Pod pretekstem kosmetycznych zmian w prawie prasowym politycy mogą nam zafundować drastyczne tłumienie krytyki.
18 stycznia 2011 r. Rada Ministrów ma rozpatrzyć projekt nowelizacji ustawy Prawo prasowe. Nowelizację, po kilku latach prac i konsultacji przygotowało Ministerstwo Kultury.
Konieczności nowelizacji prawa prasowego, a zwłaszcza tzw. kosmetycznej jego “dekomunizacji”, nikt nie podważa. Potrzeba nowelizacji wynika również z orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, który zakwestionował przepisy dotyczące sprostowań i odpowiedzi.
Projekt resortu kultury ogranicza się szczęśliwie (dla mediów) do nowelizacji częściowej i nie zmierza (przynajmniej na tym etapie) do radykalnych zmian w określeniu na nowo warunków funkcjonowania mediów i dziennikarzy. Realizuje priorytet “zdekomunizowania”, przez co należy rozumieć usuwanie z przepisów ustawy (powstałej jeszcze w 1984 r.) wszelkich odniesień do instytucji PRL. Szereg przepisów ulega niezbędnej systematyzacji i pewnemu dostosowaniu do obecnych warunków (w tym technologicznego rozwoju mediów).
Niestety, projekt nie realizuje wielu postulatów wydawców prasy. Usunięto z ustawy tzw. odpowiedź prasową (dualizm sprostowania i odpowiedzi budził poważne wątpliwości w praktyce), pozostawiając sprostowanie jako odnoszące się jedynie do faktów (a nie opinii czy ocen). Jednak projekt nadal nie wprowadza ścisłej definicji “sprostowania” ani precyzyjnych przesłanek odmowy jego publikacji, co podnosił Trybunał Konstytucyjny. Pozostają zatem te same wątpliwości, które dotyczyły poprzednich zapisów.
Co gorsza, pozostawiono przepis o odpowiedzialności karnej redaktora naczelnego za naruszenie przepisów dotyczących publikacji sprostowań.
Projekt uściśla przepisy o autoryzacji, by przeciwdziałać powszechnej praktyce wykorzystywania tej instytucji do odwlekania daty publikacji albo nadawania swojej wypowiedzi zupełnie innej treści. Z drugiej jednak strony w dobie elektronicznych mediów przyjęcie sztywnego terminu 12 godzin (w dziennikach) na dokonanie autoryzacji przez zainteresowanego to rozwiązanie szkodliwe. Informacje żyją dziś bowiem niekiedy kilka godzin. A zatem polityk, urzędnik czy przedsiębiorca mogą (powołując się na projektowany przepis) zapobiec niekorzystnej publikacji lub odwlec ją do następnego dnia, kiedy nie będzie ona miała już żadnego znaczenia.
Projekt nie uwzględnił tak oczywistych propozycji (zgłaszanych np. przez Izbę Wydawców Prasy), jak całkowita depenalizacja prawa prasowego, wprowadzenie zakazu prowadzenia działalności prasowej przez organy państwowe i samorządowe, wprowadzenie odpłatności za komunikaty organów państwowych i samorządowych czy też złagodzenie ograniczeń dotyczących tzw. sprawozdawczości sądowej.
Największe jednak obawy budzi nie wersja ministerialna nowelizacji, ale to, że w parlamencie politycy mogą wykorzystać ten skromny i kosmetyczny w sumie projekt do dalej idących ograniczeń i tłumienia dziennikarskich swobód.
Po 1989 r. forsowano już kilkanaście projektów nowelizacji prawa prasowego. Szczęśliwie dla mediów i demokratycznego społeczeństwa żadnego z nich nie udało się politykom doprowadzić do końca. Zadziwiające było to, że większość z nich proponowała rozwiązania bardziej rygorystyczne aniżeli ustawa z 1984 r. (czyli z PRL).
To przecież w ostatnich latach znaleźli się politycy proponujący drakońskie grzywny dla dziennikarzy czy wręcz sankcje pozwalające na zamykanie gazet. Całkiem niedawno – w projekcie z 4 kwietnia 2008 r. – posłowie PiS proponowali rozwiązania, których przyjęcie “zmrażało” prasę. Obok zwiększenia odpowiedzialności dziennikarzy i wydawców proponowano np. rozpoznawanie spraw prasowych przez sądy na posiedzeniach niejawnych i w ekspresowym tempie.
Nawet kiedy rząd skierował do Sejmu pożądaną nowelizację polegającą na zniesieniu kary pozbawienia wolności za zniesławienie dokonane w mediach – Sejm nie zaakceptował tego rozwiązania. W efekcie jesteśmy jednym z niewielu krajów Europy, gdzie za zniesławienie np. polityka, urzędnika czy firmy dziennikarz może pójść na rok do więzienia.
W prawie prasowym (także tym z 1984 r.), jeśli czegoś potrzeba, to jak największej deregulacji ustawowej i wprowadzenia w to miejsce środowiskowych samoregulacji.
Jeżeli politycy chcą pomóc prasie – a z projektu nowelizacji wynika, że zmierza on rzekomo do zagwarantowania prasie swobodnego wypełniania jej funkcji – to są znacznie lepsze sposoby. Jednym z nich jest poważne zajęcie się ekonomicznymi i społecznymi aspektami funkcjonowania mediów, zwłaszcza prasy drukowanej. Trzeba by np. wdrożyć systemowe zachęty do powstrzymania spadku jej czytelnictwa czy zadbać o poprawę (z uwagi na obywatelską funkcję prasy) warunków ekonomicznych jej funkcjonowania (VAT na prasę itp.). Może, podobnie jak we Francji, rząd mógłby na rok wykupić prenumeratę wybranego tytułu prasowego dla każdego maturzysty.
Byłaby to większa korzyść dla gwarantowania swobody krytyki prasowej.