić mój przekaz i jakimi metodami mogę to osiągnąć. To trudna umiejętność, tego się trzeba uczyć, np. w kontaktach z tymi , którzyoceniają teksty DO.
Dużo mówi się o misji mediów. Czy dziennikarze obywatelscy też mają jakąś misję?
Bardzo nie lubię tego słowa „misja”. Zrezygnowałbym z tego pojęcia, a postawiłbym na obywatelskość, bo wiem, że społeczeństwo się zmienia. W tej chwili coraz trudniej będzie o duże wspólnoty. Zaczynamy ulegać niszowości, co widać choćby po zmianach w telewizji. Jeśli stanie się ona wkrótce telewizją kanałów tematycznych, to zaręczam, że zginie podstawowa umiejętność – rozmawianie. Trudno będzie o wspólnotę nawet w takim podstawowym znaczeniu, bo każdy zacznie oglądać coś innego. To będzie miało ogromne konsekwencje. I tu widziałbym rolę DO. Sprawy służby zdrowia, komunikacji, śmieci w mojej miejscowości – to jest ta „misja”, to będzie trzeba podejmować, gdy profesjonaliści będą po raz kolejny płakać nad katastrofą przy okazji kolejnej rocznicy.